*dawno temu, jak dzieci Cynamonki i Jeżyk były jeszcze kociakami*
— K-ktoś idzie po schodach…
Od razu młoda odwróciła głowę w tamtą stronę. Faktycznie, po schodach szedł, a raczej adekwatniej opisując te sytuację, staczał się młodszy od nich, czarno-biały kociak noszący pomarańczową obróżkę, wskazującą na to, iż chyba był pieszczochem, tak jak znana już koteczce Cynamonka.
Po chwili i Jerzyk do nich dołączył, przyglądając się nieufnie młodszemu. Bury szybko przemieścił się w jego stronę i zdążył idealnie na spektakularny upadek bicolora, który w końcu spadł na sam dół schodów.
— A ty tu czego szukasz, co? — spytał wywiniętouchy młodszego, spoglądając na niego spode łba. Jednak już po chwili chyba cała trójką kociąt słusznie wydedukowała, iż nie był to zwykły pieszczoch.— A to ty, jesteś synem Cynamonki. Chwila... Nie powinieneś być w gnieździe dwunogów? To było bardzo trafne pytanie zdaniem Cynii. Chociaż w sumie można było się domyślić, a przynajmniej ona domyślała się, iż młodszy tak jak ona mógł zapragnąć poeksplorować świat. Czy tak jak ona lubił eksperymenty i obserwacje? Byłoby tak fajnie, gdyby mogli razem przyglądać się motylom, biedronkom i mrówkom i zastanawiać się nad sensem różnej budowy u na pierwszy rzut oka podobnych budową istot!
— T... Nie. Chciałbym z wami spędzić trochę czasu — mówiąc to zerknął bicolor zerknął na szynszylową i Goshenit, którzy stali sobie spokojnie po obu stronach Jerzyka.
— A twoja mama wie, że będziesz się z nami bawił? — spytał cicho najnieśmialszy z rodzeństwa. Zdaniem Cynii jednak ta informacja przydawała się jedynie do tego, by pamiętać, że należy ukryć nowego znajomego, jeśli jego matka pójdzie go szukać. Póki był ciekawy, jego obecność jej odpowiadała.
— Tak! Pozwoliła mi pobawić się z wami. Sama chciała, byście pokazali mi jak wygląda życie samotnika. Widziałem przez przezroczystą ścianę, jak próbujecie wdrapać się na drzewo. Ja też chcę! — stwierdził młody.
— Wdrapywanie się na drzewo to trudna sztuka. Trzeba mieć ostre pazury i umieć się podciągać. To wcale nie takie proste, nawet dla nas. Ale na pewno istnieje dobra technika na wspi-
— W sumie można spróbować — przerwał jej wywód Jerzyk, tak też młodsza dokończyła go sobie w głowie. Cała czwórka podeszła do pobliskiego, niskiego drzewka, a potem Jerzyk znów podjął próbę wspięcia się na nie. Po chwili nastąpiła zmiana, i to Cynia spróbowała – jednakże dalej, mimo niedostatecznie wyrobione mięśnie i brak nauki wspinaczki, a tylko bierną obserwację, spadła niedługo potem. Na szczęście trawa zamortyzowała ten upadek.
Musiała zoptymalizować długość czasu spędzonej w bezruchu… musiała mieć dość czasu, by ponownie sięgnąć łapą wzwyż i chwycić się wyższej części kory, a jednocześnie nie mogła czekać za długo, by grawitacja nie ściągnęła jej za szybko na dół i nie pochłonęła za dużo energii poprzez długotrwałe używanie mięśni…
Gdy ona się tak nad tym zastanawiała, Kos zaczął sam próbować swoich sił w tej sztuce. Nie szło mu za dobrze, ale też nie jakoś strasznie źle zważywszy na to, że był od nich młodszy.
Ostatecznie kocięta zmęczyły się po dłuższym czasie takich prób, ale mimo wszystko najmłodszy z nich, Kos – bo tak się nazywał – dalej z nimi został. Chciał by opowiadali mu o życiu samotników, tak też trójka dzieci Jeżyk dumnie przystąpiła do tego zadania, streszczając mu, co wiedzą i opowiadając najciekawsze z historii o wyczynach swoich przodków, które zasłyszeli od własnej rodziny.
***
Kos pewnego dnia, po kłótni z Cynamonką, tak po prostu zniknął. Przepadł jak kamień w wodę. Sekta wraz z kotką szukała go, ale nie udało im się natrafić na ślad kocurka. Mimo to dalej próbowali, szczególnie, że pieszczoszkowa mama była bardzo zdeterminowana, by odnaleźć swoje kocię. Próby jednak spełzały na niczym, a Cynia osiągnęła już zawrotny wiek siedemnastu księżyców. A Kosa dalej ani widu, ani słychu.— Pewnie odszedł by zwiedzać świat! W końcu był ciekawy życia samotników, może postanowił sam się przekonać? Może wyruszył poza miasto i jest już daleko stąd? — snuła swe podejrzenia Pliszka.
— A on nie chciał czasem zostać gangsterem? — spytała Cynia, bo pamiętała ten fakt z rozmów z czarno-białym.
— Niby tak, ale wiesz, zawsze mógł zostać podróżnym gangsterem! Albo o, o! Poszedł na poszukiwania innego Siedliska Dwunożnych do podboju! Przecież mama mówiła, że dawniej mieszkaliśmy w innym mieście, a jeszcze z innego pochodziła prapraprababcia Pląsająca Sójka! Ich może być cała masa! — podekscytowała się cętkowana — tak bardzo chciałabym je wszystkie zobaczyć…
— Czy fizycznie możliwym jest, by kot zdążył przez całe życie zwiedzić cały świat, albo choćby same miasta? Przecież nikt nigdy nie opowiadał, by on się gdzieś kończył… w końcu jedyną większą znaną nam granicą jest morze…
— No właśnie! To oznacza, że jest jeszcze dużo do odkrycia, tyle kotów do poznania, cały świat mamy do zwiedzenia, Cynia! A siedzimy tutaj!
— Najpierw może należy poznać to co mamy przed nosem? — zasugerowała — w końcu jak odejdziemy, to nie będziemy wiedziały jak wrócić — jak na razie nie rozważała takiej opcji jeszcze na poważnie, ale każda z mrzonek opowiadanych przez liliową siostrę wzbudzała w niej coraz większą chęć udania się poza miasto i odkrycia rzeczy, których jeszcze nikt z ich rodu nie widział, a może nawet żaden kot.
— W takim razie, może wybierzemy się jakoś niedługo do tego całego Kasztelana? Podobno tam jest dużooo fajnych rzeczy! — W sumie… czemu nie… tylko trzeba będzie jakoś wymknąć się reszcie.
— To się załatwi! Słuchaj, może zrobimy tak…
Ich rozmowa toczyła się jeszcze trochę, nim dwie kotki nie pożegnały się i nie udały do swoich osobnych baz Sekty, bo każda z nich mieszkała w innej, odkąd do Sekty została przyjęta ta cała mała Wróżba, którą Jeżyk teraz się opiekowała.
Podczas drogi Cynia zastanawiała się…
Czy jeszcze kiedyś zobaczy Kosa? A jeśli nie, to jak daleko ten musiał zawędrować?
Dziękuję za sesję! <3
Miło się pisało, chociaż niestety napisałam tylko jeden odpis – no cóż, nie wybieramy, kiedy poligończycy nas porwą, prawda?
[382 słowa]
[Przyznano 8%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz