Te kilkanaście księżyców temu nie pozwoliłby nikomu się o siebie oprzeć. Teraz jednak było mu to obojętne, czy też po prostu mu to przestało przeszkadzać. Tyle razy był już trzymany na rękach przez ludzi, ciągnięty za ogon, głaskany pod bródką, nawet gdy mu się to ani trochę nie podobało, to czemu dotyk drugiego kota miałby mu wadzić? Do tej pory Skarb miał tę przyjemność przytulić się do jego boku, kiedy wspomniany kocur był jeszcze tylko białym puchatym kłębkiem sierści; małą, białą chmurką, a Fretka i treningi z nią była już tylko mglistym wspomnieniem. Miał nadzieję, że liliowa nie miała szczęśliwego życia w Owocowym Lesie po jego wygnaniu, chociażby przez fakt, jak traktowała go i jego rodzeństwo.
Lekko przechylił głowę, by móc przyjrzeć się śpiącej niebieskiej kotce, która sam nie wiedział nawet kiedy zasnęła. Nie miał zamiaru jej budzić. Westchnął spoglądając na niebo, znajdujące się za tym magicznym przezroczystym polem; co jakiś czas jeszcze samotna ludzka gwiazda błyskała na niebie w oddali.
Może i miał wszystko, wygodne życie w ciepełku, nie musząc zamartwiać się o pożywienie, to ciągle z tyłu głowy plątała się zapomniana myśl, jaką było zostanie samotnikiem. Tylko takim nie do końca, bo chciał mieć Skoczek i Skarba u swego boku w dziczy.
***
giga skip, do Pory Opadających Liści przed aktualną Porą Nagich Drzew, kilka dni przed
Nie wierzył własnym oczom, że wrócił na stare śmieci; dosłownie i w przenośni. Spoglądał na tereny Owocowego Lasu, będąc ciekaw co by się stało, jakby jednak zdecydował się przekroczyć granicę i zobaczyć jak tym przygłupom się żyje. Pewnie mieli się lepiej niż on, jednak nie zamierzał ryzykować spotkania z Agrestem. Po tym jak potraktował matkę jego dzieci to pewnie by się nie zakończyło zbyt miło ponowne ich spotkanie. Wątpił, czy by go powitał tak jak Krogulec, który przez długi czas naśmiewał się z obroży, która zdobiła szyję vana.
— Na co tak patrzysz? — podjął Skarb spoglądając na swojego przyjaciela, którego wzrok był utkwiony na teren za rzeką. Sam starał się dostrzec to co widział były pieszczoch.
— Na nic. Weź te liście i chodźmy — mruknął podnosząc się z ziemi. Ruszył w stronę schronienia Krogulca i jego kompanów, nie racząc poczekać na puchatego kocura
Miał nadzieję, że to zielsko było tym zielskiem, które mieli przynieść Wrzosowi. Wyglądało dokładnie jak kocur je opisał, więc chyba udało im się wykonać zadanie. A jeśli nie, to najwyżej Świetlik i jej syn wyruszą na poszukiwania zioła, na których zależało kocurowi.
Wślizgnął się do nory, w której z tego co się dowiedział kocury żyły tylko we dwójkę, potem odkąd wpadły na Krogulca żyli w trójkę, przez chwilę nawet żyli chyba w siódemkę, kiedy to przypałętała się do nich samotniczka z rodziną, a teraz przyszło im dawać schronienie kolejnym trzem kotom.
— Wrzosie! Przynieśliśmy liście, o które nas poprosiłeś... Chyba...
Najmłodszy z byłych pieszczochów zbliżył się do uzdrowiciela i przekazał mu przedmiot, gdy w tym samym czasie van stał przy ścianie nory spoglądając na zajmującą jedno z legowisk łajzę, jego łajzę, która miała szczęście łapać przeróżne urazy; krótko mówiąc życie jej nie pieściło. Może i starał się sprawiać pozory, że się nie martwił, to i tak jego ogon chodził nerwowo, kiedy czekał na diagnozę Skoczek. Ostatnio kocica coś częściej marudziła i uskarżała się na ból łapek, na całe szczęście nie kręgosłupa, jak to powiedział znachor.
— Dziękuję ci bardzo Skarbie. Właśnie o te liście mi chodziło. Rozważałeś może rozpoczęcie nauki ziołolecznictwa? Przydałby mi się pomocnik... [...] Ach. Z twoją ukochaną jest wszystko w porządku, nie musisz się o nic martwić Mniszku! — podjął w końcu, dostrzegając poirytowany wyraz pyska vana, który nie był zaciekawiony próbami zrobienia ze Skarba medyka — Uśmiechnij się. Teraz to tylko uśmiech powinien zdobić twój pysk. Czy mogę powiedzieć czy wolisz sama? — zwrócił się do Skoczek, która tylko lekko skinęła głową na drugą opcję
Kocur niezbyt chętnie zbliżył się, nie chcąc, aby kotka wydzierała się przez całą norę.
— O co chodzi? Zachowujecie się dziwnie...
— Spodziewam się kociąt Mniszku. — Mimo lekkiego uśmiechu na pysku kotki, w jej głosie mógł wyczuć obawę.
— K-kociąt? — wydukał wpatrując się tępo na niebieską, po czym zerknął na medyka, który skinął łebkiem na potwierdzenie słów Skoczek
— Kociąt?! — zawtórował mu biały kocur, który z większym entuzjazmem podszedł do wielkich wieści — Będę wujkiem!
W tle dało się słyszeć szepty reszty mieszkańców nory, ba, Mniszek niemalże był pewny, że Krogulec nawet pomimo paraliżu pyska właśnie rechotał. A van? Cóż, miał w tej chwili ochotę zapaść się pod ziemię. Może i się związał z byłą Klifiaczką, ale nie w głowie mu było zajmowanie się dziećmi, nie mówiąc o posiadaniu ich.
— T-to wspaniałe wieści... — mruknął, wyglądał tak jakby i również jego pysk doznał paraliżu jak pysk czekoladowego arlekina, a on po prostu się uśmiechał, tak jak polecił mu wcześniej Wrzos
<Skoczek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz