Na początku dzieci jedyne co robiły to spały i piły mleko. Gdy były ślepe i głuche, tak nieporadne, nie sprawiały mu problemów. Wszystko się zmieniło, kiedy to otworzyły oczy i zaczęły wydawać pierwsze słowa. Może by go to rozczuliło, gdyby nie fakt, że patrząc na swe potomstwo czuł się pusty. Nie czuł nic. Być może to przez to, że żałoba, która przyssała się do niego po śmierci matki, wciąż trwała, a może już całkiem oszalał. Był jednak pewny, nie potrafił kochać. Nawet własnych dzieci. Dla niego te rude kulki, były tylko przedłużeniem rodu, który usilnie liczył na zdobycie utraconej władzy. Jeśli mu się nie uda... to może w nich była cała nadzieja? Oby tylko nie wyrosły na zdrajców... Zabiłby wtedy młode bez zawahania.
Ognista Piękność oczywiście rozpieszczała kocięta jak mogła, próbując go przekonać do bycia ojcem. Na razie opornie mu to szło, a partnerka żartowała sobie z niego, aby nie był aż taki nieśmiały. To dopiero był żart! Wcale nie odczuwał takiego czegoś względem młodych! No dobra, nie wiedział jak z nimi postępować i często się przy nich spinał, przywdziewając pozę nie ojca, a kogoś obcego, ale... Ale tłumaczył to sobie tym, że po prostu nie wiedział co oznacza słowo ojciec. Szepcząca Pustka twierdził, że powinien improwizować, więc to robił. Wmówił swoim dzieciom, że był bogiem i należy go czcić, a te oczywiście podłapały szybko w jaki sposób powinny się do niego zwracać. Nie ukrywał, że to lubił... Lubił jak łechtały mu tak ego. Czuł się wtedy potężny, niezwyciężony i rzeczywiście wierzył w to, że mógłby przenosić góry swoim słowem.
Dzisiejsza pobudka nie należała jednak do najprzyjemniejszych. Było mu strasznie niewygodnie z partnerką i dziećmi tuż u swych łap. Tak bardzo chciał już się uwolnić z tego żłobka. Irytowało go wszystko w tym miejscu. A zapach przez mlekojadów tym bardziej kręcił go nieprzyjemnie po nosie.
— Witaj Ojcze. Prze-przepraszam — wypowiedział w jego stronę syn, który wcześniej poderwał się gwałtownie, co w jego oczach uszło za przejaw słabości.
Miał zły sen? Wystraszył się jego ruchu? Patrząc na niego, a także słysząc jego jąkanie, mógł śmiało stwierdzić, że syn jak nic zaprezentował sobą coś niegodnego jego spojrzenia.
— Nie jąkaj się i nie drżyj jak osika — prychnął, przyciągając rudą kulkę swą łapą bliżej siebie. — I ty chcesz zwać się mym synem? Chyba raczej tchórzem — zakpił, pstrykając go w nos.
Ognista Piękność jeszcze spała, więc nie musiał słuchać jej narzekań, że "znęca się" nad dzieckiem. Skoro zmusili go do ojcostwa, a młode było jego własnością, to jego zdaniem mógł robić sobie z nimi co chciał. To w końcu tak wyglądało ich wychowywanie, prawda?
— Prze-przepraszam — raz jeszcze usłyszał to słowo z pyska kocięcia, które tym razem starało się przybrać mniej przestraszoną pozę, co wyszło mu niestety... niezbyt dobrze.
Musiał zastanowić się co z tym zrobić. Jak tak miał zachowywać się przy innych, to było tym bardziej niedopuszczalne.
— Rudziku, chyba nie chcesz, abym był na ciebie zły, prawda? — zwrócił się do malucha, a ten od razu pokręcił głową. Płomienny Ryk przysunął swój łeb bliżej syna, ukazując mu swoje kły, które odbiły się w oczach młodszego rudzielca. — W takim razie... Pamiętaj, że nie chcę widzieć u ciebie żadnej słabości. Masz być ideałem. Tylko w ten sposób zasłużysz sobie na miejsce u mego boku. A chcesz ze mną władać światem, prawda? Dlatego udowodnij mi to. Nie bądź dzieckiem. To już dawno nie jest zarezerwowane dla ciebie. Jako syn boga, musisz dorosnąć szybciej od innych.
<Rudzik?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz