Bestia wydawała z siebie straszliwe odgłosy. Zupełnie jakby ktoś zdzierał z niej skórę. Dwunożni biegali wokół niej jak opętani. Zupełnie zapomnieli, że nie złożyli Azazelowi ofiary już od paru godzin. Kocur siedział niezadowolony. Nie mogło tak pozostać. Już raz zdecydował się na wyprawę. Teraz nie polegnie. Nie tak łatwo. Spojrzał na swoich dawnych sługusów, którzy teraz traktowali go z nienależytym szacunkiem. Nie miał nic do stracenia. Zdobędzie lepszych. Potężniejszych. Takich, którzy nigdy nie porzucą go dla łysej bestii.
Ze smutno opuszczonym łbem zaczął kierować się w stronę okna. Otwarte na oścież nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Nie spojrzał w tył. Wielki świat wzywał go. Musiał go podbić. Wtedy jego Dwunożni pożałują. Pożałują, że nie docenili go, gdy trwał przy nich w ich marnym królestwie.
— Nie zgubiłeś się, maluszku?
Odwrócił się do grzesznika, który śmiał się do niego tak zwrócić. Czarno-biała kotka spoglądała na niego z wyższością. Jej żółte ślipia wypełnione były odrazą. Azazel napuszczał się. Biedna, zagubiona istota nie wiedziała do kogo mówi. Kocur parsknął cicho. Tym razem daruje jej życie. Niech zna jego łaskę. Najwidoczniej była nietutejsza.
— Z czego się chichrasz, popaprańcu? — warknęła przybłęda uliczna.
Azazel uniósł dumnie brodę do góry.
— Zaiście z ciebie, a kogoż innego? — miauknął dostojnie Azazel, podchodząc do wściekle bijącej ogonem kotki. — Twój umysł niewielki mej potęgi pojąć w stanie nie jest.
— Coś ty powiedział szczylu? — syknęła, wysuwając pazury.
Serce Azazela zabiło szybciej. Tak. Walka. W końcu. Tyle wieków czekał na godnego przeciwnika. Zwycięży i zyska jej tereny. Powoli stanie się uliczną potęgą i wszyscy będą przed nim drżeć. Przechodnie będę składać mu ofiary, a brudasy ze śmietników robić za posłanie.
Uśmiechnął się wrednie, szykując się do skoku na kotkę. Nim jednak zdołał wykonać jakikolwiek diabelski ruch pazury przybłędy przeryły mu pysk. Pisnął z bólu. Ciepła substancja zaczęła wypływać ze świeżych ran. Bolało. Piekielnie bolało.
— Nie... nie doceniłem twego... potencjału... — ledwo panował nad tym, żeby się nie rozpłakać. — Czeka... czeka nasz bitwa... kolejna... poznasz... gniew... gniew Azazela! — pisnął i zwiał szybko pod dom.
Ze smutno opuszczonym łbem zaczął kierować się w stronę okna. Otwarte na oścież nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Nie spojrzał w tył. Wielki świat wzywał go. Musiał go podbić. Wtedy jego Dwunożni pożałują. Pożałują, że nie docenili go, gdy trwał przy nich w ich marnym królestwie.
— Nie zgubiłeś się, maluszku?
Odwrócił się do grzesznika, który śmiał się do niego tak zwrócić. Czarno-biała kotka spoglądała na niego z wyższością. Jej żółte ślipia wypełnione były odrazą. Azazel napuszczał się. Biedna, zagubiona istota nie wiedziała do kogo mówi. Kocur parsknął cicho. Tym razem daruje jej życie. Niech zna jego łaskę. Najwidoczniej była nietutejsza.
— Z czego się chichrasz, popaprańcu? — warknęła przybłęda uliczna.
Azazel uniósł dumnie brodę do góry.
— Zaiście z ciebie, a kogoż innego? — miauknął dostojnie Azazel, podchodząc do wściekle bijącej ogonem kotki. — Twój umysł niewielki mej potęgi pojąć w stanie nie jest.
— Coś ty powiedział szczylu? — syknęła, wysuwając pazury.
Serce Azazela zabiło szybciej. Tak. Walka. W końcu. Tyle wieków czekał na godnego przeciwnika. Zwycięży i zyska jej tereny. Powoli stanie się uliczną potęgą i wszyscy będą przed nim drżeć. Przechodnie będę składać mu ofiary, a brudasy ze śmietników robić za posłanie.
Uśmiechnął się wrednie, szykując się do skoku na kotkę. Nim jednak zdołał wykonać jakikolwiek diabelski ruch pazury przybłędy przeryły mu pysk. Pisnął z bólu. Ciepła substancja zaczęła wypływać ze świeżych ran. Bolało. Piekielnie bolało.
— Nie... nie doceniłem twego... potencjału... — ledwo panował nad tym, żeby się nie rozpłakać. — Czeka... czeka nasz bitwa... kolejna... poznasz... gniew... gniew Azazela! — pisnął i zwiał szybko pod dom.
Zaczął śpiewać pieśń bólu podobną do tej bestii, by Dwunożni wpuścili go do środka.
— Pf, jasne, chętnie jeszcze raz się z tobą rozprawie szczylu. — miauknęła kotka, przechodząc koło niego. — Szybciej ty poznasz mój gniew.
— Pf, jasne, chętnie jeszcze raz się z tobą rozprawie szczylu. — miauknęła kotka, przechodząc koło niego. — Szybciej ty poznasz mój gniew.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz