BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

24 grudnia 2023

Od Skaczącej Fali CD. Mniszka

*dość dawno temu, przedostatnie lato chyba czy coś idk*
— Dlatego nie mów mu już nigdy więcej o żadnym Klanie Gwiazdy i jego darach. — Mniszek zerknął na rozwalonego Skarba leżącego brzuchem do góry, śniącego o czymś na pewno przyjemnym, zważywszy na jego optymistyczną naturę. — Jeszcze by mu się zachciało zostać liderem i dołączyłby do klanu. — mruknął van z odrazą. — Jest tak głupi, że na pewno by to zrobił, gdybyś mu o tym powiedziała. Na chwilę zapadła cisza, podczas której kocur położył sobie głowę na łapach — Dobranoc. — dodał sucho zamykając oczy.
— Dobranoc — odparła Skoczek, kładąc się tuż obok Skarbu, tak, że stykali się ze sobą bokami.
***
*też dość dawno temu*
Nie wiedziała, ile czasu minęło od jej porwania, ani od czasu, gdy zyskała towarzyszy niedoli. Straciła już rachubę. Czas przelewał jej się przez palce, a dni i noce zlewały w jedną całość, co jakiś czas przerywaną mniej typowymi wydarzeniami. Na przykład jakiś czas temu jedna z młodych dwunożnych, gdy siedzieli sobie spokojnie w salonie, przyniosła im coś nowego – jedno z tych ich ciekawych pudełek które przy pomocy światła pokazywały różne obrazy. Jedno takie, wiele razy większe od niej, stało w salonie. Wieczorami dwunogom zdarzało się oglądać obrazy ukazujące się na tym dziwnym obiekcie, do czego z czasem zaczęły przyłączać się zaciekawione koty. Musiała przyznać że ciekawie patrzyło się na przykład jak niewielkie figury wyprostowanych biegały po dużej, zielonej przestrzeni poprzecinanej gdzieniegdzie białymi liniami, kopiąc czarno-biały, kulisty przedmiot, który Skarb zwał piłką. Nawet mimo stosunkowo niedługiego czasu oglądania takich widowisk Skoczek, a może Kangurek, bo tak zwali ją dwunożni, zrozumiała że to jakiś rodzaj gry. Coś jak berek tyle że zespołowy, tyle że zamiast inny zawodnik, celem była piłka. Zauważyła także duże szczęście gdy dwunożni w konkretnym kolorze skór, tym samym, który czasem podczas takich seansów zdarzało się nosić jej domownikom, udawało się sprawić, by piłka dotarła do dziwnej, białej pajęczyny wspartej tak samo białą konstrukcją. Było to co najmniej ciekawe, a obserwowanie piłki latającej wte i we wtę po terenie absorbujące.
Ale wracając do owej rewelacji, która już tu była wspomniana, podobne urządzenie co to stojące w salonie zostało dane jej i jej kompanom.
Następnie młoda dwunożna włączyła je, a już po kilku dotknięciach jej palca na ekranie pojawiły się…
Myszy.
Jaka szybka reakcja starszej dwójki kotów wtedy nastąpiła… ona i Mniszek zaczęli się rzucać na myszy, a gdy udało im się w którąś trafić, ta znikała. I tak jakiś czas polowali, o ile polowaniem można było tę aktywność nazwać, aż w końcu zorientowali się iż nie prowadziło to do niczego poza traceniem czasu. Nie pojawiała się przed nimi martwa zwierzyna, którą mogliby zjeść, więc po co mieli to robić?
Przez jakiś czas ignorowali młodą dwunożną, która przez kilka kolejnych dni starała się znów podsunąć im obiekt pod pyszczki i sprawić by się nim zainteresowali.
Jednakże ów bojkot sztucznych myszy skończył się, gdy Skarb pewnego dnia postanowił się pobawić i dostał za to dodatkową porcję smakołyków. I to takich nowych. Podobno przypominających smakiem myszy, które dawał mu Mniszek.
Wtedy też Kangurek jak i niebieskogłowy wrócili do uporczywego łapania wirtualnych myszy, póki nie byli już tak zmęczeni i najedzeni, że musieli aż się położyć i walnąć w kimono.
Dziwom jednak nie było końca, bo jakiś czas później stało się coś, czego chyba nawet najinteligentniejszy kot nie przewidziałby, chyba, że znałby się na zwyczajach dwunogów. Bo wraz z ich znajomością przychodziło przewidywanie, iż przebranie się ich w jeszcze bardziej niż zwykle kuriozalne skóry, a także przebranie w nie samych kotów, było do przewidzenia podczas Pory Opadających Liści.
Na niebieską głowę naszego domowego gbura została założona przezroczyste, okrągłe naczynie oczywiście z otworem przez który zostało nałożone i kilkoma dodatkowymi w pobliżu pyska.. Trudno je było jednak zdjąć przez to, iż po jego nałożeniu vanowi dostał się jeszcze biało-niebieski strój który został przyczepiony do dziwnej kopuły tak, że nie dało się go zrzucić bez wcześniejszego pozbycia się ubranka, co było technicznie praktycznie niemożliwe, szczególnie, że to było odporne na wszelkie zadane pazurami przez Skarba na prośbę Mniszka ciosy. Jakby specjalnie było przygotowane na taką ewentualność…
Wspomniany biały, przygłuchy kot dostał za to poszarpaną skórę w kolorze czerni z czerwoną obwódką, która była de fakto dłuższym kawałkiem materiału przymocowanym co obroży kocura.
Zaś naszej drogiej Skoczek przypadł jakże niechciany przez nią zaszczyt zostania jej imiennikiem – kangurem, znaczy się. Jej strój składał się z brązowego, puszystego ubranka kończącego się przy szyi, które na brzuchu miało luźny kawałek skóry, który czytający kojarzą pewnie jako torbę kangura.
Tak oto skończyły nasze koty – upokorzone, zmęczone próbami zdjęcia strojów, a także sławne w sieci.
— Skoczek! Weź mi pomóż zdjąć to ustrojstwo. Ledwo w tym oddychać mogę — bąknął Mniszek, kiedy Skarbowi ponownie nie udało się mu ściągnąć tego czegoś z głowy.
— Wiesz, mi tym bardziej się nie uda — wskazała nosem na swą sztywną łapę — chociaż... — po chwili namysłu podeszła, po czym położyła się na grzbiecie tak, że jej tylne łapy uniesione w powietrzu znajdowały się tuż przed głową Mniszka — w sumie może tylnymi się uda. — po czym gdy tylko Skarb przytrzymał Mniszka do ziemi zaczęła napierać na plastikowe przezroczyste coś na niebieskiej głowie kocura.
Mimo kolejnych prób wykaraskania byłego Owocniaka z przebrania, ten dalej miał na głowie przezroczysty plastik z otworami, ku niezadowoleniu niebieskogłowego.
— Uh. Trzyma się jak pszczoła miodu — mruknęła, po czym obróciła się z grzbietu na bok, a następnie wstała przy pomocy swych dwóch tylnych łap i jedynej sprawnej przedniej. — Eh, te dwunogi jak już zniewalają to porządnie zdaje się.
Niezadowolone koty siedziały ta jeszcze chwilę, póki do pokoju nie wszedł dorosły dwunożny. Ten wziął w łapę to swoje prostokątne wyświetlające różne rzeczy coś, po czym wyprostował nieco rękę tak iż to było przed nim, a już po chwili dało się słyszeć „pstryk” wydobywające się z urządzenia.
— Uh. Znowu to robi — burknął Mniszek. Tymczasem Skarb stanął na tylnych łapach, uradowany że może sprawić radość dwunożnemu i przy okazji zdobyć może kilka smakołyków. Pozostała natomiast dwójka nie miała zamiaru brać w tym udziału, więc ruszyła w swoją stronę. A raczej miała, bo nie wiadomo skąd pojawiły się obok nich trojaczki, a każde wzięło w ręce po jednym kocie. Znudzona Skoczek przewróciła tylko oczyma. Tymczasem dorosły odłożył swoje ustrojstwo, na chwilę gdzieś wyszedł a potem przyniósł kolejne. To było większe, grubsze, i miało coś na kształt okrągłego, czarnego pyska. A po chwili jak się okazało, miało także coś na kształt trzech nóg. Zostało ustawione przed trzema trojaczkami, a potem dorosły zawołał psa dotąd odpoczywającego na kanapie, również w fikuśnym stroju. Potem dotknął swego czarnego ustrojstwa, następnie szybko ustawił się za swymi kociętami, a już po chwili coś kliknęło. Dwunożny podszedł ponownie do czarnego pudła, na coś na nim spojrzał, po czym wydał pomruk aprobaty.
Dwójka z młodych od razu odstawiła koty na ziemię i podbiegła do swego rodzica. Tylko jedno z nich zaczęło zdejmować z uradowanych tym faktem kotów ich przebrania.
Dopiero potem zorientowali się, iż ich podoblizny zostały na zawsze uwiecznione a następnie powieszone w ramce na ścianie.
***
*Pora Nagich Drzew co była zaraz po tamtej porze Opadających Liści*
Noi znowu założyli im te dziwne skóry. Tym razem jednak było nieco lepiej, bo nie były one aż tak, podkreślić należy że aż tak, złe – bowiem były one dość miękkie, mniej wyszukane i stanowczo wygodniejsze, szczególnie w porównaniu do poprzedniego stroju Mniszka. Były głównie w kolorach białym, czerwonym, zielonym, z domieszkami innych kolorów, które tworzyły różnobarwne zygzaki na ich powierzchni. Skoczek musiała przyznać, że dwunogom naprawdę musiało się nudzić, skoro tworzyli nowe rzeczy tak ot bez wyraźnego praktycznego powodu. Tym razem nie miała zamiaru jednak narzekać, bo najbardziej upierdliwe przebranie dostało się Skarbowi – mianowicie na jego głowie wylądowało coś co miało najpewniej imitować jelenie rogi, a do tego jego nos został pomalowany przez różowo-lubne kocię wyprostowanych czerwonym czymś, mimo protestów dorosłego osobnika. Ale skoro już mu pomalowała, to widocznie ten odpuścił, bo teraz biały miał czerwony nosek.
Na szczęście ani los przebarwienia nosa, ani przyprawienia rogów nie spotkał ani Skoczek, ani Mniszka, dzięki czemu oboje mogli odetchnąć z ulgą.
Właśnie leżeli na miękkim, długim meblu przed dużym ustrojstwem które tym razem wyświetlało języki ognia z nieznanych im powodów. No w sumie to tak częściowo znanych, bo wszystkie ostatnie dni różniły się mniej lub bardziej od poprzednich, co sprawiało iż różnorakie dziwa były do przewidzenia.
— Ciekawe czy cały dzień będzie ten ogień tam szalał, czy potem zmienią bo im się znudzi — parsknęła.
— Nie wiem... — zamruczał van, otwierając leniwie powiekę, aby przyjrzeć się temu ustrojstwu wyświetlającemu obrazy — Mam nadzieję, że poczęstują nas jedzeniem, które od samego rana szykują... — dostrzegła jego głodne spojrzenie i przełknięcie napływającej do pyska na samą myśl ślinki.
— Prawda — zgodziła się z nim — jak sądzisz, czy przygotowują coś specjalnie dla nas? Bo z tego co pamiętam to ostatnio dostaliśmy trochę takich innych smakołyków, może i tym razem coś wymyślili? — zaczęła się zastanawiać.
— Bardzo możliwe — dziko pręgowany przeciągnął się węsząc w powietrzu.
— Może sprawdzimy? — zaproponowała srebrna.
Współlokator przytaknął jej, a następnie zeskoczył z kanapy. Kocica również, nieco bardziej niezgrabnie ze względu na swoją niepełnosprawność również zeskoczyła. Dopiero wtedy razem ruszyli do kuchni.
Gdy tylko znaleźli się w środku zapachy pyszności przygotowywanych przez wyprostowanych uderzyły ich ze zdwojoną siłą, że aż ślinianki Skoczek także zaczęły pracować na pełnych obrotach. Podkicała do dorosłego wyprostowanego, aby następnie usiąść gdzieś niedaleko jego nóg i przyglądać się jego pracy z dołu, raz po raz oblizując pysk, czekając, aż dwunożny zauważy jej głodne spojrzenie. Dawny owocniak usiadł kawałek dalej od dwunożnego oraz kocicy, przyglądając się gotującemu osobnikowi i czekając, aż ten coś im zrzuci na ziemię. I tak czekali, ale jak długo można było, skoro ten wyraźnie nie zwracał na nich uwagi? W końcu, nie mogąc już znieść czekania Skoczek wydała z siebie głośne miauknięcie. Dopiero wtedy wyprostowany zauważył ich obecność, a widząc wielkie oczy swoich pieszczochów i ich oblizywanie pyszczków, w końcu zrzucił im kilka kawałków mięsa.
Gdy tylko te spadły na podłogę, ruszyła w ich stronę. Dostrzegła jednocześnie, że Mniszek z tym zwlekał, tak jakby dając jej pierwszej zakosztować przysmaku wyprostowanych. Tak też w zamian za ten miły gest postanowiła, iż sama zje za to mniej. Specjalnie jadła powoli dając mu przez to trochę dodatkowego czasu, by mógł zdążyć w nim więcej zjeść. W pewnym momencie kocur odezwał się:
— Powinni częściej nas karmić czymś takim... — zauważył — Wiesz, nim wpadłem na ciebie i Skarba, żyłem u ludzi, którzy karmić mnie chcieli tak ohydną karmą, że wolałem łapać ranne, ledwo dychające ptaki
— Współczuję. Może i niewola nie jest marzeniem, ale przynajmniej ci są nieco lepsi z tego co mówisz w porównaniu do twoich poprzednich — stwierdziła. — I w sumie... mimo, że dalej chce się stąd wydostać, to... widzę że życie poza klanem nie jest takie złe. Mimo wszystko nie boję się ciągle o swoją skórę bo morderca stoi u władzy. Żałuję tylko, że nie udało mi się uchronić mojej rodziny przed tym, co ich spotkało — położyła po sobie uszy.
— Tylko mi tu teraz nie płacz... — mruknął, gdy tylko skończyła swą wypowiedź — Może nie udało ci się ich uchronić, ale spójrz na to inaczej, przynajmniej miałaś rodzinę. Ja miałem matkę furiatkę, zaślepionego w nią brata i specyficzną siostrę, z którą dopiero przed wygnaniem w miarę potrafiłem się dogadać. Ojca nie poznałem, bo z tego co się dowiedziałem to był i się zmył. — zbliżył się do Dwunożnego i tym razem z pyska vana wydobyło się proszące miauknięcie, co zaskutkowało tym iż kolejny kawałek mięsa wylądował na podłodze. Kocur nie długo się zastanawiając, złapał go w zęby, by już po chwili przekazać go Skoczek — Masz. Zjedz jeszcze i będziesz szczęśliwa.
Słuchając tego co Mniszek musiał przeżyć zrobiło jej się nieco... wstyd? Tak, to chyba było to. W końcu on nawet nie zaznał prawdziwego rodzinnego ciepła, nawet od jednego rodzica i grupki niepowiązanych z nim krwią kotów...
— Możemy się nim podzielić — zaproponowała po chwili z dziwnym ciepłem w sercu, przysuwając jedzenie w stronę niebieskogłowego.
— Skoro tak uważasz... — kocur przystał na jej propozycje, a potem oboje zaczęli pałaszować fragment mięsa z dwóch różnych stron. Cóż, wynik tego był do przewidzenia, mimo, iż oni sami na to nie wpadli. Ostatecznie zetknęli się przez przypadek nosami, a Skoczek zalazła fala rumieńcu. Szybko odsunęli pyski od siebie udając, że nic nie było. Cóż, młode trojaczki uznały inaczej, tak samo jak Skarb.
***
*Ta sama Pora Nagich Drzew, ciut później*
Tego dnia znów stało się coś dziwnego. Minął zaledwie tydzień od poprzedniej anomalii w zachowaniu wyprostowanych, a teraz to.
Ona, Skarb i Mniszek jak zwykle przyszli wieczorem poobserwować gwiazdy. Ale okazało się iż dwunogi postanowiły, że one również z jakiegoś powodu będą siedziały w salonie, który został nieco mniej niż zwykle oświetlony. O co chodziło? Czyżby uznały że dotrzymają im nieproszonego towarzystwa? Niby już się przyzwyczaiła nieco że mieszkała z nimi w jednym miejscu, ale bez przesady, to było prywatne zgromadzenie a nie. Do tego jedna z bliźniaczek zaczęła coś do nich wyraźnie mówić, jakby chciała ich do siebie przywołać. Oczywiście nie działało to za dobrze, bo zamiast tego koty zbywały młodą póki ta nie wyszła do innego pomieszczenia, konkretniej do tego, w którym przygotowywali jedzenie. Może zgłodniała. Niestety reszta nie podążyła za nią, a postanowiła zostać w salonie z brązowymi napojami w tych przezroczystych pojemnikach.
Spojrzała w gwiazdy, a następnie przybliżyła się do siedzącego obok niej Mniszka.
— Jak sądzisz, po co tu przyszli? — spytała, zerkając na dwunogów ukradkiem.
— Chcieli nam pewnie znowu podokuczać. Taka natura tych Dwunożnych. — van odprowadził wzorkiem małą dwunożną — Ta najmniejsza z nich chyba kocha mi dokuczać. Dobrze, że nie założyli nam znowu tych dziwnych rzeczy na głowy jak ostatnim razem...
— Prawda. Nawet nie chcę myśleć jak duszno musiało ci być w tym... czymś — wzdrygnęła się.
— Gdybym dłużej w tym posiedział, to jak nic by mnie teraz tu nie było.
Szczerze nie wiedziała do końca co na to odpowiedzieć, ale nawet gdyby coś wymyśliła, przerwałby jej huk który już po chwili wdarł się w uszy obecnych. Oboje nastroszyli się, odskakując od oszklonej ściany domu. Na niebie pojawiło się coś dziwnego – coś jak gwiazda, ale taka… inna. Kolorowa. I do tego jeszcze rozpływająca się w kilka odrębnych linii od środka. Po chwili zaczęła zanikać, ale wtedy właśnie coś lśniącego wzleciało w niebo, a huk powtórzył się, rozbryzgując masę kolorów po nieboskłonie. Koty patrzyły na to skonsternowane. Tymczasem dwunożni podeszli bliżej przyglądając się dziwnemu zjawisku tak, jakby nie czuli żadnego strachu. Wręcz… ekscytację?
Wyprostowani zaczęli mówić coś do siebie, a już po chwili z kuchni wybiegło jedyne, które nie zobaczyło początku przedstawienia, i było wyraźnie zawiedzione.
Skoczek jednak nie mogła się otrząsnąć, więc po prostu zerkała to na dwunogi, to na niebo, póki Mniszek nie podszedł do niej i nie usiadł bliżej.
Dopiero po jakimś czasie uspokoiła emocje, a potem spokojnie usiadła tuż obok Mniszka, który również się do niej przybliżył, że aż ich futra się zetknęły.
— Nigdy nie widziałam czegoś takiego…
— Ja też nie. Gdyby nie ten huk, z przyjemnością bym co noc obserwował te dziwne gwiazdy — miauknął nie odwracając spojrzenia od nieba i nowo pojawiających się na nim obiektów.
Siedzieli tak jeszcze jakiś czas, nawet dłużej niż dwunodzy, mimo tego, iż ilość nowych rozbłysków kolorowego światła zmniejszała się z każdą minutą. A pod koniec widowiska, Skoczek nie patrzyła już na niebo, tylko spała opierając się o ciepły bok Mniszka.

<Mniszku?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz