***
Był u medyka. Z łapą było już lepiej, ale mimo to nie mógł wrócić do treningów. Dobrze, że zabrał wtedy ze sobą Naparstnicową Łapę, gdyby nie ona, on by pewnie nie doczołgał się do obozu i zamarzł gdzieś po drodze. Ale teraz to był jego najmniejszy problem. Gryka zaginęła, a niedługo po tym Lawenda umarła. Te sytuację strasznie wstrząsnęły Śnieżkiem. Jego siostry, kochane siostry, najlepsze osoby, jakie kiedykolwiek znał, zniknęły. Rozpłynęły się, już nie mógł z nimi rozmawiać, śmiać się, czy kłócić. Przynajmniej wiedział, że Klan Gwiazdy miał Lawendę w opiece, ale Gryka? Nie wiedział, co się z nią stało. Bardzo się o nią martwił, nie wiedział już co zrobić. Ważkowe Skrzydło też strasznie się martwiła. Była załamana. Było to po niej widać, a że jeszcze ostatnio straciła siostrę. Wszystko jakby się waliło.
- Naiwna Łapo? – usłyszał czyiś głos i po chwili w legowisku pojawiła się właśnie jego matka. Liliowa kotka weszła do środka. Widać było zdenerwowanie na jej pysku. Czemu była zła? Na niego?
- Co ty tu robisz? Powinieneś być na treningu! – syknęła kotka, na co van lekko się spiął. Jasne, to była jego wina, że rozwalił łapę, ale dlaczego matka się na niego krzyczała? Nie wiedział. Może tak działa na nią żałoba po utracie córek? Nie był pewien, ale nie podobało mu się to.
- Prawie nie mogę chodzić... Nie mogę iść na trening. – oznajmił, starając się nie zezłościć. Ważkowe Skrzydło strasznie dziwnie się zachowywała.
- Prawie? Czyli możesz! Nie rozumiesz mysi móżdżku? – zapytała ostro. Kocur nie odezwał się już. Czemu matka taka była? Przecież od dawna nie zrobił nic złego. Nie był winny śmierci żadnej z sióstr, sam był z tego powodu strasznie smutny.
- Twoje siostry na pewno by teraz były na treningu... I robimy coś bardziej pożytecznego!
- Mamo... Spadłem z drzewa, też mogłem umrzeć. – powiedział cicho.
- Może gdybyś umarł, twoje siostry by żyły – syknęła liliowa – Nawet gdyby nie, bez ciebie na pewno byłoby lepiej.
Kocur zamarł. Spojrzał na swoją matkę. Wiedział już od dawna, że go nienawidzi, ale że aż tak? Ona chciała jego śmierci... Chciała, by zniknął, by nigdy się nie urodził. W jego oczach pojawiły się łzy. Miał już dość. Wstał chwiejnie i spojrzał liliowej prosto w oczy.
- No widzisz? Możesz stać! – zaśmiała się Ważkowe Skrzydło. Naiwna Łapa już nie wytrzymywał. Wszystko się w nim gotowało, ledwo powstrzymywał się, przed oderwaniem matce tego uśmiechu z pyska. Ta jednak dalej mówiła, tylko bardziej się narażając na jego gniew, lecz wiedział, co by powiedziała Lawenda, lub Gryka. Nie byłby zadowolone. Nie mógł tego zrobić. Jednak po jakimś czasie Śnieżek nie wytrzymał:
- Zamknij się! Zamknij! – krzyknął wreszcie, na co liliowa aż podskoczyła – Jesteś najgorsza! Nienawidzę cię! Niszczysz mi całe życie, a teraz nawet obwiniasz o śmierć Lawendy! O jej śmierć... Jak możesz? – zapytał już nieco ciszej. Łzy spływały mu po policzkach, ledwo cokolwiek wiedział, ale był pewny, że to matka popchnęła go na legowisko. Nagle się przewrócił, tracąc grąd pod łapami. Ważkowe Skrzydło spojrzała na niego i po chwili wyszła z legowiska medyka. Teraz Naiwna Łapa był już pewien. Czekał tylko na koniec szkolenia, a potem ucieknie. Zniknie, tak jak chciała matka.
Żegnaj kochana siostro.
[*]
[584 słowa]
[Przyznano 12%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz