Szczerze, nie spodziewała się podjęcia przez Kawcze Serce tego tematu. Sama jakoś tak o tym nie myślała, chociaż oczywiście zależało jej na dzieciach. Na pewno dobrze im szło na treningach, tylko… Coś zawodziło. Ale to nie musiała być od razu ich wina! Jednak Kawka miała rację i taka sytuacja pewnie nie podobała się Mglistej Gwieździe… Utrata kolejnych dzieci nie była zbyt dobrą wizją, byłoby to tragiczne wręcz! Nie chciała dopuścić do wygnania jej dzieci, ale jednocześnie nie mogła nic zrobić. Mogły tylko mieć nadzieję, że liderka nie będzie miała im tego za złe i pozwoli się uczyć w swoim tempie.
– J-ja… Nie wiem c-co p-powiedzieć…- powiedziała cicho, patrząc na łzy na pyszczku córki. Nigdy nie była dobra w pocieszaniu, więc jedynie położyła ogon na jej plecach.- N-nic nie m-możemy na to z-zaradzić… A-ale może Mglista Gwiazda ich nie w-wygna? M-może… P-pozwoli im j-jeszcze t-trochę się uczyć…
– Nie wiem, oni… Naprawdę długo im to zajmuje. Dłużej niż powinno…- stwierdziła czarna, przejęta swoim rodzeństwem jak nigdy. Myślała, że nie dbali zbytnio o siebie nawzajem, ale najwidoczniej się myliła… Różnili się od siebie, to racja, lecz dalej byli przecież rodziną. Sroka też tak o niej myślała? Też się nią przejmowała? Czy… Nie?
– K-kawko, oni… N-na p-pewno dadzą sobie radę. T-trzeba myśleć… Pozytywnie, p-prawda?- przytuliła ją lekko, nie chcąc jednak jej brudzić, bo dalej miała sporo kurzu i piachu w futrze. Przynajmniej trochę się umyła, przez prośbę (trochę bardziej nakaz) Kawki. Przynajmniej to zrobiła, bo teraz próbując ją pocieszać, zdała sobie sprawę jak bardzo nie znała się na wspieraniu własnych dzieci.
***
Śmierć Morelki była druzgocąca. Nie była na to w ogóle przygotowana. Nie sądziła, że tak szybko będzie jej dane patrzeć na sztywne ciało córki. Nawet miała nadzieję, że nigdy tego nie zobaczy, bo umrze później. Ale jednak los chciał inaczej… Koniec żywota Morelki był naprawdę dziwny. Nie umarła od ran, z jakiejś choroby, tylko z jakiegoś innego, dziwnego powodu. Była to kara od tych gwiazdek na niebie? Naprawdę odbierali jej jedyną prawdziwą rodzinę? Jej własne dziecko, które nawet nie mogło poznać dobrze świata? To było niesprawiedliwe. Dlaczego umierały niewinne koty, a taki… Nastroszony był najprawdopodobniej cały i zdrowy? Miała nadzieję, że nie, ale po prostu uważała to za wielką niesprawiedliwość. Czemu złe rzeczy nie mogły spotykać złych kotów?
Nigdy jakoś bardziej nie trzymała się z liliową, bo była… specyficzna. Jej zachowanie momentami potrafiło wprowadzić nawet w lekkie przybicie. Zawsze zadawała trudne pytania, była dość leniwa i wymyślała te wszystkie śmieszne wierszyki. Ale to właśnie kochała w swojej córce. Kochała w niej wszystko. Każdy skrawek jej charakteru, jej osobowość… Kiedy tak leżała bez ruchu, przypominała sobie tylko widok martwych dzieci. Oni też mieli jakąś osobowości. Gdyby dorośli, mieliby własne cele, plany… Może założyliby rodzinę… Cokolwiek. Ale ta szansa została odebrana im już przy porodzie. Morelka przeżyła trochę dłużej, ale dalej niewystarczająco. Chciałaby mieć teraz ją przy sobie, żywą i szczęśliwą. Chciałaby powiedzieć jej, jak bardzo ją kocha. Niestety, na to wszystko było już za późno.
***
Ostatnie księżyce były… Po prostu szalone. Inaczej nie mogła nazwać tego wszystkiego, co wydarzyło się w ostatnim czasie. Sroka liderem? Była babcią? To było zdecydowanie za dużo jak na jej głowę, przez co połowa faktów została przez nią zignorowana lub przeoczona. Najważniejsze były dla niej rzeczy związane z rodziną, a nie jakieś pomniejsze sytuacje w klanie.
Naprawdę nie sądziła, że kiedykolwiek dojdzie do panowania jej siostry. Racja, Sroka zawsze była lepsza i tak dalej… Ale było to dość duże zaskoczenie. W końcu, to wydarzyło się z dnia na dzień… Nie dało się tego zrozumieć tak od razu! Jej trochę zajęło przyzwyczajenie się do tego i wtedy zaczęła się zastanawiać, do czego to mogło prowadzić… Pewnie Sroka miała w planach jakieś mądre decyzje, sojusze czy inne ważne rzeczy, ale do jeśli w losowym momencie ją wygna? Przecież nie dałaby sobie rady sama w lesie! I nie chciałabym porzucać Kawki, Makrelka… Oraz jej wnuków.
Nie wiedziała co było bardziej zaskakujące, samo usłyszenie, że jej dziecko założyło rodzinę, czy nagłe oświecenie w tych pozostałych szarych komórkach, że rzeczywiście - Kawka miała dzieci, co czyniło z nią babcię! Nie czuła się staro, więc było to jeszcze bardziej szokujące! Najmniej spodziewała się tego właśnie po Kawce. Przestała być taka nieśmiała gdy dorosła, ale czy to wystarczyło? Trochę dziwne było to, że w sumie nie wiedziała jak traktować ojca tych dzieci. Bo Kawka nigdy nie spędzała z nim tak czasu, przy dzieciach tak się jakoś nie kręcił… Czy ta koleżanka Kawki to była jej partnerka? Były razem więc znalazły kogoś, kto pomoże im w założeniu rodziny? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi… Miała tylko nadzieję, że czarna naprawdę chciała te dzieci i nie było sytuacji podobnej do niej i Nastroszonego.
Czasem zerkała w stronę żłobka, niezbyt chętna na interakcje z wnukami bo trochę się ich bała, jednak jej oczom nie umknęło to z że część kociaków była czekoladowa… To była jakaś klątwa, która ją ścigała. Chyba nie przeszkadzało to jakoś innym, ale jakie było nastawienie samej Kawki? Miała nadzieję, że mimo tego, że czekoladowe koty są gorsze, to pokochała je chociaż trochę. Co do innych rzeczy, to nie chciała jakoś wtrącać się bądź ingerować w jej życie. Sama się na tym nie znała, więc nie miało to sensu.
W końcu się przełamała i zawitała w żłobku. Zapach tego miejsca nie kojarzył jej się zbyt dobrze. Jedynie przypominał jej o tym, jak ona sama tu była. To nie był zbyt miły czas… W szczególności gdy była do tego zmuszona. Jednak w powietrzu nie było czuć takiego napięcia czy stresu, po prostu lekkość. Dzieci w spokoju się bawiły z boku, a Kawka nie sprawiała wrażenia smutnej czy nieszczęśliwej. Był to bardzo pocieszający widok. Miała nadzieję, że kotce takie życie odpowiadało.
– J-ja… Nie wiem w sumie c-co powiedzieć…- szepnęła cicho, sama nie wiedząc czemu tak ściszyła głos.- J-jestem zaskoczona, ż-że tak szybko z-zostałam b-babcią… T-to j-jest naprawdę szokujące!- powiedziała już głośniej, patrząc się w ślepia córki.- J-jak… Jak się n-nazywają?
To wszystko było takie nierealistyczne! Od kiedy Kawka chciała mieć w ogóle dzieci?! To naprawdę nie był jakiś głupi sen, tylko to się działo naprawdę? Ciężko jej było w to uwierzyć…
<Kawka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz