*przed wybiciem zarażonych*
Poruszyła nosem, gdy źdźbło trawy dźgnęło ją prosto w niego. Jaskółka połączyła dzisiaj jej szkolenie zwiadowcze z podstawowym treningiem Świergot. Miała podkradać się tak, by przynajmniej młodsza jej nie zauważyła, będąc już odpowiednio blisko pokazać się, i odejść w inną stronę, by znowu je podejść z dowolnego kierunku. Miała do dyspozycji zarówno korony drzew, jak i ich korzenie czy samą trawę.
Pierwszy atak przeprowadzała więc z ziemi, bo tak było łatwiej. Była spokojna i w jej umyśle nie dawały sygnału dzwonki alarmowe, bo wiedziała dokładnie, gdzie znajduje się pozostała dwójka i że magicznie nie znajdą się za jej plecami albo na nich. Skradanie się było przyjemne; jak na gryzonia. Wydawało jej się, że zwiadowczynie spodziewały się, że będzie ciężka i będzie głośno chodzić. Te uprzedzenia co do samotników, tak, jakby przeżycie indywidualnie, było łatwiejsze niż te w zorganizowanej grupie. W większości miast, przez które przechodziła, było więcej śmieci niż roślin i to była jedyna różnica. Tam albo odgłosy dwunożnych zagłuszały hałas, albo ich schronienia podbijały dźwięki. Tak samo było trzeba być ostrożnym i potrafić zniknąć. Szczególnie będąc samotną kotką bez umiejętności walki.
Udało jej się podejść na ustalony dystans i wyprostowała się spokojnie, powoli na nie mrugając i czekając.
Po krótkiej wymianie spojrzeń wycofała się. Żeby poćwiczyć wszystko, co mogła, tym razem zdecydowała się iść górą. Nie zaczęła dobrze, za mało rozpędzając się na wstępie, ale czego nie załatwi prędkość, to załatwią łapy i tylko z lekkim opóźnieniem, o którym nikt nawet nie będzie wiedział, ruszyła z powrotem. Omsknęła jej się łapa, gdy przeskakiwała na gałęzie, ale chwilowy lęk sprawił, że automatycznie chwyciła się mocniej pozostałymi łapami i nie spadła. Zbliżała się po gałęziach i była praktycznie nad nimi. Aż na jej pysk wpełzł zadowolony uśmieszek.
Jaskółka ją dostrzegła, bo nawiązała z nią kontakt wzrokowy, ale uczennica jeszcze nie. Najwyraźniej jej mentorka postanowiła zrobić jej niezapowiedzianą lekcję, bo wskazała dyskretnie ogonem, by ją zaskoczyła. Krucha zawahała się, obawiając reakcji kotki, ale zeskoczyła z gałęzi, lądując tuż obok liliowej.
— Buu! — stanęła na tylnych łapach, imitując słaby, odsłonięty atak, nie wiedząc co innego zaimprowizować. Świergot nie wydawała się być pod wrażeniem (nie że miała kiedykolwiek pod nim być), ale współgrała, przeprowadzając ofensywę. Krucha po krótkiej szamotaninie dała się pokonać, mając na uwadze to, że nie chciała zbyt poplątać sierści tak krótko po tym, jak spędziła dużo czasu na oczyszczeniu jej z efektów ćwiczeń kamuflażu. Już musiała się rano pozbywać kłaków i wciąż bolało ją po tym gardło. Dźwignęła się z ziemi, by cofnąć się kilka kroków i otrzepać z pyłu.
— Dobrze wam idzie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz