Uczennica nie wydawała się usatysfakcjonowana odpowiedzią jego siostry, choć Syczek bardzo ją doceniał. Ognista Łapa zmierzyła wzrokiem ich obu, krzywiąc się na mordce.
— Przecież nic mu nie zrobię — mruknęła do Zalotki, po czym spojrzała na drugie, milczące kocię. — Myślisz, że dotknęłabym tak ufajdanej sierści? — Rdzawa pstryknęła palcami, ocierając prawie pazurami o bark Syczka. Kocurek, odsunąwszy się nieznacznie, obejrzał swoje futro dokładnie – nie było ono tak brudne, a jedynie nieco zakurzone od piasku. Liznął swój bok, chcąc się nieco wyczyścić, lecz zapomniał o małym towarzyszu, jakiego do tej chwili ukrywał pod sierścią. Brązowy nałanek, korzystając z chwili wolności, gdy Syczek go odsłonił, momentalnie poderwał się do lotu. Niewielki chrząszcz za cel obrał sobie twarz Ognistej Łapy, której zirytowany grymas prędko zamienił się w strach. Ten również ustąpił innemu uczuciu, przerażeniu, kiedy żuk wylądował niefortunnie na grzbiecie jej nosa.
Głośny pisk wywabił z legowisk zaniepokojone koty, którym oczom ukazał się widok wierzgającej, trzęsącej łbem kocicy, jaka z całych sił próbowała pozbyć się owada z pyska. Syczek patrzył na to z położonymi po sobie uszami, przeczuwając, że zaraz wściekłość Ognistej Łapy przerzuci się z małego stworzonka na niego.
— Może lepiej... zmyjmy się stąd — zaproponowała mu cichym szeptem Zalotka, kiedy podeszła bliżej. Kociak czym prędzej jej przytaknął, odbiegając zaraz z siostrą w stronę bezpiecznego legowiska medyka.
— Obrzydlistwo! Jak można nie brzydzić się dotknąć takiego paskudztwa! — Rodzeństwo mogło usłyszeć z obozowego centrum ryki Ogień, kiedy nareszcie pozbyła się robaka, zadeptując go łapą. — Muszę się teraz umyć! A gdzie te...
Dalszych słów rudej malce już nie usłyszały, kryjąc się w zakamarkach lecznicy w nadziei, że tam nie zostaną znalezione. Syczek był pewien, że pomimo jego brudnego futra, kotka nie zawahałaby się go po tym zamienić w mysi proch...
***
Ognista Łapa wielokrotnie patrzyła na niego spode łba. Nie bez przyczyny Syczek, przenosząc się do legowiska uczniów, ulokował swoje własne posłanie jak najdalej od tego należącego do rudej. Właściwie, skrawek mchu, na jakim sypiał Syczek, leżał najbardziej oddalony od tych innych kotów. Nawet jego siostry spały zajęczą odległość dalej, tworząc między nimi sporą przestrzeń. Kocur wolał nie narażać się na niczyi gniew swoją miłością do dziwnych żyjątek. Gdyby tylko ktoś się przyjrzał, to zauważyłby, że pod warstwą zieleni Syczkowa Łapa trzymał powiększającą się z każdym dniem kolekcje dziwactw – ślimaczych skorupek, kości, wylinek... Którą starał się ukrywać ją przed światem. Nawet nie chciał wiedzieć, co by było, jakby ruda dowiedziała się o jej istnieniu! Zdawało się kocurkowi, że całe legowisko uczniów musiałoby zostać odrobaczone, zdezynfekowane i wywrócone na drugą stronę, a jego drogocenne przedmioty wyrzucone. A na to nie mógł pozwolić!
Powrócił z treningu jako pierwszy z uczniów, co oznaczało, że mógł zająć się swoim zbiorem i dorzucić do niego przy okazji nowe cacko – upewniając się, że nikt go nie widzi, odchylił garść mchu, by odsłonić stertę posegregowanych przedmiotów. Ten, jaki trzymał jednak w zębach teraz, był całkiem nowy. Syczkowa Łapa zrobił dla niego miejsce, łapą odchylając rządek ułożonych według wielkości kostek gryzoni i upuścił na ziemię. Ciemnoszare zawiniątko przesunął łapą, by leżało równo z resztą przeszłych znalezisk. Było zbitą, futrzastą kulką, w której złoty mógł dojrzeć przebijające się pomarańczowe zęby karczownika. Mroczna Wizja nauczyła go, że była to sowia wypluwka, pozostałość po posiłku niewielkiej sowy. To go fascynowało. Oglądał ją ze wszystkich stron z zainteresowaniem, obracając palcami delikatnie, by jej nie uszkodzić.
Kocur nie przewidział, że w legowisku pojawią się goście. Słysząc kroki spanikowany Syczek zgarnął mech, by zasłonić nim kolekcję dziwactw. Nie zdążył jednak przed wzrokiem kotki, jaka stanęła w przejściu, wyglądając na nieco zdezorientowaną dziwnym zachowaniem uczniaka. Dopiero po uderzeniu serca złoty zdał sobie sprawę, że przed nim stoi jego siostra! Uff... Przynajmniej nie Ognista Łapa!
— Cześć — wydukał, wymachując nerwowo końcówką ogona, stojąc nad swoim posłaniem w wygiętej pozycji. Syczek starał się wyglądać i brzmieć naturalnie, jednak, jak zwykle, okazywało się, jak kiepski w tym był.
— Hej — odparła Zalotna Łapa, podejrzliwie przyglądając się swojego bratu. — Wszystko okej? Zachowujesz się nieco... dziwnie.
— Tak, jest w porządku — mruknął, siadając. Kiedy tylko jednak to zrobił, spod jego legowiska wytoczył się kawałek żółtawej, podłużnej kostki. O nie! Kocur czym prędzej wepchnął ją tam z powrotem, pełen nadziei, że jego siostra jakimś cudem tego nie zauważyła.
<Zalotko?>
[685 słów]
[przyznano 14%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz