*niedługo przed mianowaniem Zarannej Zjawy*
Wielki Kapłan, Chłodny Omen szedł w jej stronę. Gdy tylko dotarł, odezwał się:
— Słyszałem co się stało. Jeżeli cię to pocieszy miałem podobną sytuację, ale z własnym ojcem — Pokręcił głową na wspomnienie ich utarczki na granicy. — Oderwał mi wtedy kawałek ucha. To było przed tym nim stał się znakiem kultu. Takie sytuacje są traumatyczne, ale nas wzmacniają. Liczę, że nie poddasz się, ponieważ udowodniłaś mi, że masz w sobie wole walki. Szkoda byłoby gdybyś skończyła jak własna ciotka.
Nie podobało się, że jej o tym wydarzeniu przypominał. Blizny wciąż parzyły niczym ogień, ale nie te fizyczne, a bardziej psychiczne. Czy doznała traumy? To równało się byciu słabą, a ona nie chciała być słaba, tym bardziej tego przyznawać. Nie, gdy się zmieniła i tak ciężko musiała pracować, by naprawić swój wizerunek w oczach innych, by nie być już postrzegana jako kompletny tchórz i nieprzydatny balast.
— Nie skończę — stwierdziła z powagą w głosie, patrząc na Chłodnego Omena spod przymrużonych, chłodnych oczu.
— Dobrze. Pokaż więc na co cię stać i wywalcz swą pozycję. Udowodnij swą wartość. Gdy ci się to powiedzie, znajdź mnie — powiedział.
Skinęła głową, na znak, że rozumie, a potem rudy odszedł do swoich spraw.
***
*jakiś czas po mianowaniu, po śmierci Bursztyn, ale zanim zrobił się ten ambaras w KW*
— Jestem, Chłodny Omenie — rzuciła, po czym pochyliła głowę z szacunkiem. Wiedziała, dlaczego ją wezwał. To miała być najpewniej jej inicjacja.
Ona, Zaranna Zjawa, miała nareszcie udowodnić swą wartość przed całym kultem i jeśli jej się powiedzie – dołączyć do niego. Nie mogła zawieść.
— Dobrze. Idziemy — stwierdził bez owijania w bawełnę rudy i razem opuścili obóz. Szli jakiś czas, aż w zasięgu ich wzroku nie dostrzegli sylwetek kultystów. Ci siedzieli w ciszy, wpatrując się w nią oceniająco.
Widziała tam wiele znanych pysków. Części z tych kotów dobrze nie znała – z niektórymi chyba nawet nigdy nie przeprowadziła dłuższej rozmowy. Jedynymi z takich kotów była na przykład Chryzantemowa Krew, Koszmarny Omen, Wieczorna Mara czy Szczurzy Cień.
Ale były tam też koty z jej rodziny. Babcia Stokrotkowa Polana, matka Szakala Gwiazda, ciocia Bielicze Pióro i jej dwie siostry, Poranny Zew oraz Ostatni Świt. Niebieska i złota wcześniej dostąpiły mianowania, jak i również zaszczytu otrzymania symbolu kultu po nim. Jednakże istniała pewna zasadnicza różnica – wszyscy zawsze byli nieomal pewni, iż te dwie kocice dołączą do kultu i staną się jego wartościowymi członkami. W jej przypadku tak nie było. W końcu zawsze była tą najsłabszą z miotu, najbardziej mizerną i najmniej rokującą. I nawet mimo swej diametralnej zmiany i pokazania na mianowaniu, na co ją stać, do czego była zdolna, wiedziała że dalej postrzegali ją przez pryzmat tego, kim była, a nie tego, kim jest. W końcu to, iż musiała od swego mianowania na wojownika czekać dłużej na swą inicjację niż siostry o czymś świadczyło.
Testowali ją.
Widziała pogardliwie spojrzenie Ostatniego Świtu.
Jak ona jej nienawidziła.
Nie poruszyła jednak pyska, pozostawiając chłodną, kamienną maskę skupienia. Nie mogła okazywać słabości. Tego, że coś ją dotknęło.
— Twoim zadaniem Zaranna Zjawo będzie złapać i przyprowadzić do nas samotnika. Nieważne jak to zrobisz. Za pomocą obietnic, kłamstwami czy też siłą. Warunek jest taki, że musi żyć nim przejdziemy do kolejnego etapu twej inicjacji — streścił jej pokrótce cel. — Stokrotkowa Polana wskaże ci kierunek, gdzie przebywają te koty. Reszta zależy już od ciebie.
Skinęła głową. Dawali jej szansę, więc miała zamiar ją wykorzystać.
Przeniosła uważne spojrzenie na swą babkę. Ta wstała, po czym wskazała jej łapą kierunek, w którym miała się udać. Tak też młoda wojowniczka wyruszyła.
Nie mogła tego popsuć. Musiała udowodnić, że nadaje się na kultystkę i że porażka Bursztyn nie oznacza i jej porażki. Że jest godna.
Przemykała cicho pośród leśnej gęstwiny. Kryła się za roślinnością, szukając swej ofiary. W nocnej ciszy nawet najmniejsze dźwięki były łatwo słyszalne. Chrobotanie buszującej pośród ściółki leśnej myszy, i innych stworzeń. Każdy z tych szelestów dochodził do jej uszu, i mimo że dalej jej nadpobudliwy umysł rejestrował je, nie trzęsła się już za każdym razem, gdy je słyszała.
Ten etap miała już dawno za sobą, bo musiała stać się prawdziwym wojownikiem.
A teraz prawdziwą kultystką.
A zarazem...
Morderczynią.
Zatrzymała się, gdy wyczuła zapach obcego kota.
Czas było wypełnić przeznaczenie, przypisane jej już przy poczęciu, a nawet przed nim.
Cicho skradała się w stronę samotnika. Zapach stawał się z każdą chwilą bardziej wyraźny, aż w końcu jej oczom ukazał się osobnik. Był to szary kocur w tygrysie pręgi, oblany bielą na łapach, brzuchu i brodzie. Blask księżyca oświetlał jego futro. Był wyraźnie czymś zajęty.
To była jej okazja.
Podkradała się, coraz bliżej i bliżej. Bezszelestnie dotarła do odpowiedniego miejsca, po czym wybiła się z tylnych łap, by rzucić się na niczego nie spodziewającego się przeciwnika.
Ten krzyknął zaskoczony, ale nie zdołał zrobić nic więcej, nim Zaranna Zjawa nie przygniotła go do ziemi. Wbiła swe kły w kocura, który próbował ją z siebie zrzucić. W pewnym momencie uderzył z całej siły w jej brzuch, przez co kocica zachwiała się. Szary wykorzystał ten moment i podciął jej łapy. Wyślizgnął się spod niej i nim zdążyła by cokolwiek zrobić wgryzł jej się w łapę. Ból rozlał się po jej kończynie, Zaranna Zjawa postarała się jednak nie syczeć, co zdziwiło wyraźnie jej przeciwnika. Z całej siły przejechała mu łapą po pysku. Kocur puścił ją. Po jego czole spłynęła krew, która już po kilku uderzeniach serca zakryła mu pole widzenia. Bura wykorzystała to. Rzuciła się na niego, przybijając go ponownie do podłoża, tym razem tak, iż jego pysk był w nie wbity. Następnie chwyciła go za kark po czym zaczęła ciągnąć go tam, skąd przyszła, co wymagało od niej nie lada wysiłku, zważywszy na to, iż nie miała zbyt dużej siły w łapach - w końcu od dzieciństwa była dość mizerna, choć trening Kostrzewy i częste wyżywanie się na drzewach coś dało.
W końcu dotargała szamoczącego się kocura na miejsce, a gdy upewniła się, że wszyscy zebrani kultyści patrzą w jej stronę cisnęła nim prosto pod łapy Wielkiego Kapłana.
Mimo tego, jak bardzo jej płuca domagały się powietrza, starała się nie oddychać szybko. Pozostać niewzruszoną w oczach innych, choć jej oddech i tak zdawał się ciężki.
Chłodny Omen obserwował to w milczeniu, nie okazując żadnych emocji czy też myśli. Skinął jej łbem, po czym przemówił:
— Oto ofiara godna naszych przodków. Zabij ją, a dostąpisz zaszczytu dołączenia w nasze szeregi. Ku chwale Mrocznej Puszczy!
— Ku chwale Mrocznej Puszczy! — zawtórowały mu głosy innych kultystów, które odbiły się echem w jej umyśle.
Obcy położył po sobie uszy, patrząc na resztę zgromadzonych. Następnie odwrócił się i wbił w nią spojrzenie swych przerażonych, wielkich, żółtych oczu.
Był tak podobny do Bursztynowej Łapy, choć nieco starszy.
Taka ofiara jej się trafiła.
Taką więc zabije.
Wysunęła pazury, następnie podchodząc bliżej kocura, który przykulony odsuwał się od niej jak najdalej, bliżej i bliżej w stronę otaczających ich kultystów, z przerażeniem w ruchach, przeraźliwym strachem wymalowanym na pysku.
Bura pochyliła głowę, napięła mięśnie i skoczyła prosto na swą ofiarę. Niebieski próbował uskoczyć, przez co trafiła nie tam, gdzie chciała i oboje poturlali się po trawie. Nieomal jednocześnie, z niewielką przewagą szybkości po jej stronie, wstali z podłoża. Szary wyraźnie chciał coś powiedzieć, ale nie dała mu się wysłowić, bo rzuciła się na niego, przygniatając go do ziemi.
— Błagam... — zaczął, jednakże potomkini Irgowego Nektaru nastąpiła mu na krtań, uniemożliwiając mu dalsze mówienie. Następnie przesunęła łapę, by przenieść ją bardziej na głowę i właśnie łeb przygnieść mocniej do ziemi. W końcu musiała mieć dostęp do gardła.
Samotnik próbował się szamotać, gdy Zaranna Zjawa zacisnęła szczęki na jego szyi. Ostre kły przebiły się przez tkanki, umożliwiając zabicie ofiary dla Mrocznych Duchów.
Już po chwili obcy leżał martwy pod jej łapami.
Patrzyła na jego martwe ciało beznamiętnie, nim nie przeniosła spojrzenia na Wielkiego Kapłana.
— Zaranna Zjawa skalała swe łapy krwią. Od teraz jej drogę wskazuje Mroczna Puszcza. Może i nie osiągnęła w życiu jeszcze wiele, ale wyzbyła się swej tchórzliwej natury. Przekuła swą słabość w siłę i oto stoi przed nami, jako ktoś zupełnie nowy. — Jego ostatnie słowa szczerze ją ucieszyły, choć tego nie okazała, zachowując powagę. „Jako ktoś zupełnie nowy” – właśnie kimś takim chciała być. Zmazać Jutrzenkę, aby Zaranna Zjawa mogła rozkwitnąć niczym ciernisty kwiat. Podeszła w stronę vana, aby stanąć tuż przed nim, tak jak nakazywała tradycja. Gdy tylko to zrobiła, kocur kontynuował. — Ja, Chłodny Omen, Wielki Kapłan kultu Mrocznej Puszczy, naznaczam cię w imię naszych przodków. Czy jesteś gotowa przyjąć na siebie nasze znamię jako dowód inicjacji?
— Tak — odpowiedziała bez cienia zawahania.
To właśnie ta chwila wydawała jej się nierealna od kocięstwa.
A teraz się działa.
Dlaczego więc dalej nie czuła, że jest wystarczająca? Nie gotowała w niej się ta ogromna satysfakcja z wielkiego sukcesu, którą powinna teraz czuć?
— Zatem otrzymasz ode mnie znak, który pozostanie z tobą aż do śmierci i zawsze będzie przypominał ci o przynależności do kultu. — Wielki Kapłan zbliżył do niej pysk i chwycił za jej lewe ucho. Ból rozlał się po nim, gdy syn Mrocznej Gwiazdy oderwał jej jego kawałek. Krew spłynęła, mocząc strugą kawałek jej policzka, a następnie powoli skapując na podłoże. — Tej nocy, zgodnie z wolą Mrocznej Puszczy, przyjmujemy cię oficjalnie jako pełnoprawnego członka naszej grupy. Wierzymy, że będziesz wiernie służyć naszym przodkom i działać na rzecz kultu, abyśmy nigdy nie upadli. — Chłodny Omen podszedł do ciała samotnika, zamoczył w jego krwi łapę i odcisnął na czole kocicy. W ciemności rozległy się wiwaty, witające Zaranną Zjawę w szeregach kultu.
Została kultystką.
Dopełniła przeznaczenia, choć tak wielu w nią wątpiło.
***
*czasy obecne*
Klan Wilka był osłabiony. Ich liczba zmniejszyła się diametralnie, ale szczególnie duży ubytek odczuli kultyści. W końcu stracili aż czwórkę członków. Zaranna Zjawa nie rozpaczała jednak z tego powodu, a ze śmierci Porannego Zewu.
Tak samo rozpaczał Chłodny Omen, jednakże on nie po śmierci jej siostry, a ukochanego.
Obudziła się wcześnie rano. Rozejrzała się po legowisku. Większość kotów jeszcze spała, tak też niespiesznie przystąpiła do czyszczenia swego futra. Gdy już doprowadziła swą sierść do ładu wstała i ruszyła do wyjścia z legowiska wojowników. Gdy tylko znalazła się poza nim ukazał jej się śnieg pokrywający obóz. Nie było jednak tak bardzo zimno, jak można było się spodziewać, a zwierzyny nie brakowało, mimo Pory Nagich Drzew, jaka nastała. Cóż, mieli najwyraźniej duże szczęście.
Dostrzegła Chłodnego Omena, siedzącego całkiem niedaleko, prawie że tuż obok, jakby zamyślonego.
Tak samo rozpaczał Chłodny Omen, jednakże on nie po śmierci jej siostry, a ukochanego.
Obudziła się wcześnie rano. Rozejrzała się po legowisku. Większość kotów jeszcze spała, tak też niespiesznie przystąpiła do czyszczenia swego futra. Gdy już doprowadziła swą sierść do ładu wstała i ruszyła do wyjścia z legowiska wojowników. Gdy tylko znalazła się poza nim ukazał jej się śnieg pokrywający obóz. Nie było jednak tak bardzo zimno, jak można było się spodziewać, a zwierzyny nie brakowało, mimo Pory Nagich Drzew, jaka nastała. Cóż, mieli najwyraźniej duże szczęście.
Dostrzegła Chłodnego Omena, siedzącego całkiem niedaleko, prawie że tuż obok, jakby zamyślonego.
<Chłód?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz