Uchyliła powieki, mrugając przez chwilę w niezwykle szybkim tempie, byleby przyzwyczaić się do otaczającej jej jasności. Rozszerzyła pysk w ziewie i przy okazji wydała z siebie cichy dźwięk, coś na wzór pisku pomieszanego z miauknięciem. Mlasnęła i niemrawo obleciała wzrokiem obecne w żłobku koty.
Leżała wciśnięta między matką a Listkiem, który wręcz ją przygniatał, pochrapując przy tym. W pewnym momencie jego łapa drgnęła i pacnęła tortie w pyszczek, na co ta przybrała zbulwersowany wyraz pyska. Była wręcz gotowa zbudzić wszystkich i naskarżyć na ten akt przemocy, ale od razu sobie przypomniała, że na tego brata nie powinna donosić, bo w przeciwieństwie do Jadu, ten potrafił się jeszcze jakoś porządnie zachowywać.
Wspomniany rudzielec jak zwykle tkwił w głębokiej fazie snu, skulony z dala od nich, bliżej ogona Rozkwit. Miał uchylony pyszczek, a z języka ciekła mu ślina. Motylek parsknęła na ten widok krótkim śmiechem. To był jedyny moment spokoju, w którym pręgowany nie syczał na każdego z byle jakiego powodu. Wyglądał niewinnie, co było wręcz absurdem dla kogoś z tak paskudnym charakterem.
Czekała spokojnie, aż ktokolwiek z rodziny raczy ruszyć swoje cztery litery i wstać. Zatapiała się w długiej sierści rodzicielki, nucąc pod nosem wesołą melodyjkę.
- Długo już tak jojczysz? - Słysząc głos szylkreta, wrzuciła na pysk pogodny uśmiech.
- Tak długo, jak ty śpisz. Ile można Listku? Czas ucieka, a wiesz doskonale, co nas dzisiaj czeka! - miauknęła radośnie, czekając, aż jej rozmówca się od niej odsunie. Zerwała się na równe łapy i wykonała okrężny ruch ogonem, w celu okazania swojej radości.
- Oh, a ta już pierdoli o niczym - jęknął rudzielec, na co zaraz dostał po głowie od matki, która również się wybudziła, z winy dyskusji swoich dzieciaków.
- Jad, czy mógłbyś przestać od rana sprawiać problemy? - zapytała karmicielka ze zrezygnowaniem w głosie.
- Jeszcze nic złego nie powiedziałem! - oburzył się.
- Ale dobrze wiem, że byłeś tego bliski. No dobrze, wstaliście dzisiaj wyjątkowo wcześnie, co nie zmienia faktu, że na obiecany spacer i tak pójdziemy dopiero wtedy, kiedy wasz tata wróci z porannego patrolu - oznajmiła.
Cała trójka jęknęła ze smutkiem, ale mimo wszystko wspólnie zdecydowali wykazać się cierpliwością.
***
- Tato! Nareszcie jesteś! Szybko, idziemy na spacer! - Motylek, widząc zaledwie czubek głowy ojca, rzuciła się do jego łapy, wtulając się w jasne futerko. - Mamo, skoro jesteśmy w komplecie, to możemy już iść? - zapytała, z ekscytacją spoglądając na rodzicielkę. Rozbawiona kotka tylko skinęła głową.
Całą rodzinką opuścili kociarnię, na co najmłodsi czekali już od pierwszego księżyca swego życia.
Tortie ledwo co dotknęła ziemi, a wydała z siebie zduszony okrzyk.
- O fuj! Co to jest i dlaczego tak się do mnie lepi! O fuj, fuj! To nie chce zejść! - piszczała, wskakując na pobliski kamień, byleby stać na suchym gruncie. Z bólem serca wpatrywała się w zbrązowiałą sierść.
- To błoto, skarbie. To normalne, że po zimie, kiedy topi się śnieg, na ziemi powstaje właśnie taka breja. To da się zmyć, nie musisz się martwić, że będziesz całe życie brudna. - Rozkwitający Pąk starała się uspokoić córkę, co nie szło najlepiej, gdyż tej łzy zdążył nagromadzić się w kąciku oczu.
- Moje piękne futerko jest teraz takie brudne... - zachlipiała, kuląc się na kamieniu.
- Dobrze ci tak - prychnął Jad, za co od razu dostał burę od matki.
- Oj Motylku przestań. - Listek zdecydował się być tym rozsądnym bratem. Podszedł do niej i wyciągnął w jej stronę łapę. - I tak ślicznie wyglądasz, ten brąz świetnie komponuję się z żółcią w twoich ślepiach - mruknął, choć jego pocieszające słowa były marne.
- Brązowy i żółty w ogóle do siebie nie pasują! - odparła cichym warkotem. - Uhh, dobra. I tak nie mogę stać tu cały dzień. Zmieniła taktykę. Musi pogodzić się z tą chwilową niedoskonałością, bo takie zwiedzanie terenów w rodzinnym gronie może mieć miejsce pierwszy i ostatni raz.
Lekko zadrżała, patrząc na zabłoconą drogę. Mimo wszystko przełamała swój lęk i zeszła z kamienia, uśmiechając się niewinnie do rodziców, a następnie, delikatnie i wolno stawiając kroki, ruszyła za nimi w głąb obozu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz