*już jakiś czas temu*
— Idź sobie… — wyszeptała w końcu, próbując uregulować oddech.
— Nie ma takiej opcji. Jesteś ranna, nie zostawię cię tu tak. A poza tym… Ty mnie nie zostawiłaś, kiedy byłam w podobnym stanie, nawet po tym, jak powiedziałam ci te okropne rzeczy — powiedziała spokojnie siostra. Ku jej zaskoczeniu niebieska ułożyła się obok burej, stykając ich boki razem, nie przejmując się tym, że teraz i jej futerko przesiąka krwią. — Poleżę tu z tobą, aż będziesz w stanie wstać. Potem będziemy musiały coś zaradzić na twoje łapy. Mogę się tym zająć, niedaleko stąd rośnie szczaw. Musisz mi tylko na to pozwolić…
Zajęczo pręgowana nie rozumiała.
— Dlaczego to robisz? — spytała starsza z sióstr — Ja… Skrzywdziłam Rozwydrzoną Łapę. Widziałam, jak bardzo cię to dotknęło…
— Dlaczego to robię? Bo jesteś moją siostrą. Bo ty zrobiłabyś dla mnie to samo. Bo wiem, że sama wielokrotnie cię skrzywdziłam, więc tak właściwie powinnam się cieszyć, że chcesz jeszcze ze mną rozmawiać. Bo, choć jestem na ciebie cholernie zła, a być może nawet cię nienawidzę za to, co zrobiłaś Nocce... wciąż cię kocham — wyrzuciła z siebie. Dla potwierdzenia swoich ostatnich słów liznęła ją w ucho. Tak dawno Zaranna nie czuła bliskości drugiego kota. Nie czuła uspokajających liźnięć na swoim futrze, jakiegokolwiek wyrazu czyjejś troski. To było takie kojące, mimo wszystko… — Mogę opatrzyć ci łapy? Znajdę ten szczaw i mogę zaraz wziąć się do roboty. Im później to zrobię, tym gorzej — dorzuciła.
Bura skinęła głową, wbijając spojrzenie we własne łapy.
Po chwili obie wstały, a Zaranna Zjawa podążyła za Poranek, krzywiąc się lekko przy każdym kroku przez ból od poranionych, krwawiących poduszek. Nie potrafiła już tego ukrywać. Przynajmniej nie teraz. Tej słabości, tego, że ją bolało, że była zmęczona i zdruzgotana.
Siostra zerwała szczaw, po czym szybko wycisnęła z niego sok na jej poduszki. Niemiłosierne szczypanie rozniosło się po kończynie burej, ale ta jedynie położyła po sobie uszy. Sama to sobie zrobiła. Poza tym… zasługiwała na ból.
— Gotowe — stwierdziła po chwili Poranek, po czym wzięła pobliską pajęczynę uplecioną między dwoma wyższymi roślinami, a następnie użyła jej by ochronić chociaż trochę łapy Zarannej przed konsekwencjami chodu w takim stanie.
— Dziękuję — miauknęła cicho bura, na chwilę spoglądając prosto w żółte oczy siostry.
— Nie ma za co — niebieska odwróciła spojrzenie. Zaranna znów położyła po sobie uszy, a potem wróciły w niezręcznej ciszy razem do obozu, w którym to starsza z nich ponownie nałożyła maskę chłodu na pysk.
***
*tuż po tym całym ambarasie w KW*
To było jednocześnie niczym koszmar, jak i wybawienie.
Jej matkę postrzelił piorun. Piorun, w biały dzień!
Klan przeżywał żałobę, ona także. Stracili liderkę, ona matkę, z którą tak, relacja jej się posypała, ale mimo wszystko dalej była do niej jakoś przywiązana…
Ale kaskada wydarzeń, która nadeszła później zaskoczyła wszystkich.
Zginął Łabędzia Łapa, który jeszcze niedawno był zwykłym kociakiem w żłobku. Natomiast Gęsi Wrzask, Ostatni Świt, Lawendowa Łapa i Poranny Zew popełniły samobójstwo.
Dwie siostry i uczennica jej matki po śmierci Szakalej Gwiazdy postanowiły odebrać sobie życie i udało im to się, nie wspominając już o Gęsi, którego także coś pchnęło do tego czynu. Natomiast Gryczana Łapa i Pierzasta Czerń zaginęli niedługo potem. A na ostatek Wilcza Łapa zatruła się jedną z trucizn ze składziku.
Jednocześnie była obojętna, smutna, jak i szczęśliwa. Jednocześnie czuła żal, jak i ulgę. Ulgę, że już nie była tą najgorszą z rodzeństwa. Ba, była najlepszą, bo poza nią został jedynie jej brat nieudacznik, który dalej był uczniem! Jej starsza siostra złamała się pod naporem życia jako pierwsza. Ostatni Świt zawsze wydawała się wszystkim najsilniejsza, najgroźniejsza, najsprawniejsza, najsilniejsza psychicznie i najbardziej odporna z nich wszystkich. A popełniła samobójstwo. Przed nią. Poddała się. Przegrała. Spotkała ją kara. Kara wszechświata za to, jak znęcała się nad Zaranną Zjawą za kocięstwa jak i czasów uczniowskich. Kara za bycie tak okrutną wobec własnej, znacznie słabszej i niewinnej siostry, która nigdy jej nic nie zrobiła, nic, co mogłoby logicznie spowodować choćby i u bardzo cholerycznego osobnika taką nienawiść, że aż gdy tylko pojawiała się w jego zasięgu wzroku, dostawała w pysk masą oszczerstw a nie raz nawet i przemocy fizycznej. Do tego nie musiała już się martwić idąc do legowiska medyka, bo nie było tam krzykacza, którego tak bardzo się dawniej bała a do ostatnich jego dni unikała – Gęsiego Wrzasku, kapłana kultu jak i medyko-wojownika i partnera Chłodnego Omenu.
Ale z drugiej strony… nie miała matki. Poranny Zew, jedyna z rodzeństwa, którą jakkolwiek jej los obchodził, jedyna, która się nią przejmowała i w ogóle się z nią zadawała, ta siostra, z którą Zaranna Zjawa tak bardzo pragnęła odbudować relację popełniła samobójstwo. Gryczana Łapa zniknęła. Ananasik nie żył. Biedny kociak zatruł się wilczymi jagodami. I dwa inne koty, na których nie za bardzo jej zależało, ale którym także raczej nie życzyła źle odeszły. Jedno zaginęło, drugie odebrało sobie życie.
To zdecydowanie nie był dobry okres dla Klanu Wilka.
Ale czy był taki również dla Zarannej Zjawy?
Trudno było stwierdzić.
Stała nad grobem swej błękitnej siostry. Pochyliła się nad nim, następnie zaczynając kopać mały dołek tuż obok. Gdy tylko ten był dostatecznie jej zdaniem głęboki, wrzuciła tam jeden z bursztynów, które zebrała na Bursztynowej Wyspie wraz z Malwowym Rozkwitem. Przysypała bursztyn wykopaną ziemią, po czym lekko ją przysypała, by następnie unieść spojrzenie na kupkę ziemi oznaczającą mogiłę jej własnej siostry.
Łzy powoli zaczęły skapywać z jej policzków, gdy patrzyła na ten grób. To właśnie śmierć Porannego Zewu była w tym wszystkim dla niej najgorsza. Mimo tego, jak wiele przeżyła załamań swym życiu, jak wiele razy chciała zniknąć, zginąć, to…
To dalej nie rozumiała.
Dlaczego Poranek tego chciała?
Tak, zginęła jej matka, siostra i dawny mentor. Ale miała kochającą partnerkę, Nocny Kwiat, która teraz została sama. Miała Zaranną Zjawę, która mimo że nie czuła się pewnie w jej towarzystwie i nie spędzała z nią wiele czasu, kochała ją. Tak bardzo. Miała wszystko, czego Zaranna Zjawa tak przez swe całe życie bardzo pragnęła. Szacunek. Kochające ją bezwarunkowo koty. Dobrą relacje z rodziną. Strachliwą, acz nie tak bardzo zawodzącą uczennicę. Stabilną pozycję w klanie.
A ona tak po prostu…
Z gardła kocicy wydobył się głośny lament, gdy owinęła się wokół grobu swej siostry, okrywając go ogonem niczym najdroższy, acz utracony skarb. Dlaczego ją to wszystko spotykało? Dlaczego każdy jej sukces wiązał się z okropnościami, jakie ją spotykały? Dlaczego gdy tylko choć trochę, ociupinkę zaczynało się coś układać, kolejne i kolejne rzeczy w jej życiu zaczynały się sypać?
Dlaczego jej własna siostra jej to zrobiła?
Dlaczego Poranek ją zostawiła?
Żegnaj, Poranek, droga siostrzyczko.
Jutrzenka będzie tęsknić [*]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz