Słonecznik bawił się kawałkiem uschniętej trawy, którą wykopał wcześniej ze śniegu i zaczął toczyć potem cicho po żłobku, nie chcąc nikomu przeszkadzać. Kiedy Perkoz do niego podszedł nie spodziewał się tego i odwrócił głowę zaskoczony, cała jego uwaga przekierowana teraz na rudego kota.
- Oczywiście, czemu miałbym być smu... - zapytał, jednak zanim jeszcze słowa w pełni opuściły jego pyszczek, przypomniał sobie nagle o tym, że Owieczka, medyczka klanu, która niedawno umarła, była też matką Perkoza i może było to nietaktowne w takim momencie. Sam kremowy nigdy nie spotkał jej jeszcze na oczy, jako że był póki co okazem zdrowia ( z czego był bardzo dumny), więc nie można było powiedzieć, że jakoś to na niego wpłynęło, jakkolwiek okrutnie to nie brzmi. Życie toczy się dalej, po zimie przychodzi wiosna i takie tam. Kocurek zakrył sobie usta łapą i zakłopotany wymamrotał:
- O nie, przepraszam... Nie pomyślałem o twojej mamie, Słonecznik to głupi mysi móżdżek! Przepraszam!
Rudy kociak wydawał się być zaskoczony tak nagłą i niespodziewaną reakcją kolegi, szybko jednak się zebrał i zdążył prędko mu odpowiedzieć:
- Nie musisz przepraszać.. Nie obchodzi mnie to tak bardzo.
- Jak... to nie? - zapytał teraz już nieco wybity z rytmu Słonecznik.
Perkoz tylko fuknął, nie odpowiadając od razu. Starszy kociak poczuł, że może nie powinien był jednak ruszać tego tematu, więc szybko doskoczył do rudego i stykając ich boki razem zapytał:
- A co ważniejsze, nie zimno ci teraz? Mi się na przykład mróz ostatnio bardzo dawał we znaki, ale jako starszy kolega chciałbym żeby to tobie przede wszystkim było ciepło.
- To ja jestem starszy! Ty urodziłeś się przedwcześnie, więc się nie liczy! Poza tym o mnie się nie martw, taki wspaniały kot jak ja na pewno nie przeziębi się od byle jakiego chłodu.
- Co? Nieprawda, i tak by wyszło, że jestem starszy... chyba - zastanowił się kremowy, prawdopodobniej dłużej niż powinien. - Może masz rację, ale raczej trudno to stwierdzić.
Perkoz zlustrował go od stóp do głów w milczeniu, po czym zwiesił wzrok obojętnie na swoje łapy, które wgniotły już w warstwę śnieżnego puchu malutkie dołeczki. Słonecznik, widząc że drugi próbuje coś powiedzieć, szybko zamilknął i w oczekiwaniu przysunął się jeszcze bliżej.
- Owieczka wcale nie zachowywała się jak moja mama, więc mogła równie dobrze nią nie być. Dobrze wiem, że ja.. i moja siostra zasługujemy na lepszych rodziców.
Ogon Słonecznika nastroszył się w oburzeniu, ale nie na kota obok. Medyczka naprawdę tak słabo zajmowała się swoimi dziećmi? Wiedział, że to nie jego sprawa, ale z niezadowoleniem poruszył wąsikami i dopiero po chwili również opuszczając wzrok wymamrotał lekko się uśmiechając:
- Cóż, ja na pewno byłbym zachwycony, gdybym mógł mieć takiego fajnego brata jak ty, więc tym się nie martw.
<Perkoz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz