- O czym ty mówisz? Jaki znowu realizm? - mówił, przeciągając się i ziewając jednocześnie.
- To, co wmawiała Ci ta ruda...! - warknęła.
- Kto rudy? Że Pszczeli Pyłek?
- Tak, to była bujda. Zwykła, bezczelna bujda!
- Ja naprawdę nie rozumiem, możesz jaśniej?
- Chodź.
Niebieski kocurek podążył za czarną kotką. Zaspany jeszcze, nie wiedział, co za chwilę będzie się działo.
Co było nie tak, z Pszczelim Pyłkiem, kotką, która opiekowała się nim i jego rodzeństwem.
Odeszli trochę od legowisk, przysiedli na mokrej, cieknącej trawie.
- Nie wrzucisz mnie drugi raz do kałuży? - odskoczył i mruknął niepewnie.
- Nie. - odburknęła.
- Na pewno? Nie wiem co to był za pomysł...
- Mhm.
- To co teraz będziemy robić? Chcesz się bawić? - podskoczył z radością w głosie.
- Jesteś w wieku ucznia, błagam cię, zacznij wybijać sobie zabawę z głowy. To nie potrwa wiecznie.
- To dlaczego tu przyszliśmy? Bez sensu... Nie chce, żebyś znowu na mnie krzyczała i pouczała. I wrzucała do borsuczych kałuż.
- Przecież mówiłam Ci, że cię nie wrzucę! - syknęła.
W tym momencie, ze żłobka wychodzili Ostrzeń i Orliczek. Wrzos bez wahania pobiegł w ich kierunku, zostawiając po sobie błotniste stemple, na zimnym i mokrym podłożu. Zostawił Kamienną Agonię. W złych emocjach. Zdecydowanie złych.
- Wrzos! Wrzos... - zawołała zrezygnowana.
Kocurek jednak nie zareagował na wołanie. Nie słyszał. Był zajęty rozmową z braćmi.
Wstała. Czarna kotka przechodziła obok kociąt.
- Zobaczcie, jaki jestem silny! - zawołał pewny siebie Wrzos, próbując zrobić mężną pozę.
- To było świetnie, Wrzos! - stwierdził Ostrzeń.
- Możesz zrobić to jeszcze raz...? - miauknął pod nosem Orliczek.
- Wrzos?! - warknęła kotka.
Niebieski prężył i popisywał się dalej, ignorując ją. Kamienna Agonia poszła w drugą stronę, beztroskie kociaki nie zauważyły tego. Nie przywiązały wagi. Czarna przypatrywała się swoim braciom z pogardą.
***
Nastał moment przygotowywania się powoli do snu. Pora wschodu księżyca. Koty wchodziły do legowisk.
- Wrzos, idziesz? - zawołał jeden z kociaków ze żłobka.
- Zaraz przyjdę...
Kociak ujrzał wysoki cień znajomej kotki, postanowił do niej podejść, pożegnać się. Jej nastrój wydawał się nie być zbyt dobry.
- Hej, Kamienna Ago-
- Czego chcesz, bachorze? Po co tu przyszedłeś? Powinieneś już spać!
- Chciałem porozmawiać przed snem...
- Nie mamy o czym. Idź spać.
Kociak spojrzał na Kamienną Agonię z rozczarowaniem. Odwrócił się, poszedł w stronę swojego legowiska.
Poczuł na sobie wzrok innych kotów na sobie. Wrócił najpóźniej. Rozciągnął się, zrobił dwa kółka
wokół własnej osi i położył się. Ciągle myślał o czarnej wojowniczce. Nie miał ochoty zasnąć.
<Kamienna Agonio?>
oh zrobiło mi się tak autentycznie żal Kamiennej :<
OdpowiedzUsuń