Kotka nie była zaskoczona, gdy Drżąca Ścieżka zemdlał. Był osłabiony, powieki mu się przymykały i wyglądał na bardzo smutnego. Szylkretka rozejrzała się po legowisku. Nie chciała już budzić Jeżowej Ścieżki. Drżąca Ścieżka zresztą też nie chciał, bo gdyby miał taki zamiar, to by to zrobił. W końcu była ledwie uczennicą. Może nie świeżą i sporo już umiała, ale czekoladowy był bardziej doświadczony.
Wiśniowa Łapa złapała wojownika i przeniosła go na legowisko z mchu. Nie chciała mu nic podawać, póki był omdlały. Może Jeżowa Ścieżka obudzi się w tym czasie.
Szukała wśród ziół mewianki (jak nazywał to zioło mentor), aby podać je później Drżącej Ścieżce. Była dobra na smutek. Uczennica medyka obawiała się trochę zastosowania zioła - być może pomagało, ale ona nigdy nie zdecydowałaby się wziąć do ust czegoś na samopoczucie. Niektóre koty po kocimiętce zachowują się jak szaleńcy.
**
Kremowy powoli otworzył oczy. Nie był nieprzytomny długo. Ale kotka w tym czasie zdążyła już przygotować zioło. Ciekawiła się, co takiego sprawiało, że kocur był zestresowany. Oczywiście wiadomo, morderca go zaatakował, ale to nie powinno być tak straszne. Był wojownikiem, umiał się bronić.
- W końcu się obudziłeś - Mruknęła obojętnym tonem i przysunęła mu zwitkę mewiego kwiatu pod pysk, spoglądając mu w oczy. - Skoro przyszedłeś tu po takie zioła, to musi ci być naprawdę ciężko.
Nie oczekiwała odpowiedzi. Ale jednak ją dostała.
- Jest ciężko. - Przyznał.
- Nie spodziewałabym się tego po synie Piaskowej Gwiazdy. - Powiedziała kotka chłodno, odwracając się, by przelecieć wzrokiem wszystkie zioła. - Powinieneś mieć chyba lepiej od innych. Ale rozumiem. Nie tylko nierudzi mają teraz problemy.
Popatrzyła kątem oka, jak wojownik zjada podane mu zioło. Skrzywił się na jego smak, ale połknął bez sprzeciwu. Nie przywykła do samodzielnego obsługiwania kotów. Zazwyczaj Jeżowa Ścieżka był przy niej. Ale jednak podobała jej się samodzielność. Nie chciała wiecznie polegać na mentorze. Był mądry, ale jeśli chciała się czegoś nauczyć, powinna od czasu do czasu zrobić coś sama, bez pomocy. Rzuciła okiem na Drżącą Ścieżkę.
- Mogę podać ci też mak na sen i uspokojenie, jeśli potrzebujesz. - Zaproponowała, ale kocur pokręcił głową.
- Nie trzeba.
Może próbował siłować się z tym stresem, o którym mówił. Wiśnię to mało obchodziło. To było jego życie. Nie miała powodu, żeby się wtrącać.
Zastrzygnęła uszami, słysząc leniwe ziewnięcie Jeżowej Ścieżki. W końcu przestał spać. Był stary i należało mu się więcej odpoczynku, a przez medykowanie pewnie nie miał zbyt wiele czasu na sen. Spojrzała jeszcze raz na pacjenta. Nie liczyła na podziękowanie, jednak byłoby jej miło, gdyby ktoś w końcu docenił wysiłek, jakim jest leczenie i pomaganie klanowym kotom.
<Drżąca Ścieżka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz