kilka dni po ostatnim odpisie
Znowu była kociakiem. Bawiła się w żłobku, kiedy wszedł do niego Topielcowy Lament…a raczej Topielcowa Łapa. W pysku niósł zwierzynę. Zaniósł ją jej matce, po czym podszedł do niej.
- A jaki wojownik chciałby rozmawiać z takim tępym dzieciakiem jak ty? - zaśmiał się szyderczo i wyszedł. Nie była na niego zła, nie potrafiła. Zamiast tego wybiegła za nim.
-Czekaj!
Jednak nie byli w obozie. Wejścia do żłobka też nigdzie nie było. Widziała las Klanu Wilka. Była już większa. Chyba była uczennicą.
-Nie martw się! Spójrz na to pozlepiane krwią wrogów futro!
-Oh mój ty książe~- coś nakazało jej to powiedzieć. Zrobiła to podświadomie. Nagle wyraz pyska Topielca zmienił się z uśmiechniętego na przestraszony zmieszany ze złością.
- Posrało cię?!
Nie zdążyła odpowiedzieć. Znowu była w obozie. Czarny przytulał się do niej. “To po prostu przysparzający kłopotów gest. Jeśli ktoś nas widział zaczną się plotki” zadźwięczało jej w uszach. Powoli zaczynała rozumieć co się tu dzieje, lecz nie na tyle, żeby się obudzić. Znowu była w lesie. Dymny był już wojownikiem. Uciekł od niej, a ona została sama płacząc. Potem ich spotkanie na granicy Klanu Nocy, nocny trening, i ostatnia kłótnia… Obudziła się.
- A jaki wojownik chciałby rozmawiać z takim tępym dzieciakiem jak ty? - zaśmiał się szyderczo i wyszedł. Nie była na niego zła, nie potrafiła. Zamiast tego wybiegła za nim.
-Czekaj!
Jednak nie byli w obozie. Wejścia do żłobka też nigdzie nie było. Widziała las Klanu Wilka. Była już większa. Chyba była uczennicą.
-Nie martw się! Spójrz na to pozlepiane krwią wrogów futro!
-Oh mój ty książe~- coś nakazało jej to powiedzieć. Zrobiła to podświadomie. Nagle wyraz pyska Topielca zmienił się z uśmiechniętego na przestraszony zmieszany ze złością.
- Posrało cię?!
Nie zdążyła odpowiedzieć. Znowu była w obozie. Czarny przytulał się do niej. “To po prostu przysparzający kłopotów gest. Jeśli ktoś nas widział zaczną się plotki” zadźwięczało jej w uszach. Powoli zaczynała rozumieć co się tu dzieje, lecz nie na tyle, żeby się obudzić. Znowu była w lesie. Dymny był już wojownikiem. Uciekł od niej, a ona została sama płacząc. Potem ich spotkanie na granicy Klanu Nocy, nocny trening, i ostatnia kłótnia… Obudziła się.
Była noc. Była na swoim posłaniu w legowisku medyka. Tam gdzie powinna być. Łzy spływały po jej policzku. Czekaj…co? Płakała? W obozie?! Panicznie próbowała powstrzymać płacz, lecz nic nie działało. Jedynym wyjściem było po prostu to by nikt nie widział łez. Wstała i oparła czoło o ścianę lecznicy. Głowa ją bolała. Przełykała cicho łzy, przypominając sobie wszystkie chwile spędzone z synem Zapomnianego Pocałunku. “Zepsułaś. Zaprzepaściłaś to. Mogłaś zaakceptować jego uczucia nawet jeśli były pułapką. Teraz on cię nienawidzi” tylko o tym myślała. Nagle usłyszała kroki. Do jej legowiska wszedł jakiś inny kot. Serce zabiło jej szybciej. Co jeżeli to któryś z kultystów? Albo gorzej - Zabielone Spojrzenie? Powoli obróciła się. Przed nią stał Szeleszczący Wiąz. Jej ojciec. Mrużył jedno oko.
- Cis…wszystko dobrze? - zapytał przytulając córkę. Ta przez chwilę przytulała go po czym poszła po zioła na jego infekcję. Kiedy już go wyleczyła i powiedziała, że może iść, kocur zapytał ponownie:
- Co się stało, córeczko?
- Zakochałam się… - miauknęła i zaczęła wyjaśniać o tym jak osoba, którą kocha, jej nie lubi i że się pokłócili.
- Nie będę cię wypytywać kto to, ale spróbuj z nim lub nią pogadać. Może coś się wyjaśni
- Dzięki tato… - mruknęła. Kiedy kocur wyszedł nadal nie mogła zasnąć. Myślała i myślała aż nie przypomniała sobie czegoś dziwnego. Tego jak kiedyś na rozpisce Topielca zobaczyła na piaszczystej ziemi krzywy rysunek kociej głowy w serduszku. Nie kojarzyła kiedy to widziała. Równie dobrze mógł być to efekt jej zmęczonego mózgu lub jakiś sen…ale to wyglądało tak prawdziwie i tak zakorzeniło się w jej pamięci…czy na tym rysunku była ona?
- Nie pozwalaj sobie na zbyt dużo - warknął. Kotka zakręciła ogon wokół swych łap. Jak nie chciał to nie.
- Chcę ci pomóc
- Pomóc? Doskonale sobie radzę! - prychnął szyderczo wilczak.
- Eh…no to…chciałam przeprosić - westchnęła medyczka. Wiedziała, że sobie nie radził, ale gdyby to wypunktowała to z rozmowy nici.
- Tak? - zapytał czarny.
-Ja naprawdę rozumiem że może ci być przykro, ale po prostu dużo się teraz dzieje i nie mam czasu na związek. Nie chciałam żebyś to odebrał, że jesteś brzydki albo niemiły - chyba pierwszy raz w życiu udało jej się wykrztusić z siebie szczere pocieszenie. To była nowość, która chyba jednak była unikatowa.
- "Tu nikt nic nie czuje. Każdy jest obojętny" - dymny zacytował ją z uśmiechem na pysku, unosząc brwi. - Czy mi się tylko wydaje, czy rzeczywiście dopiero co to mi mówiłaś? Rozumiem, że nie masz czasu na związek. Ale nie kłam mi w żywe oczy, dopiero co mówiłaś, że jesteś na mnie obojętna!
- To jest trudne, okej? Byłam wkurzona. Coraz częściej nie potrafię nad sobą panować
- I tak to sobie tłumaczysz. Jeśli rzeczywiście kochasz, na miłość znajdziesz czas w szczęściu i nieszczęściu.
- Topielcowy Lamencie, gdybyś tylko wiedział co ja teraz czuję…. - tortie uśmiechnęła się smutno.
- Pewnie bezgraniczną wściekłość. I nie dziwię ci się!
Nie o to jej chodziło, ale jeżeli dzięki temu nie będzie musiała mówić prawdy to spróbuje odwrócić temat.
- Hm?
- Co widzisz, może kolejny pretekst? Nie zdziwiło by to mnie. Naucz się mówić w cztery oczy!
- Powiem ci tylko, że to skomplikowane i nie chcę o tym więcej gadać, dobrze?
- Nie naciskam. Rób swoje, a dojdziesz do szczęścia. Kiedyś.
-Teraz muszę po prostu kilka rzeczy sobie powyjaśnać. Kiedyś ci o tym powiem. Obiecuję - powiedziała pręgowana tygrysio, patrząc mu w oczy i przysuwając się trochę bliżej.
- Można i tak. Ja nie mam tu nic do roboty - powiedział krótkoogoniasty na odchodne.
- Zrobię to. Za długo czekałam - powiedziała sobie i wyszła z legowiska. Zobaczyła Topielcowy Lament siedzącego w obozie. Podeszła do niego i usiadła obok.
- Masz czas na rozmowę poza obozem, czy wolisz później?
- No dobra. Możemy iść, o ile nie chcesz zaczynać jakichś idiotycznych ruchów.
- Boisz się reakcji partnerki? - zapytała. Zakuło ją w sercu, kiedy pomyślała, że kiedyś bał się jej w taki sposób.
- Zamknij się! Dobrze wiesz, że to był tylko raz. Nie chciałem tego. To nie miało tak wyjść! Ta parszywa wronia strawa nic dla mnie nie znaczy. Ale swoich kociąt będę bronić do końca.
- Przepraszam, po prostu ta sytuacja jest dziwna…wiesz, nagle przychodzi do klanu ktoś kto wygląda prawie identycznie jak ja z twoimi kociakami… - mruknęła wychodząc z obozu.
- Powiedziała ciężarna - burknął niezadowolony syn Geralta.
- Cis…wszystko dobrze? - zapytał przytulając córkę. Ta przez chwilę przytulała go po czym poszła po zioła na jego infekcję. Kiedy już go wyleczyła i powiedziała, że może iść, kocur zapytał ponownie:
- Co się stało, córeczko?
- Zakochałam się… - miauknęła i zaczęła wyjaśniać o tym jak osoba, którą kocha, jej nie lubi i że się pokłócili.
- Nie będę cię wypytywać kto to, ale spróbuj z nim lub nią pogadać. Może coś się wyjaśni
- Dzięki tato… - mruknęła. Kiedy kocur wyszedł nadal nie mogła zasnąć. Myślała i myślała aż nie przypomniała sobie czegoś dziwnego. Tego jak kiedyś na rozpisce Topielca zobaczyła na piaszczystej ziemi krzywy rysunek kociej głowy w serduszku. Nie kojarzyła kiedy to widziała. Równie dobrze mógł być to efekt jej zmęczonego mózgu lub jakiś sen…ale to wyglądało tak prawdziwie i tak zakorzeniło się w jej pamięci…czy na tym rysunku była ona?
***
Był ranek. Chyba wszyscy już się obudzili. Czyli obudziła się jako ostatnia? Świetnie. Poranne patrole wracały, a koty siedziały i dzieliły języki podczas wspólnego posiłku. Nie myślała o tym. Myślała o tym, że w obozie nie ma Topielca. Szybko wyszła z obozu pod pretekstem zbierania ziół i poszła na jego polanę. Siedział tam. Zaszła go od tyłu, usiadła obok niego i bez słowa położyła końcówkę swojego ogona na jego barku. Od razu poczuła, jak Topielcowy Lament zesztywniał, po czym odrzucił jej ogon.- Nie pozwalaj sobie na zbyt dużo - warknął. Kotka zakręciła ogon wokół swych łap. Jak nie chciał to nie.
- Chcę ci pomóc
- Pomóc? Doskonale sobie radzę! - prychnął szyderczo wilczak.
- Eh…no to…chciałam przeprosić - westchnęła medyczka. Wiedziała, że sobie nie radził, ale gdyby to wypunktowała to z rozmowy nici.
- Tak? - zapytał czarny.
-Ja naprawdę rozumiem że może ci być przykro, ale po prostu dużo się teraz dzieje i nie mam czasu na związek. Nie chciałam żebyś to odebrał, że jesteś brzydki albo niemiły - chyba pierwszy raz w życiu udało jej się wykrztusić z siebie szczere pocieszenie. To była nowość, która chyba jednak była unikatowa.
- "Tu nikt nic nie czuje. Każdy jest obojętny" - dymny zacytował ją z uśmiechem na pysku, unosząc brwi. - Czy mi się tylko wydaje, czy rzeczywiście dopiero co to mi mówiłaś? Rozumiem, że nie masz czasu na związek. Ale nie kłam mi w żywe oczy, dopiero co mówiłaś, że jesteś na mnie obojętna!
- To jest trudne, okej? Byłam wkurzona. Coraz częściej nie potrafię nad sobą panować
- I tak to sobie tłumaczysz. Jeśli rzeczywiście kochasz, na miłość znajdziesz czas w szczęściu i nieszczęściu.
- Topielcowy Lamencie, gdybyś tylko wiedział co ja teraz czuję…. - tortie uśmiechnęła się smutno.
- Pewnie bezgraniczną wściekłość. I nie dziwię ci się!
Nie o to jej chodziło, ale jeżeli dzięki temu nie będzie musiała mówić prawdy to spróbuje odwrócić temat.
- Hm?
- Co widzisz, może kolejny pretekst? Nie zdziwiło by to mnie. Naucz się mówić w cztery oczy!
- Powiem ci tylko, że to skomplikowane i nie chcę o tym więcej gadać, dobrze?
- Nie naciskam. Rób swoje, a dojdziesz do szczęścia. Kiedyś.
-Teraz muszę po prostu kilka rzeczy sobie powyjaśnać. Kiedyś ci o tym powiem. Obiecuję - powiedziała pręgowana tygrysio, patrząc mu w oczy i przysuwając się trochę bliżej.
- Można i tak. Ja nie mam tu nic do roboty - powiedział krótkoogoniasty na odchodne.
***
„Eh trzeba mu kiedyś powiedzieć…obiecałam” myślała sobie ostatnimi czasy brązowooka kotka podczas wykonywania obowiązków medyka. Lecz teraz, jak Topaz dołączyła do klanu, tym bardziej wątpiła w to czy powinna to zrobić. Znowu pomyślała o wspomnieniu rysunku na piasku. Czy to możliwe, że znał Topaz tak długo?- Zrobię to. Za długo czekałam - powiedziała sobie i wyszła z legowiska. Zobaczyła Topielcowy Lament siedzącego w obozie. Podeszła do niego i usiadła obok.
- Masz czas na rozmowę poza obozem, czy wolisz później?
- No dobra. Możemy iść, o ile nie chcesz zaczynać jakichś idiotycznych ruchów.
- Boisz się reakcji partnerki? - zapytała. Zakuło ją w sercu, kiedy pomyślała, że kiedyś bał się jej w taki sposób.
- Zamknij się! Dobrze wiesz, że to był tylko raz. Nie chciałem tego. To nie miało tak wyjść! Ta parszywa wronia strawa nic dla mnie nie znaczy. Ale swoich kociąt będę bronić do końca.
- Przepraszam, po prostu ta sytuacja jest dziwna…wiesz, nagle przychodzi do klanu ktoś kto wygląda prawie identycznie jak ja z twoimi kociakami… - mruknęła wychodząc z obozu.
- Powiedziała ciężarna - burknął niezadowolony syn Geralta.
No cóż. Topielec nadal jest Topielcem. Widać nie da się zmienić bardzo kota. Szli chwilę przez las w ciszy, aż w końcu dotarli na teren niedaleko Spalonej Wierzbowej zatoczki. Brat Bladego Lica westchnął.
- Rozumiem. Mi też jest ciężko. Właśnie w takich momentach powinno się na sobie polegać, ale nie wiem, czy mogę ci zaufać. Po raz drugi.
- Możesz i mi nie ufać lecz muszę ci coś powiedzieć…
- Zamieniam się w słuch.
-Wiesz…nie jesteśmy już dziećmi, jesteśmy dorośli…mamy swoje rangi i obowiązki…rodziny…ale mimo to ile czasu minęło od kiedy byliśmy uczniami, jedna rzecz nadal się nie zmieniła…
Myślała, że może się wtrąci, jednak były uczeń Białej Śmierci po prostu milczał. Westchnęła głęboko
-Topielcowy Lamencie…jestem w tobie okropnie zabujana....
- Rozumiem. Mi też jest ciężko. Właśnie w takich momentach powinno się na sobie polegać, ale nie wiem, czy mogę ci zaufać. Po raz drugi.
- Możesz i mi nie ufać lecz muszę ci coś powiedzieć…
- Zamieniam się w słuch.
-Wiesz…nie jesteśmy już dziećmi, jesteśmy dorośli…mamy swoje rangi i obowiązki…rodziny…ale mimo to ile czasu minęło od kiedy byliśmy uczniami, jedna rzecz nadal się nie zmieniła…
Myślała, że może się wtrąci, jednak były uczeń Białej Śmierci po prostu milczał. Westchnęła głęboko
-Topielcowy Lamencie…jestem w tobie okropnie zabujana....
<Topielec?>
Wyleczeni: Szeleszczący Wiąz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz