*Początek życia uczniowskiego Rozbitka, jeszcze zanim Topik został pełnoprawnym medykiem*
Syn Zajęczej Troski leżał w bezruchu na mchu u medyka, zastanawiając się nad sensem swojego życia powoli sunącego się do przodu. Wiatr wiał lekko do środka, gdy Topikowa Łapa, skupiony na swoim zadaniu, sortował lecznicze zioła potrzebne na choróbska. Legowisko uzdrowicieli stało się nowym domem Rozbitka, którego on nie potrafił do końca zaakceptować pomimo panującej ciszy tak upragnionej przez jego duszę i duszę tajemniczej bliźniaczki. Został odcięty od siostry, brata i siostro-brata; oraz od matki, kochanej i znienawidzonej zarazem przez zlepek sprzecznych emocji kotłujący się w środku ciała.Podczas okresu ponad sześciu księżyców bicolor zdążył nauczyć się kilku rzeczy, a mianowicie tego, że Klan Nocy mógł nazwać… specyficznym. Pierwsza zasada – wybrańcy z czarno-białym futrem byli traktowani lepiej niż reszta dziczy, przynajmniej przez zastępczynię o imieniu Sroczy Lot i jej dzieci. Rozbita Łapa niemal wciąż obserwował, jak córki tej wysoko postawionej kotki patrzyły na innych z ukosa, chwaląc się błyszczącym futrem i sycząc na czekoladowych jakby akurat ten kolor oznaczał grzech pierworodny. Czemu jednak ciemny brąz był złem, a ying-yang dobrem? Nie wiedział, i odpowiedzi raczej znać nie chciał. Wydawało mu się, że to głupota opanowała umysły tutejszych kotów, oddalając ich od wychwalanego Klanu Gwiazdy. Mimo to wolał nie wychylać się ze swoimi poglądami, bo miał komfort, jakim go wszyscy otoczyli; wreszcie otrzymał ciszę, wreszcie otrzymał spokój. Dlaczego powinien był głosić kazania, gdy traktowano go na ogół z szacunkiem? Dlaczego by rezygnować z darów spadających jak manna z nieba, by znaleźć się w czarnej dziurze bez światła końca?
Wracając jednakże do niepisanego regulaminu Nocniaków, co jeszcze obowiązywało rybojadów? Prawdę mówiąc - płeć; to, czy masz jaja pomiędzy tylnymi nogami, czy też niezbyt. Jakkolwiek śmiesznie by nie brzmiała kwestia różnorodności kotka-kocur, ta zasada wręcz jeszcze bardziej uwidaczniała się w społeczeństwie, dzieląc tutejszą cywilizację na drobne kawałki niemożliwe do połączenia. W związku z tym Rozbitek był fuzją czegoś wymaganego i obrzydliwego, a Topikowa Łapa siedział na samym dnie hierarchii tego cyrku, niezdolny do podciągnięcia swojego statusu. Dokładnie - ten sam Topik, uczeń medyka - najgorszym diabłem klanu. Aż sam Opętaniec dziwił się, jakim cudem czekoladowy dostał tak ważną rolę interpretacji snów i leczenia chorych, biorąc pod uwagę powszechną nienawiść do kocurów panującą w Klanie Nocy.
— Dobrze się czujesz, wszystko ok?
Rozbitek jakby rozbudził się z mgły zamyślenia, by spojrzeć na stojącą przed nim rudą kotkę - Strzyżykowy Promyk. Pokiwał tylko głową, dając znać o dobrym samopoczuciu i ruszył za nią na naukę ziół, bo wypadało podać łapę ku chwale najwspanialszych Nocniaków. Jednak szczerze? Czuł się tym niezaabsorbowany, ale coś w środku pchało go do przodu, ażeby poznać pierwsze magiczne medykamenty. Coś albo... ktoś. Najpierw zabrał się za zapoznanie z ogórecznikiem lekarskim, podbiałem pospolitym, potem pietruszką oraz wierzbą białą... i jakoś pierwszy dzień minął na słuchaniu pierdoł nie z tego świata: historyjek o Klanie Gwiazdy czy innych tajemniczych bożkach siedzących na przezroczystej chmurce. Mglista Gwiazda zdawała się bardzo czcić coś, co dla jego oczu nie istniało, więc nie ingerował w słowa mentorki, udając zainteresowanie. Pod wieczór niemal pijanym krokiem osunął się na legowisko, które było jego, i tylko jego, a sen okazał się spokojny - o wiele bardziej niż ten późniejszy zesłany przez dobre duchy w księżycowej grocie.
***
*kilka księżyców później, w wieku ok. 10 księżyca życia*
Do dzisiaj nie zapomniał tego, co zdołał spostrzec dwukolorowymi oczami. Rzeczywistość wirowała mu przed ślepiami, pokazując coraz to gorsze obrazy od poprzednio ujrzanych. Krew, wycie, chore koty biegnące na zdrowe jak stado zgłodniałych zombie - wszystkie czynniki nałożone na siebie spowodowały, że światopogląd Rozbitka zmienił się diametralnie: Klan Gwiazdy chyba rzeczywiście istniał, ale nie w takiej formie, jaką przedstawiano mu od dzieciaka. Oni byli... najprościej rzecz mówiąc przerażający, niewidzialni; żerujący na strachu medyków. Niczym potwory bądź wampiry spuszczali krew z ofiary, ciesząc się zapewne z negatywnych emocji ofiary. Bo po co był ten cały cyrk polegający na niejasnych przekazach? Bicolor jakby znów gubił się w otaczającym go świecie, patrząc nieufnie na Strzyżykowy Promyk i Topikową Głębinę. Jak oni mogli wierzyć w takie coś? Jak, po srogich przeżyciach, byli w stanie wypowiadać się pozytywnie o Gwiezdnych bez cienia zwątpienia? Otrzymane elementy tajemnicy nie kleiły się. Musieli kłamać. Z pewnością szykowali na niego pułapkę w zakamarku - jego dusza wręcz wyczuwała spisek. Ta cała otoczka podczas zgromadzenia medyków już od początku mu się i tak nie podobała. Ciągali go, chociaż ledwo co potrafił chodzić. Cała trójka męczyła się tylko dla niewiadomego celu, gdy dwójka kotów starczyła do interpretowania znaczenia koszmaru. Może chcieli go zostawić w jaskiniowej ciemności, zniechęcić do kontynuowania ścieżki medyka i wystraszyć na śmierć? Jakby nie spojrzeć, ktoś tak nieogarnięty i dziwaczny jak on nie był potrzebny w klanie, a w szczególności na pozycji zielarza. Ostatecznie jednak Rozbitek nie pokazał po sobie złości, tylko westchnął przeciągle i spuścił głowę na mech, by odwrócić się do ściany i otworzyć szeroko pysk w odruchu ziewania. Nie miał za co się wkurzać. Pozbycie się słabego ogniwa było odpowiednim krokiem na drodze selekcji naturalnej. On znał godzącą w duszę prawdę i się z nią dawno pogodził.
— Topikowa Głębino, mam dla ciebie prośbę. Spędzisz dzisiaj czas z Rozbitą Łapą? Muszę dłużej porozmawiać z Mglistą Gwiazdą, to ważne.
Nagle czarno-biały kocur odwrócił pod nienaturalnym kątem szyję, by spojrzeć igiełkami na czekoladowego osobnika o chuderlawej budowie ciała. Przesłyszało mu się? Oni sam na sam? Opętaniec swoim wzrokiem zarejestrował, jak przez grzbiet asystenta przebiega dreszcz niepewności. No tak, obawiał się go. Z dwukolorowego pyska ucznia zleciała jedna łza, która została szybko starta. Nie mógł być beksą.
— Owszem, zrobię wszystko co w mojej mocy Pani mentor... to znaczy już nie-mentor. — Zaśmiał się. — Możesz na mnie liczyć.
Córka Daliowej Gwiazdy skinęła niezauważalnie głową i posłała uśmiech, świadczący o zaspokojeniu jej buzujących nerwów. Skierowała kroki ku wyjściu i w gruncie rzeczy miała już zamiar ruszyć, gdy nagle zatrzymała się z niewypowiedzianą myślą w głowie.
— A, właśnie. Uważam, że to najwyższy czas, byś powoli przyzwyczajał się do roli głównego medyka. Naucz Rozbitą Łapę kolejnych, mniej znanych ziół. Na przykład... pokaż mu pięciornika kurze ziele albo lejkówkę miseczkowatą. Kiedyś będziesz musiał wziąć pod swoje skrzydła młodego, ambitnego ucznia. — Mrugnęła mu porozumiewawczo. — Teraz naprawdę idę.
Po wyjściu rudej nastąpiła niezręczna cisza, której żadna ze stron prawdę powiedziawszy nie chciała przerywać. W powietrzu czuć było napięcie oraz zapach ziół kojący nos.
— Topikowa Głębino, mam dla ciebie prośbę. Spędzisz dzisiaj czas z Rozbitą Łapą? Muszę dłużej porozmawiać z Mglistą Gwiazdą, to ważne.
Nagle czarno-biały kocur odwrócił pod nienaturalnym kątem szyję, by spojrzeć igiełkami na czekoladowego osobnika o chuderlawej budowie ciała. Przesłyszało mu się? Oni sam na sam? Opętaniec swoim wzrokiem zarejestrował, jak przez grzbiet asystenta przebiega dreszcz niepewności. No tak, obawiał się go. Z dwukolorowego pyska ucznia zleciała jedna łza, która została szybko starta. Nie mógł być beksą.
— Owszem, zrobię wszystko co w mojej mocy Pani mentor... to znaczy już nie-mentor. — Zaśmiał się. — Możesz na mnie liczyć.
Córka Daliowej Gwiazdy skinęła niezauważalnie głową i posłała uśmiech, świadczący o zaspokojeniu jej buzujących nerwów. Skierowała kroki ku wyjściu i w gruncie rzeczy miała już zamiar ruszyć, gdy nagle zatrzymała się z niewypowiedzianą myślą w głowie.
— A, właśnie. Uważam, że to najwyższy czas, byś powoli przyzwyczajał się do roli głównego medyka. Naucz Rozbitą Łapę kolejnych, mniej znanych ziół. Na przykład... pokaż mu pięciornika kurze ziele albo lejkówkę miseczkowatą. Kiedyś będziesz musiał wziąć pod swoje skrzydła młodego, ambitnego ucznia. — Mrugnęła mu porozumiewawczo. — Teraz naprawdę idę.
Po wyjściu rudej nastąpiła niezręczna cisza, której żadna ze stron prawdę powiedziawszy nie chciała przerywać. W powietrzu czuć było napięcie oraz zapach ziół kojący nos.
— Hej. — pierwszy odezwał się bicolor, nie patrząc wprost na Topika. — To c-zaszczyt pracować z tak bogatym nośni-przestań!
Ryknął i schował pysk pod łapami. Znowu to się działo, ale dlaczego? Dlaczego był on... i coś? I czemu przerywało mu za każdym razem zdanie, kiedy próbował budować wokół siebie otoczkę normalności?
Ryknął i schował pysk pod łapami. Znowu to się działo, ale dlaczego? Dlaczego był on... i coś? I czemu przerywało mu za każdym razem zdanie, kiedy próbował budować wokół siebie otoczkę normalności?
<Topikowa Głębino? Sorka, jeżeli opko chaotyczne, ale termin mnie goni xD>
[1082 słów]
[przyznano 22%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz