*dawno temu*
Nastała pora nowych liści. Wszystko zaczęło odżywać. Bylica postanowiła wybrać się do miasta. Czas było nareszcie je dokładniej zbadać i dowiedzieć się więcej o tutejszych kotach, a także ich warunkach życia. Miała nadzieję na znalezienie jakiegoś tropu Szczekuszki i Skazy. Od tak wielu księżyców ich nie widziała... martwiła się, iż naprawdę tak jak Wypłosz mówił, mogli już nie wrócić. Nie chciała tego. Tak bardzo nie chciała. Musiała ich kiedyś w końcu znaleźć, albo chociaż dowiedzieć się, co się z nimi stało. Nie mogli zniknąć tak po prostu za bramą tego budynku, do którego trafiały podobno złapane koty, prawda?Wkroczyła do miasta, zaczynając zapuszczać się w strony, w których jeszcze nie miała okazji bywać. Gdy wkroczyła na pewną alejkę, ze wszystkich stron otoczyła ją cisza. Nawet wrony czy mewy, które zwykły pilnować miejskich kontenerów, zdawały się kraść odpadki z ostrożnością. Coś tutaj było wyraźnie nie tak. Bylica z doświadczenia dobrze wiedziała, iż takie zachowanie zwierząt i taka cisza to nie był to dobry znak.
Krótkie syknięcie było pierwszym dźwiękiem, który zwrócił mocniej jej uwagę. Chwilę rozejrzała się po zaułku, aż zobaczyła, kto taki próbował się z nią skontaktować. Niewielki, czarno-biały kocurek machał do niej łapką między szparkami płotu. Z jego szyi zwisała ładna, chociaż brudnawa obróżka.
- Psze Pani! Psze Pani, co Pani tytaj robi?! Chcesz się Pani zobaczyć z kostuchą!? - syczał młodzieniec, rozglądając się baczniej po otoczeniu. Jednak nie to zaniepokoiło kocicę. Jego uszy, uważnie czegoś nasłuchiwały, jakby martwił się, że to dźwięk, a nie jakaś postać, miały być groźniejsze.
Zdziwiona podeszła bliżej kociaka. Rozejrzała się i uważnie obserwując otoczenie odpowiedziała mu:
- Co to za miejsce, i z jakim kostuchą? - spytała pieszczocha.
- Kostuchą! No wie Pani... - miauknął, po czym wytknął z pyska język, przejeżdżając sobie łapą po gardle. - Tą kostuchą! To nie Pani tereny, Pan będzie zły jak Panią tutaj znajdzie! - kocurek zaraz bardziej wyciągnął łapy, jakby chciał załapać kotkę, jednak płot skutecznie mu to uniemożliwiał.
- Kim jest kostucha? Kim jest Pan? - spytała, podchodząc jeszcze bliżej to płotu - O czym mówisz drogie dziecko? Czyje to są tereny?
- Kostucha! Kostucha! - powtarzał, jakby nie znając innego słowa. Dopiero jak kotka się zbliżyła, mogła dostrzec pełnie przerażenia czającą się w jego żółtych ślepiach. Liczne ranki na jego ciele wskazywały na to, że miał jednak powody do strachu. Gdy podeszła w zasięg jego łap, kocur wbił pazury w jej przednie nogi, próbując przyciągnąć ją bliżej do siebie. Zdziwiona syknęła delikatnie na to. To był jakiś obłęd! Coś tutaj musiało się dziać. - Litości! Litości! Uciekaj, uciekaj, bo Pan przyjdzie! - szeptał niczym obłąkany, aż puścił kotkę i zaczął się cofać w cień rzucany przez jego dom. Niebo zasunąło się chmurami, a kocurek wrzeszcząc "nie chciałem, zmusiła mnie!" czmychnął do środka domu, małymi, kocimi drzwiczkami.
Widząc, jak czarny się wycofuje, obróciła się za siebie, chcąc jeszcze spojrzeć, czy na pewno nie bał się czegoś, co stało za nią. I chyba miała rację. Srebrna odwracając się, w cieniu bloków ledwo dostrzegła krwisto-pomarańczowe ślepia, które bez wyrazu wbiły się prosto w jej źrenice. Obok, nagle, rozległ się krótki trzask metalowej pokrywki od śmietnika, na którą wskoczył jakiś kot. Postać czająca się w cieniach nie wyłoniła się, jakby czekając na pierwszy ruch starej kocicy. Ta zmrużyła oczy, przypatrując się lśniącym ślipią. Z kamienną twarzą usiadła, owijając swój wyjątkowo długi ogon wokół łap. Wbiła swe intensywnie zielone oczy również w zierenice kota siedzącego w cieniu.
- Sądząc po reakcji tego dziecka, wnioskuję, iż jesteś... Kostucha. - miauknęła, przypatrując mu się uważnie.
Gdy rzędzenie metalu ustało, znów otoczyła ich cisza. Tym razem, po ostrym ucięciu dźwięku, zdawała się ona jeszcze bardziej złowroga niż przedtem.
- Mówił o śmierci. - Dziwnie spokojny głos rozległ się po alei. W jego łagodności było coś dziwnego, niepokojącego, a połączony z brakiem wyrazu w oczach mógł sprawić, że przez grzbiet przechodził zimny dreszcz.
- Wynoś się stąd, dopóki nie zdecyduję się zapamiętać twojego pyska.
Spojrzała na nieznanego kocura.
- Kim więc jesteś? - spytała, nie ruszając się z miejsca.
Dojrzała błysk pazurów wysuwających się z łap postaci. Dopiero teraz jego spojrzenie nabrało barw, jakby rozpalone kipiacą furią.
- JAK ŚMIESZ, TY- jego głos natychmiastowo się urwał, gdy obok rozżarzonych jak węgiel ślepi pojawiła się para kolejnych, tym prazem prawdziwie szkarłtanych jak krew. Pomarańczowe ogniki jakby zmrużono, a po chwili z ciemności wyłoniła się śnieznobiała kotka, podczas gdy tamte ślepia ochłonęły nieco. Bylica patrzyła na to zaciekawiona. Czyżby przybył kot, który rządził tymi terenami?
- Pani! Moja Pani! - Z domu znów wyleciał niewielki żółtooki kocur. Przylgnął do płotu, wyciągając łapczywie łapy. - Nie chciałem! Nie chciałem! - zawodził. Biała obca minęła Bylicę, która obserwowała każdy jej krok, gotowa na niespodziewaną zmianę celu, ale nie wstała ani nie ruszyła niczym poza głową. Gdy obca podeszła bliżej pieszczocha, ten przylgnął do jej łapy, dławiąc się wydzieliną cieknącą mu z nosa. - Nie mów Mu, nie mów! Błagam! - zapłakał kocurek, a gdy kotka przytknęła nos do jego czoła, ten zdawał się momentalnie uspokoić.
- Nie zostaniesz ukarany, zadbam o to - powiedziała spokojnie, kojąc nerwy pieszczocha. - Powinnaś odejść i zapomnieć o tym miejscu. Te ulice są zamknięte dla obcych - kotka zwróciła się do niej, nie zmieniając pozycji.
- A możesz chociaż mi powiedzieć, co u licha się tutaj wyprawia i kogo wszyscy się tak boją? Z doświadczenia wiem, że takie rzeczy warto wiedzieć. - odparła, mając nadzieję na dowiedzenie się, gdzie zawędrowała.
- Nie twoja w tym głowa, nieznajomo - odparła łagodnie kocica. - Jeśli nieśpieszno ci na ostatnie spotkanie, posłuchaj rad tego młodzieńca. Wszyscy wiedzą, żeś nie stąd, a kroczenie po tych ulicach bez wiedzy jest nadzwyczaj szybkim sposobem, by wybrać się na tamten świat - wytłumaczyła, a gdy otworzyła szkarłatne ślepia, widać było w nich nutę smutku. Po bliższym przyjrzeniu się, nawet pysk kotki, mimo łagodnego uśmiechu, wydawał się przygnębiający. Błękitna ponownie zmrużyła oczy, przyglądając się uważnie kotce, zapamiętując każdy szczegół.
- Hm... - mruknęła - Cóż... kimkolwiek jest Pan, coś czuję, że raczej wolę, aby mnie tu nie było, gdy się zjawi. Może jeszcze kiedyś dowiem się, o co tu chodzi, jeśli będzie mi to dane... choć stara ja jestem, stara. A jeśli chcesz pomóc temu młodzieńcowi na rany... polecam szczaw - rzekła, wstając. Na jej pysku również pojawił się łagodny uśmiech. Już miała się odwrócić, lecz zatrzymała się w połowie obrotu. - Zanim jednak odejdę... skoro masz wiedzę... wiesz, gdzie trafiają koty złapane przez dwunogów? - spytała z iskrą nadziei w oczach.
Oblicze kotki niespodziewanie zmieniło się, gdy tylko wspomniała o sposobie na pomoc pieszczochowi. Wyprostowała się i teraz widoczne było, iż była to nadzwyczaj ogromna kotka. Biała zmierzyła ją chłodnym spojrzeniem, by po machnięciu długą, białą kitą odwrócić się w kierunku, z którego przyszła, gdzie wciąż czekała na nią para pomarańczowych ślepi.
- Powinnaś uważać do kogo mówisz. - Kocica strzepnęła uchem, ruszając parę kroków w przód, podczas gdy jej futro zafalowało delikatnie. - Nie wracaj tu więcej. Nie znajdziesz tutaj tych, których szukasz.
- Tylko spytałam, bo nikt nie raczył mi na to pytanie odpowiedzieć jak dotąd. Przynajmniej teraz dzięki tobie wiem, że tutaj ich nie znajdę - mruknęła, na wszelki wypadek gdyby chodziło jej jednak o pytanie o porwane koty, po czym wyszła z alejki - Do widzenia, kimkolwiek jesteś, krwistooka. - dodała jeszcze, nim zniknęła za rogiem.
Po wyjściu z zaułka ruszyła w przeciwną stronę, szybko oddalając się od tamtego miejsca. Hm… natrafiła chyba na tereny jakichś szczególnych osobistości. Będzie musiała zgłębić temat… i może popytać o kotkę, którą widziała. Jej wygląd był nie typowy, szkarłatnych ślipi się nieomal nie widziało pośród napotykanych kotów. Nie miała zamiaru jeszcze wracać mimo tamtego spotkania, które mogło się skończyć dla niej bardzo źle. Ku jej zaskoczeniu po chwili chodu, okolica zrobiła się dużo bardziej żywa. I chociaż na ulicy wciąż nie latało zbyt dużo kotów, tak okoliczne śmieciożerne ptaki były dużo pewniejsze w swoich łowach. Gdy tylko dostrzegła kilka kocich kit znikajacych w tym samym kierunku, ruszyła za nimi. Skryła się w cieniu, podążając tam, gdzie oni. Gdzie szli? Czyżby jakaś uliczna walka? Musiała się dowiedzieć dla zaspokojenia własnej ciekawości.
Chichoty i podekscytowanie dochodzące z grupki kotów przed nią jednak nie wskazywało na żadną walkę. Byli tak zajęci sobą, że nawet nie zauważyli, że ktoś ich śledzi, co w sumie i tak byłoby trudne, zważywszy na to, iż była w tym dobra. Bylica widziała, jak skręcają za budynkiem i jeden po drugim, wskakują przez piwniczne okienko do pomieszczenia pod ziemią, na co uniosła brwi, po czym ruszyła za nimi, aby zajrzeć do środka. Gdy tylko wychyliła się nad okienko, prosto w jej pysk buchnęło ciepłe, słodkie powietrze. Ciężka woń szybko dała się rozpoznać - kocimiętka. W środku srebrna dostrzegła zbiorowisko najróżniejszych kotów, siedzących wygodnie na wydeptanych tkaninach. Do uszu staruszki dotarła zaraz cicha muzyka, zagłuszana przez rozmówki zebranych. W atmosferze czuć było wszechobecne wyluzowanie, które aż zachęcało do wproszenia się do środka. Po chwili namysłu dawna burzaczka postanowiła delikatnie, cichuteńko, wślizgnąć się przez okno piwniczki. Mimo zachowania ostrożności w takim miejscu i tak ją dostrzeżono. Niektórzy z obcych zmarszczyli brwi na jej pojawienie się, jakby zdziwieni jej obecnością w takim miejscu. Większość jednak była zbyt zajęta swoimi sprawami, żeby zwrócić uwagę na pozornie zagubioną starowinkę. Oczy Bylicy szybko wyłapały takie rzeczy, jak kocury popisujące się przed chichoczącymi pod nosem kotkami lub koty zajęte wygodnym układaniem się z listkiem kocimiętki w pysku - a to był dopiero przedsionek słabo oświetlonego miejsca, co wzbudzało coraz bardziej jej ciekawość.
- Kocimiętki na rozkręcenie zabawy? Albo na pozbycie się zmarszczek? Nie oceniam, tylko proponuje. Inny towar też by pomógł. - Niespodziewanie jakiś sierściuch wepchnął się na bok kotki, uśmiechając się szczerbatym pyskiem.
- Um... - zdziwiona spojrzała na nieznajomego - A zanim zdecyduję... co to za miejsce? - spytała - Nie za bardzo się orientuję gdzie się znalazłam... - mruknęła, uśmiechając się niepewnie.
- Widać, że nietutejsza - rzekł ochoczo, drapiąc się za uchem. - Ale nie mi oceniać! Znalazłaś się w najlepszym miejscu w mieście! Kasztelanie! Baw się do rana, staruszko! Może i do śmierci, co? - parsknął kocur. - Haha! Żartowałem! To przez świerzb! Tym też się mogę podzielić, jeśliś chętna!
Wiedziała co to świerzb, więc postanowiła iż tego akurat nie weźmie od kocura.
- Kasztelanie, powiadasz... to jakaś... zabawa? - spytała. - Dużo tu kotów. - zauważyła - Mógłbyś mi pokazać, co i jak? Ja niestety jestem jak sam powiedziałeś nietutejsza. Pochodzę z daleka.
- Zabawa? Że jednorazowa? Żartujesz? - kocur prychnął śmiechem, opluwając przy okazji pysk kocicy. - Kasztelan to miejsce! Czas! Wszystko! - otarł się o srebrną, wyciągając krępy grzbiecik. - Wszystko czego byś zapragnęła tu jest! Piękne kotki, mili panowie, no i ja oczywiście! czego chcieć więcej? I pewnie, że mogę ci pokazać co i jak - zamruczał zaraz. - Dla takiej ślicznej starszej pani wszystko, nawet łapki całować, jak zapragnie.
- Oh, rzadko ktoś w tym wieku mnie komplementuje... - miauknęła, dalej zdziwiona tym... dziwnym zachowaniem - Więc prowadź. - powiedziała, delikatnie łapą usuwając jego ślinę z pyska.
Na jej słowa twarz kocura pokryła się zadowolonym uśmieszkiem. Zaciągnął kotkę przez słodko pachnące korytarze, prosto na jakby już przygotowaną poduszkę. Była ona bardzo miękka, co spodobało się Bylicy, że aż zadrgała wąsami z ekscytacji i zadowolenia. Kocur otarł się o nią jeszcze raz, po czym usiadł niedaleko, drapiąc się jedną łapą pod brodą.
- Jak widzisz, wiele się tu kręci. I to nie tylko samotników. Pieszczoszki też przychodzą się tu zabawić. Nie ma zasad, nie ma nudy, nie? A wszyscy przychodzą po co? Najlepszy towar w mieście! Mój! Kocimiętka, świerzb i inne! Chcesz się przekonać, że dobre?
- Hm... mogę spróbować... kawałek kocimiętki - mruknęła, wciąż zaciekawiona, choć niepewna, czy powinna… w końcu znała efekty… kocimiętki… ale w sumie, jeśli weźmie tylko odrobinę… była przecież uzdrowicielką, wiedziała, jak dawkować. Tymczasem kocur podczas jej rozmyślania już miał wyskubywać ze swojego poplątanego futra kawałek zielska, gdy nagle, na jego grzbiet zeskoczyła inna obca kotka.
- Ej, no- oh, Jago... wiesz, że to nie tak - nieznajomy zdawał się spłaszczyć przed obliczem przybyłej, która właśnie otrzepywała sobie łapy po lądowaniu. Jego zachowanie wobec obcej przykuło uwagę Bylicy. Najwyraźniej była wyżej w hierarchii niż on. Zaraz nieznajoma zwana Jago zmierzyła go niezadowolonym, groźnym spojrzeniem, a ten jakby zaraz zrozumiał przekaz.
- Spadaj, Śmierdziel - mruknęła tylko, spławiając kocura, który czmychnął z podkulonym ogonem. Sądząc po jej obroży - pieszczoszka, poprawiła futerko przy pysku i odwróciła się w stronę starszej z przyjemniejszym wyrazem pyska niż ten, którym raczyła Śmierdziela. - Jeśli szukasz prawdziwego towaru, nie daj się omamić takim jak on - poradziła, strzepnąwszy uszkiem.
- Hm... masz namyśli kocimiętkę? W sumie, czy może być większa różnica między jednymi liśćmi a drugimi... - zaczęła udawać, że się zastanawia, choć w rzeczywistości wiedziała, iż warunki w jakich wyrastała roślina wpływały na nią. Jago zaśmiała się perliście.
- Kocimiętkę, coś mocniejszego... wszystko - zamruczała. - I oczywiście, że może być większa różnica. Smak, zapach, nawet działanie. To co? Wolisz się zapychać jakimiś podrzędnymi chwastami czy spróbować czegoś z najwyższej półki?
- Hm... mów dalej... - zaciekawiła się.
- Jestem pewna, że nigdy nie miałaś w pysku lepszej kocimiętki, jednak... wszystko ma swoją cenę, nieprawdaż? - zamruczała, przeglądając się w niewielkim lustereczku opartym o poduszki niedaleko. - Mój Pan nie przyjmuje byle czego jako zapłaty.
- A co takiego chce w zamian? - spytała. - i kim jest twój pan?
- Mój Pan to najwspanialszy kot w mieście. Najpotężniejszy, najbogatszy i najlepiej ustawiony, a jego imię brzmi Jafar. Nawet Duma się u niego zaopatruje! Ha, a żeby tylko on! Sam Władca, Głowa Trzech Batalionów kupuje u niego wszelkie dobra! - przedstawiwszy swojego pracodawcę, kotka uśmiechnęła się, próżnie poprawiając futerko. - W tym tygodniu żąda piór. Najlepszej jakości, nie brudnych, nie wystrzępionych, jedynie puszyste i najlepiej niebieskie. Dwa listki za dwie garści puchowego pierza. To dobra cena, zaufaj. - Zaraz, jakby znikąd, wyciągnęła dwa ładne liście, zgrabnie machając nimi srebrnej kotce przed nosem. Delikatnie powąchała woń owych kawałków rośliny. Faktycznie, czuła i widziała po liściach, iż ta kocimiętka na pewno była zdrowa.
- Hm, ciekawa oferta. Tam skąd pochodzę zażądano by najpewniej zwierzyny albo czegoś w tym rodzaju - miauknęła. - Gdzie cię znajdę jeśli zdecyduję się na zakup? Na wzmiankę o zapłacie innego rodzaju, w uśmiech kotki wdarło się niemałe zdegustowanie. Szybko jednak jej wyraz pyska wrócił do czarującej normy, gdy schowała w swoim gęstym futerku na szyi kocimiętkę i okręciła się na pięcie, jakby już do kolejnego kilenta.
- O tej porze dnia, zwykle tutaj. Kto wie, gdzie będę wieczorem, albo nocą... - westchnęła z nutą rozmarzenia. - Jeśli się zdecydujesz, wróć jutro z zapłatą.
I tak, nie tracąc czasu, kotka zniknęła w tłumie. Staruszka nim zdążyła jeszcze dokładniej zacząć analizować zachowanie kotki w głowie, dosłyszała nad swą głową cichy dźwięk ruszania kartonów i materiału. Jakaś główka wyjrzała zaraz na nią i bacznie obserwowała, czy Jago na pewno zniknęła. Gdy upewnił się, że tak, kocur imieniem Śmierdziel oblizał się i spojrzał na Bylicę.
- Ah, widzę, że Księżniczka niezły biznes rozkręca. Ten to ma łeb do interesów... tylko ciekawe, skąd wytrzasnął taką lalunię... też bym taką nie pogardził. Ale ma rację, jego towary są nie-z-tej-zie-mi.
Spojrzała na znajomego kocura, unosząc łeb do góry.
- Ciekawe. A kim jest ten o którym mówiła... no... jak mu tam było... Władca, Głowa Trzech Batalionów?
Chciała się dowiedzieć o tej postaci, która zdawała się być z jej słów kimś ważnym, kimś takim jak Kukułka w starym mieście.
- Tym kim Pani słyszy - Śmierdziel machnął niedbale łapą. - Pan Entelodon. Przerażający typ. Operuje (północnym/wschodnim/zachodnim/południowym) miastem i jeśli lubisz mieć Pani łapki, nie to nie igraj Pani z ogniem - zaśmiał się parszywie.
- Hm, czyli szycha. Dawno temu... też nie byłam zwykłym kotem - mruknęła, przypominając sobie tamte czasy.
Gdyby nie ta głodówka… może by rządziła w tamtym mieście.
- Oh, nie ważne jakaś Pani wielka nie była, nie masz Pani podlotu do Pana Batalionów. Inna liga - mruknął, wpatrując się pusto w sufit. - Oi, właśnie, tak mniem w łebku świta, że my interesów nie skończyli! W kocimiętkę się nie będę Księżniczce wtryniał, ale świerzba tylko ja sprzedaje! I wisi mi pani kurczaka za niego! - Kocur ożywił się, pokracznie zeskakując na poziom Bylicy z łajdackim uśmiechem.
- Zaraz...co - skapnęła się, że pewnie jej go sprzedał, gdy się o nią otarł. - Spryciarz z ciebie - mruknęła. - A może być gawron? - spytała.
- Dwa! Wtedy dwa gawrony za kurczaka! - zamruczał, zadowolony z siebie. - To idziem. Przejdnę się z Panią, żebyć mnie nie utytkała. Idziem!
Wstała, po czym ruszyła do wyjścia. No cóż, mimo, iż nie zamawiała, powinna zapłacić z czystej uprzejmości. Od razu po wyjściu z piwnicy zaczęła szukać tropu zwierzyny. Udało jej się wywęszyć gawrona. Podążyła za śladem zapachowym, a gdy ptak znalazł się w jej zasięgu wzroku przypadła do ziemi. Miała farta. Podkradła się do ptaszyska i zakończyła jego żywot.
- Jeszcze jednego, idziem, idziem!
Na jego ponaglenie uśmiechnęła się pod nosem.
Chwilę pokluczyła i gdy w końcu upolowała drugiego ptaka, jej nowy znajomy od razu zabrał zapłatę i zniknął tak szybko jak się pojawił, rzucając jej na pożegnanie "miłej zabawy ze świerzba".
Po tym jeszcze chwilę pochodziła po uliczkach, aby następnie skierować łapy w stronę Drewnianego Gniazda.
Cóż… będzie musiała znaleźć coś na świerzb po powrocie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz