Wzruszyła jedynie ramionami, gdy Klamerka odszedł gdzieś pod pretekstem "kamyczka", o cokolwiek mu chodziło. Kotce nie zależało na tym, by kłócić się z bratem, ale raczej patrzyła z przymrużeniem oka na jego dziwne działania. Matka powtarzała jej wiele razy - koty przekonane o własnej nieomylności łatwo jest pokonać. Wystarczy tylko ich zaskoczyć.
Mama nie dzieliła się z nią wieloma informacjami, jednak wielokrotnie dawała jej rady dotyczące jej przyszłego życia. Często tłumaczyła jej, jak przejrzeć intencje kota - jak zauważyć, że ktoś traktuje cię z politowaniem lub wręcz dziwnym rodzajem pobłażliwości. Z nutą czegoś, co sprawiało, że czułaś się traktowana niepoważnie. Właśnie coś takiego Betelgeza wyczuwała w tonie głosu brata - przekonanie o własnej nieomylności. Coś, przed czym Matka tak bardzo ją ostrzegała.
Nie interesowało ją za bardzo życie Klamerki ani to, co chciał w nim osiągnąć, ale niezbyt podobało jej się, że nie włączał się aktywnie w życie rodziny. To była nadrzędna wartość, a jak inaczej można się czegoś nauczyć, niż poprzez dyskusję?
Młoda kotka, która świat i jego zasady dopiero poznawała, wprawdzie czuła silną potrzebę, by się z bratem kłócić i uświadomić go o swojej racji, ale w ciszy pozwoliła mu odejść, gdy tylko przekonała samą siebie, że nie ma to większego sensu i szkoda, by traciła na niego swój czas.
Klamerka nie zdawał się być wśród rodzeństwa silnym rywalem. Nie próbował. Cały czas stał z boku, wpatrując się w koty tym swoim enigmatycznym spojrzeniem. To, czego Geza najbardziej się obawiała - że gdy wyjdą wreszcie z domu i zaczną brać czynny udział w życiu w Betonowym Świecie, Klamerka przyczyni się do powstania jeszcze większej ilości plotek na ich temat. Matka mówiła, że podstawą jest, by godnie reprezentowali ojca i to właśnie kotka chciała osiągnąć, pokornie ucząc się od rodziców i zbierając informacje, które w przyszłości mogłyby się jej przydać. Ale czego chciał nauczyć się Klamerka, stojąc wiecznie z boku? To pozostawało tajemnicą.
Betelgeza nie byłaby sobą, gdyby nie przyszła do brata, by obronić swoje zdanie. Matka mówiła, że gdy rozmówca zaczyna cię znieważać, dalsza rozmowa jest bez sensu - że powinna walczyć o swoje poglądy, ale wiedzieć, kiedy należy odpuścić. I Bastet na jej miejscu nie zawracałaby sobie pewnie tym głowy, ale Betelgeza, mimo tego, jak bardzo starała się nie zawieść matki, nie była w stanie się powstrzymać. Emocji w niej było zbyt dużo, by pozwalała bratu wymądrzać się bez konsekwencji.
— Dalej zamierzasz siedzieć z boku i przyglądać się, jak twoje rodzeństwo czegoś się uczy i rozwija swoje umiejętności? — uniosła brew niemal rozbawiona, gdy dostrzegła brata kryjącego się w cieniu - jak zwykle. — Potraktuj to jako miłą radę od starszej siostry, bo wątpię, żeby w przyszłości ktokolwiek był dla nas miły oprócz nas samych. Rodzice cię nie zauważą, jeśli sam nie starasz się być zauważonym, a w tym momencie od ich uwagi zależy wszystko, czy ci się to podoba, czy nie.
Gardło ścisnęło jej się na tą myśl. Nie powinna w ogóle myśleć o czymś takim, nie powinna nawet mieć tego świadomości. Tak małe dziecko powinno latać wierząc w różowy i kolorowy świat.
Ale nie ona.
Matki nie obchodziło, ile miała księżyców. Mówiła prawdę, nawet jeśli była bolesna.
— Zależy, czy będziesz jeść martwe gryzonie z brudnej ulicy, czy mieszkać tutaj. Nie będę cię do niczego zmuszać, ale w tej chwili nie myślisz logicznie. Nie zależy ci — prychnęła. Jej ton głosu był spokojny, ale nie ukrywała tego, że nie rozumiała, dlaczego marnował to, co dostał pod nos, dlaczego nawet nie próbował czegoś osiągnąć, dlaczego nie okazywał wdzięczności rodzicom. Pewnie nawet nie powinna próbować zawracać sobie nim głowy. Mimo to nie potrafiła znieść tego zachowania. Żaden z jej braci nie był normalny. — Możesz sobie filozofować ile tam chcesz, ale to nie ma większego znaczenia. Betonowy Świat potrzebuje walczących, nie dyplomatów. Życie nie jest kłamstwem, jest krótkim, słabym okresem, które minie w mgnieniu oka. Kłamstwem może być co najwyżej to, jak je postrzegamy. Kłamstwem może być ślepa wiara w to, że jest cudowny i nie ma wad. A życie samo w sobie? To realia, w których musimy się odnaleźć. Nie jest ani złe, ani dobre, ono po prostu jest. I powinieneś docenić to, że ci je dano, zamiast się na nie zamykać.
Strzepnęła ogonem. Sens jej własnych słów trafiał do niej aż za mocno, sprawiał, że jej ogon podrygiwał nerwowo. Czemu jej tak bardzo zależało? Być może dlatego, że nienawidziła ignorancji, nienawidziła tego, że ktoś po prostu wyrwał ją z kocięcych marzeń i stawił przed nią szereg brutalnych faktów, z którymi musiała się zmierzyć. Nie mogła odmówić. Nie mogła być słaba. Słabość to coś znacznie gorszego od zdrady, gorszego od kłamstwa, gorszego od wszystkiego, co kot może zrobić. Słabość była czymś, na co nie mogła sobie pozwolić.
— Nikt ci nie mówił, że rozmowa jest kluczem do sukcesu? Nikt ci nie mówił, że jeśli będziesz milczeć, pozwolisz o sobie zapomnieć? — gdy wypowiedziała te słowa, mimowolnie przewróciła oczami. Oczywiście, że nie wiedział. Albo wiedział i go to nie obchodziło. Wszystko jedno. To i to irytowało ją tak samo. Kiedy chciała być dobra dla rodzeństwa, okazywało się, że nikt tego nie doceniał. Zatem musiała walczyć i robić to, w czym była najlepsza - rywalizować. Rywalizować o względy rodziców, o udziały w mieście, o majątek. Wszystkie te "polityczne" sprawy były dla młodej główki ciężkie do pojęcia, ale matka zadbała, by wbić jej to do głowy. Rodzeństwo nie było czymś, co się kochało. Było czymś, co mogło zabrać ci sprzed nosa uznanie. A to ostatnie, czego chciała.
I analogicznie nieciężko się domyślić, że zgodnie z tą myślą - choć to przerażające, że tak małemu kocięciu już chodziło to po głowie - powinna robić wszystko, by wypaść najlepiej, nawet, jeśli miało to oznaczać krzywdę skierowaną w stronę nieszczęsnego rodzeństwa.
Jeśli Klamerka odrzucił jej pomoc, nie zamierzała się o nią ubiegać. Sam zobaczy, gdy zetknie się z ponurą rzeczywistością.
<Klamerko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz