Minęło kilka wschodów i zachodów słońca od feralnego zabójstwa.
Lawendowa Łapa nie czuła się dobrze.
Nocą nie mogła spać, bo budziły ją koszmary pełne agonalnych krzyków Bursztynowej Łapy, a w dzień była tymi koszmarami zbyt zestresowana i zmęczona, by móc efektywnie pracować. Szakala Gwiazda, widząc jej stan, odwołała tymczasowo ich treningi. Efekt był taki, że kotka niemal bez przerwy leżała w legowisku uczniów, nie robiąc nic pożytecznego. Przez głowę raz nawet przeszła jej myśl, żeby może poprosić mentorkę o wznowienie szkolenia, żeby chociaż miała czym zająć myśli, szybko uznała jednak, że na razie nie ma na to siły. Jej posłanie stało się jednocześnie jej schronieniem i więzieniem.
Jej rana na poliku ładnie się goiła, Bursztynowa Łapa została dawno pochowana, a domniemany samotnik zabity i przyniesiony na dowód do obozu. Wszyscy zdawali się już wrócić do normalnej rutyny. Wszyscy, tylko nie Lawendowa Łapa. Oczywiście znajdowali się klanowicze, którzy wydawali się zaniepokojeni jej stanem i od czasu do czasu pytali, czy wszystko w porządku. Ale ktoś mógłby pomyśleć, że przeżywa to aż za bardzo jak na fakt, że według jej opowieści zastała już martwe ciało i zabójcę stojącego nad nim. Na szczęście jej rodzina myślała inaczej, a już w szczególności Gryczana Łapa. Naiwna Łapa troszczył się… na swój sposób. Ważkowe Skrzydło była bardzo przejęta, ale bardziej na zasadzie “słoneczko, bardzo mi smutno że jest ci źle, ALE to tylko głupi pożeracz królików, to dobrze że zdechła, a ty musisz wracać do treningów, żeby w końcu stać się wspaniałą wojowniczką”, co było niekoniecznie pocieszające dla Lawendowej Łapy, choć oczywiście nie dała tego po sobie poznać. Natomiast Gryczana Łapa zdawała się być przy niej, kiedy tylko mogła i strasznie zależało jej, by kotce się poprawiło. A to wszystko mimo to, że sama nie czuła się ostatnio najlepiej, choć niekoniecznie pokazywała to siostrze. Lawendowa Łapa bardzo to doceniała. Jej siostra sprawiała, że to wszystko było bardziej znośne.
Kotka, czując, że zaraz oszaleje od leżenia nonstop w jednej pozycji, powoli i niezgrabnie wstała ze swojego posłania. Nie może zaniedbywać treningów przez cały czas. Musi wziąć się w garść i wrócić do formy. Toteż postanowiła zmusić się do samodzielnej, produktywnej przechadzki po lesie. Gdy jednak mozolnie opuściła próg legowiska uczniów, jej oczom ukazała się Gryczana Łapa. Zaskoczona obecnością siostry lekko cofnęła się do tyłu. Druga kotka zamrugała, widocznie również zaskoczona i uśmiechnęła się słabo.
– Hej Lawciu, dokąd idziesz? – zapytała spokojnie.
– Chciałam się przejść. Wiesz, nie mogę cały czas spać. – Spuściła wzrok – Co ja w ogóle wyprawiam… – dodała szeptem, nie wiedząc, czy doszedł on do uszu jej siostry. – Więc tak, idę do lasu, postaram się coś upolować albo coś.
– Ah, rozumiem. Mogę iść z tobą?
Z zaskoczeniem uniosła aż głowę. Kłamstwem byłoby, gdyby powiedziała, że nie życzy sobie towarzystwa Gryczanej Łapy. Gdzieś dalej odzywała się w niej jej strona, która kochała być w centrum troski i uwagi. No i naprawdę była w stanie, w którym potrzebowała wsparcia.
Pokiwała więc twierdząco łebkiem a ucieszona, ale też wyraźnie zatroskana siostra pokierowała je do wyjścia z obozu.
Oprócz standardowych pytań Gryczanej Łapy o jej stan nie rozmawiały zbyt dużo. Szczerze powiedziawszy Lawendowej Łapie to odpowiadało. Nie dlatego, że nie chciała wyżalić się siostrze, ale dlatego, że obawiała się, że jej żale pójdą za daleko. Zwłaszcza teraz, gdy były poza obozem i nie musiała obawiać się, że ktoś przypadkiem usłyszy ich rozmowę.
O. Wiewiórka. Lawendowa Łapa natychmiast przywarła do podłoża. Musiała w końcu zapomnieć o wszystkich złych rzeczach i wziąć się w garść. Posada wojownika nie będzie czekała na nią wieczność. Zmrużyła oczy, starając się skupić całą swoją uwagę na potencjalnej zdobyczy. W końcu skoczyła w jej stronę. Zbyt mozolnie. Wiewiórka zdążyła się zorientować i czmychnąć na najbliższe drzewo. W pierwszej chwili Lawendowa Łapa wbiła pazury w korę, gotowa do wspinaczki, jednak żyjątko zdążyło już zniknąć jej z pola widzenia. Z zrezygnowaniem odsunęła się od drzewa i warknęła pod nosem.
– Hej, nic się nie stało, złapiesz kolejną – miauknęła zachęcająco Gryczana Łapa.
Kotka posłała jej żałośnie wyglądający wzrok.
– Nie złapię – mruknęła cicho.
– Jak to nie? Lawciu, nie stresuj się tak, masz gorszy okres, więc to oczywiste, że wszystko będzie ci słabiej wychodzić. Powoli będziesz wracać do formy, ale nie możesz się nadwyrężać.
– Ale ja mam wrażenie, że już nic nigdy nie wróci do normy! – wyrzuciła z siebie, czując przy tym wilgoć formującą się w kącikach jej oczu. Niespotykane. – Nie mogę wyjść z legowiska, a kiedy już się zmuszam, nie mogę nawet upolować głupiej wiewiórki… mam dosyć, okej?! Powinnam teraz zajmować się treningiem, żeby nie zawieść mamy i mentorki, a tu… a tu takie coś! – Spuściła głowę, kuląc się.
Po chwili poczuła przy sobie ciepło Gryczanej Łapy. Pozwoliła sobie wtulić się w gęstą sierść siostry i zmoczyć ją łzami. Coś takiego nie przystoi prawdziwej damie… Lawendowa Łapa doszła jednak do najniższego punktu. Nie była już w stanie wszystkiego ukrywać. Nie przed Gryczaną Łapą, która była dla niej taka dobra.
– Lawciu… – wymruczała smutno. – To musiało być dla ciebie bardzo stresujące wydarzenie. Myślę, że i mama i pani Szakala Gwiazda to rozumieją. Przecież sama zawiesiła wasze treningi, byś mogła odpocząć. Daj sobie czas, każdy źle by się czuł, gdyby był świadkiem morderstwa.
– Gdybym tylko była świadkiem! – wypaliła, odrywając się od siostry i spoglądając jej prosto w pysk swoimi załzawionymi oczami.
Oh. Już było za późno.
Gryczana Łapa spojrzała na nią wzrokiem pełnym pytań, po chwili się jednak rozchmurzyła.
– No tak, ciebie ten samotnik też zaatakował… to musiało być jeszcze trudniejsze. Ale na szczęście nie zrobił ci nic poważnego.
Nie zrozumiała. Pewna część Lawendowej Łapy była bardzo szczęśliwa z tego faktu i chciała kontynuować grę siostry. Była jednak jeszcze druga część, ta, która desperacko potrzebowała wyznać komuś swoje grzechy. I to ona zdawała się być silniejsza.
– N-nie rozumiesz. To ja ją zabiłam. – Pociągnęła nosem.
Oczy Gryczanej Łapy zaczęły przypominać dwa wielkie spodki.
– Oj Lawciu, to nie jest moment na takie żarty. Chyba powinnyśmy wrócić do obozu – miauknęła, dziwnie spokojnie.
– N-nie żartuję. Po co miałabym żartować na ten temat? – wydukała. – Nie chciałam tego zrobić, a-ale musiałam. Sz-sz-szakala g-gwiazda-a… – Skuliła się, otaczając trzęsące się ciało swoim ogonem.
Cisza.
– Musiałaś to sobie wmówić, bo czujesz się winna… – odpowiedziała po dłuższej chwili. – Musisz odpocząć. Wracajmy.
Choć Gryczana Łapa z pewnością nie miała złych intencji, jej postawa sprawiała, że Lawendowa Łapa czuła się jeszcze gorzej. Desperacko potrzebowała kogoś, z kim może podzielić się tym, co zrobiła. Potrzebowała… zrozumienia? Chyba nie. Przebaczenia? Może.
– A-ale ja naprawdę to zrobiłam. Jestem pewna. – Nerwowo uniosła wzrok. – Jej krzyki budzą mnie w nocy… j-ja nie mogę tak dłużej…
Jeszcze dłuższa cisza.
– Musisz być bardzo zestresowana i gadasz głupotki…
– Nie.
Jeśli wcześniej źrenice Gryczanej Łapy były wielkie, teraz były ogromne.
– …czyli mówisz, że zabiłaś drugiego kota?
– Mhm.
Dyskomfort zwiększał się z każdą sekundą. Lawendowa Łapa poczuła, jak naiwna jest. Czego oczekiwała? Że kotka przytuli ją i powie, że nic się nie stało, po tym jak usłyszy, że jej siostra jest mordercą? Do przewidzenia było, że nie zostanie dobrze potraktowana po takim wyznaniu. Gryczana Łapa stała więc przed nią, nie ruszając się. Otworzyła lekko trzęsący się pyszczek, jakby chciała coś powiedzieć, ale zaraz go zamknęła. Cokolwiek chciała powiedzieć, Lawendowa Łapa nie była teraz pewna, czy chce to usłyszeć.
– Dlaczego… dlaczego to zrobiłaś? – Cofnęła się o krok.
– Pani Szakala Gwiazda mi kazała. P-przyłapałam Bursztynową Łapę na spotykaniu się z samotnikiem i jej o tym powiedziałam… – Musiała robić przerwy między zdaniami na głębokie oddechy. – I u-uznała, że za taką zdradę klanu musi zostać z-zamordowana. Przecież n-nie mogłam się sprzeciwić!
Jeszcze nigdy nie widziała Gryczanej Łapy tak zszokowanej. Zepsuła wszystko. Chciała egoistycznie znaleźć wsparcie, a wprowadziła siostrę w przerażenie.
– Pani Szakala Gwiazda ci kazała…? – powtórzyła niczym echo. – Nie sądziłam, że byłaby zdolna do czegoś takiego…
– J-ja też nie – wydukała, cała się trzęsąc.
W końcu siostra podeszła do niej i delikatnie otuliła. Nie był to jednak pełen ciepła i szczerości uścisk. Była w nim nutka dystansu. Nie mogła jej jednak o to obwiniać.
– Proszę, nie mów nikomu. Nikt nie może wiedzieć – miauknęła, wręcz błagalnie.
– Nie powiem – zapewniła cicho.
Lawendowa Łapa pomyślała wtedy, że mimo wszystko strachy i bóle są trochę łatwiejsze, kiedy dzielisz je z innymi. Nawet, jeśli oznacza to skrzywdzenie tych innych.
[1340 słów]
[Przyznano 27%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz