Spojrzał z zainteresowaniem na Malwowy Rozkwit i powoli zaczął rozumieć o co chodziło Srebrnemu. Nie mogli w końcu opuszczać obozu, a miły kocur mógł zostać wykorzystany w charakterze pomocnika w obejściu tej zasady. Wystarczyło go przekonać do tego, aby z nimi poszedł, a potem dał im nieco przestrzeni. Musiał przyznać, że ten plan był idealny. Uśmiech od razu pojawił się na jego mordce, ponieważ spędzenie czasu sam na sam z synem Różanej Przełęczy było tym czego pragnął. Nie mogli w końcu spotykać się jawnie w obozie, bo jego kroki były czujnie obserwowane przez matkę i siostry. Dopiero tam gdzie czuł wiatr w sierści mogli być sobą.
— No ja nie wiem... — kremowy zaczął się wahać, ale widząc ich proszące oczy, w końcu westchnął i im uległ. — No dobrze. To chodźcie. — Malwinowy Rozkwit podniósł się z miejsca i skierował w kierunku wyjścia.
Zmusił się, aby nie wydać z siebie radosnego okrzyku i nie rzucić się w ramiona srebrzystego. Pozwolił sobie tylko na szerszy uśmiech, ponieważ droga ku wolności stała im otworem.
— Dzięki — zwrócił się do przyjaciela, gdy go mijał, bowiem tęsknił za ich wypadami poza obóz.
***
Poprosili Malwinowy Rozkwit o prywatność. Na początku wojownik był zdumiony, zwłaszcza że nie chcieli zbytnio mu tłumaczyć z jakich względów chcieli polować sami. Dopiero, gdy praprawnuk Piaskowej Gwiazdy zabrał go na ubocze i wyszeptał mu do ucha jak się sprawa miała, ten postanowił dać im przestrzeń. Obiecał jednak być gdzieś niedaleko, a gdyby potrzebowali pomocy, wystarczyło go zawołać. Musiał przyznać, że polubił kremowego. Raczej nikomu innemu nie zwierzyłby się z takiej sprawy, ale on nie musiał dopytywać, aby zauważyć o co naprawdę się rozchodziło. Sam się domyślił i to zaakceptował.
Teraz byli we dwoje. On i Srebrny... Wrzosowiska o tej porze mieniły się masą barw. Sięgnął po kilka kwiatków, czując uważny wzrok przyjaciela.
— Wiesz Srebrny... — zaczął powoli, przypominając sobie sytuację ze zgromadzenia. — Ile pamiętasz z... tamtej nocy na Bursztynowej Wyspie?
— Tej ostatniej? No słuchaj, wszystko i nic — westchnął. — Większość zgromadzenia wtedy przespałem i jak na łysą od roślin wyspę było tam całkiem wygodnie. A potem ty i twoja siostra zaczęliście świrować, ja chciałem być miły i widzisz, do czego to doprowadziło — parsknął.
— A to co potem się stało? Gdy spacerowaliśmy... — starał się mu przypomnieć, niepewnie zerkając na boki, nie chcąc przyznać mu w pysk, że chodziło o pocałunek.
— Gdy spacerowaliśmy? — powtórzył kocur, myśląc głośno. — No ruszaliśmy łapami, żeby przesuwać się do przodu, szwendaliśmy się tam i z powrotem, potem w sumie chyba zasnąłem na stojąco... — stwierdził z zawahaniem. — I wróciliśmy do klanu. Tylko tyle się chyba zadziało — mruknął, przyglądając mu się uważnie. — Chociaż po twojej minie mną wrażenie, że zapominam o czymś ważnym...
O tak... Po tym co usłyszał, wątpliwości go zalały niczym strugi deszczu. Miał mu powiedzieć? Przypomnieć o tej krótkiej chwili, która sprawiła, że serce mu przyśpieszyło? Bał się. Co jeśli przyjaciel uzna, że to było nic takiego? Że chciał być nadal jego kolegą, a nie snuć plany na coś więcej, jak on w tym momencie. Przecież serce nie sługa, nie jego wina, że wybrało nierudego. Na dodatek matka go zabiję, wydziedziczy, ale przy nim... przy nim to się nie liczyło. Lubił bliskość i tą swobodę jaką przy nim czuł.
— D-d-dałeś... — przełknął nerwowo ślinę, kładąc po sobie uszy. Teraz albo nigdy. Musiał to z siebie wyrzucić. — D-dałeś mi buziaka... — wziął głębszy oddech, patrząc wszędzie byle nie na niego. — T-teraz pamiętasz? — czyżby jego głos stał się bardziej piskliwszy? Ah, ten cały stres! Nie pozwalał mu wyjść z tego wszystkiego z twarzą. — I... i ja chciałem wiedzieć... Czy byś chciał... — zamilknął na moment, czując jak ten go bacznie obserwuje. — Czy byś chciał to powtórzyć...
<Srebrny?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz