Czekał na jego śmierć w konwulsjach. Był winny. Musiał. No bo jak? Ostatni widział jego matkę! Za nic nie uwierzy, że taki "zakochany" zostawiłby ją samą, a sam odszedł. Zwłaszcza, że miał wyznać jej miłość. Wkopał się przez swoją głupotę, toteż nie zamierzał mu odpuszczać.
Czekał i czekał. Coraz więcej mijało uderzeń serca, ale kocur nadal żył, co go zaczęło irytować. Czyżby naprawdę był niewinny? Nie! Nawet jeśli był niewinny, to powinien też umrzeć. Nie był głupi! Nikt nie mógł przeciwstawić się truciźnie!
- Zaraz padnie! - syknął próbując zmusić tym sposobem Słonecznikową Łodygę, aby odszedł z tego świata.
- Wątpię - odparła kotka chłodno. - To ja się znam na ziołach, nie ty. I wiem, że już dawno by umarł. Widocznie się myliłeś.
Zadrgała mu powieka. Spojrzał na swoją kuzynkę. No tak. Ona znała się na ziołach, on nie. Jednak wiedział, że trucizna zabija! Zabija! Czemu więc tutaj nie zadziałała? Co takiego się stało? Czyżby Wiśniowa Łapa zdradziła i do niej dodała antidotum? Nie... niemożliwe. Tak się chyba nawet nie dało! Ale się nie znał, to fakt, więc mógł tylko gdybyać. Od tego myślenia zaczął mu parować mózg. Starał się znaleźć racjonalne wytłumaczenie, dlaczego obiekt jego nienawiści stał i z każdą chwilą, na jego pysku malowała się ulga.
- To niemożliwe! - warknął i wbił wzrok w kuzynkę. - Mów prawdę! Nie dałaś mu trucizny? Podmieniłaś zioła? Tam była antidotum tak? Wiesz ty co! - prychnął, kręcąc głową. - Dlatego kotki są bezużyteczne! Nawet nie potrafią porządnie kogoś zabić! Zawiodłem się na tobie - to powiedziawszy odszedł, zostawiając tą dwójkę samą sobie.
***
Opowiedział o wszystkim Piaskowej Gwieździe. Tylko ona rozumiała jego obawy i motywację. Sama w końcu go ulepiła. Była dla niego niczym druga matka. Teraz jedyna, bo prawdziwa została utopiona. Futro na karku zjeżyło mu się, gdy wylewał jej swoje żale. Liderka go pocieszyła mówiąc, że będą mieć oko na Słonecznikową Łodygę, gdyby rzeczywiście jego podejrzenia się sprawdziły.
Nie na taką odpowiedź liczył, ale co mógł zrobić? Nie on władał klanem. Oby tylko liderka wzięła jego słowa na poważnie, bo mógłby przyjść dzień, w którym zdrajca odbierze jej życie. Wtedy... wtedy by go zabił. Własnymi łapami...
***
Pora Nowych Liści była bardzo deszczowa. Krzywił nos, gdy po ziemi chodziły jakieś żuki, mrówki i inne robale. To była okropna pora. Już wolał Porę Zielonych Liści, gdzie wszystkich suszy, niż przebywać w takim "towarzystwie". A skoro o tym mowa... Udał się do swojej kuzynki. Musiała mieć masę roboty. Była w końcu przyszłą medyczką. Chcąc zobaczyć, czy sobie radzi na tym stanowisku, wszedł do legowiska medyków, co spowodowało, że od razu został dostrzeżony.
- Gdzie Jeżowa Ścieżka? - zapytał ją, nie widząc w pobliżu jej mentora.
- Wyszedł po coś, a co? Chory jesteś?
- Nie? Widzisz bym był? Chciałem upewnić się, jak sobie radzisz... - Nie dokończył, bo już w wejściu stanęła Trzcinowa Sadzawka, która nakazała Wiśniowej Łapie, aby jej pomogła. Uśmiechnął się zadowolony. No... mógł teraz popatrzeć jak ta radzi sobie... sama.
<Wiśniowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz