Znowu. Ta sama furia, która tak przechodziła i pulsowała w jego ciele znowu zniknęła i przywróciło to mu racjonalne myślenie.
Jego pazury skąpane w krwi i te pieczące ugryzienia na jego ciele.
Już długo tego nie czuł, jednak tym razem żałował.
Z innej beczki - co ona pieprzy pod nosem?
Niedaleko przed obozem odetchnął.
- Nie wiem, chodźmy jakoś.. Zdyszani aby nam uwierzyli, jakoś, nie?
Już nawet zdania nie umiem uklecić - pomyślał.
Kamień wysunęła język i zaczęła biec. Po chwili ją dogonił i wbiegli do obozu.
- Borsuk nas zaatakował! - krzyknął do okolicznych kotów, które wpatrywały się w nich jak w proroków.
Błagam, uwierzcie!
- Gdzie? - dopadł do nich Bycza Szarża i zaniepokojony Jeżowa Ścieżka, który obserwował ich rany.
- Tam.. Y.. Koło... Toma, okolice...
- Czemu oni śmierdzą? - spytała niespodziewanie Cis, kociak Splotki. Matka wzięła ją za kark i wróciły po prostu do żłobka.
- Wysłać tam patrol? - spytał retorycznie i klnąc pod nosem odszedł w stronę legowiska liderki.
- Chodźcie, zaraz opatrzę wasze rany. - powiedział czekoladowy i zabrał ich w czeluści swego legowiska. Tego, które śmierdziało tak, że wydawało mu się że mu nos obumarł.
Znajdował się tam również Sasanek, Gliniane Ucho i Szczypiorkowa Łodyga, która syknęła na powitanie.
- Nie no, ja w tym syfie z wami siedzieć nie będę. Walicie zdechłym lisem! - warknęła i jak nigdy nic opuściła legowisko.
Czyli tak typowo, jak na Klan Burzy.
Był zmuszony do spędzenia tutaj czasu, dopóki przynajmniej powierzchownie się nie zagoją mu rany.
Jak więzienie.
Patrzył jak stary medyk nakłada mu opatrunki na rany, a jego uczennica podaje mu potrzebne zioła bez kiwnięcia ogonem. Dziwaki.
- Przyniosę naszej DWÓJCE - powiedział niespodziewanie Glina - Mały posiłek. - puścił do nich oczko i jakby przypadkiem o coś zahaczył pazurem, czego jednak nie zauważył.
- Ciekawe co kombinuje. - szepnął do Kamień, która milczała. Niebieski wrócił po chwili z jednym, dość pulchnym jak na standardy zimy i nierudych królikiem. Jednym. By zjedli go razem.
Glina, jestem na skraju wytrzymałości.
I jeszcze ten uśmieszek oraz oczka. Nie wytrzyma tutaj długo.
Mimo wszystko zaczął jeść. Był zmęczony. Czuł się, jakby Glina coś mu dosypał do tego królika, ale nic nie mówił. Był zbyt smaczny. I za ładnie pachniał. Mmm.. Pyszniutki... Mięciutki... Zjedli go całego aż do kostek. Nie wiedział że zwyczajny króliczek może być taki świetny...
- Kamyczusiu... - miauknął niespodziewanie, a Wiśniowa Łapa zwróciła w jego stronę zdegustowane spojrzenie.
- Coooooooo... - szepnęła Kamień, która ewidentnie też odpłynęła w ramiona tego pysznego króliczka.
- Serduszko tyyyy meeeeeee-- - miauknął, przeciągając dziwnie zdanie. Sasanek i Glina zaczęli się w nich wpatrywać jak w przepiękny obrazek, zwłaszcza ten drugi. Coś zrobił. Widział po uśmiechu.
Natomiast zakłopotany Jeżowa Ścieżka odwrócił się i zaczął układać poukładane już zioła.
- Oooooo! - zaśpiewał kocią muzykę i już każdy patrzył się na niego jak na skończonego kretyna. - Kamyczek to pięęęękna dziewczyna-aaa! Cudo-wnaaaaaa, pięęęknaaaa takaaaaa!!!!!
Ukochana Kamyczuś patrzyła się na niego tymi samymi morderczymi oczami, jednak też jej się coś udzieliło. Widział to.
A Jeż patrzył raz na nich, a raz na kupkę kocimiętki, a raczej jej brak.
<Kamyczuuuuś?>
wyleczeni: Szczypiorkowa Łodyga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz