Nie wiedziała, kiedy po raz ostatni wymieniła z Kopciuszkiem jakiekolwiek słowo. Nie zdawała sobie sprawy, że wczorajsza zabawa, podczas której jak zawsze usłyszała, że jest nazbyt energiczna, będzie ich ostatnią wspólnie spędzoną chwilą.
Rankiem nie widziała już szylkretowego futra w obrębie. Po swoim prawym boku nie wyczuła żadnego ruchu, nie doszedł do niej leniwy dźwięk ziewnięcia i nie spojrzały na nią zaspane, zielone ślepia. Nie powitał ją uśmiechnięty pyszczek i ciepło bijące od półdługiego futra.
Przywitała ją natomiast cisza i chłód. Rozglądała się niepewnie, zarówno za Kopciuchem, jak i za mamą, która również przepadła, niczym niewielki kamyczek wepchnięty do kałuży. Zakwitła w niej nagła niepewność, niemrawo poderwała się na równe łapy, stawiając pierwsze kroki do przodu.
Jej ruch zbudził resztę ich grona. Każdy, choć na wpół jeszcze śpiący, zrobił tak samo zaskoczoną minę brakiem ich rodzicielki. A potem w piątkę wpatrywali się ze zdziwieniem w puste miejsce między nimi, gdzie powinien spać ostatni z członków ich rodziny. Nikt nie pchał się do podjęcia się rozmowy. Byli tylko bandą kociąt, dla których świat był nadal jedną, wielką niewiadomą. Ich dni były proste i schematyczne, w większości spędzali je razem, toteż gdy jednego z nich nie było w zasięgu wzroku, od razu atmosfera zrobiła się nieprzyjemna.
— Co się dzieje? — odezwała się w końcu Obuwik. — Gdzie Kopciuszek?
I padło to pytanie, które najpewniej tliło się w myślach ich wszystkich. Niepewnie kręcili głowami, marszczyli nosy i mrugali, zerkając na siebie nawzajem, jakby z nadzieją, że któreś z nich zna odpowiedź i zaraz udzieli jej reszcie, tylko po prostu trzyma ich w niepewności.
— Pewnie tam, gdzie mama — mruknęła w końcu Rozczarowanie.
— A gdzie mama? — zagadnął ze zmartwioną miną Wróbelek.
— No to akurat też jest dobre pytanie — odparła niebieska.
Północ nerwowo zastrzygła uchem, odważając się zaraz to wyściubić nos z legowiska. Mróz szczypał ją w każdy skrawek pyska, jednak wśród szarych skał nie zauważyła nikogo z bliskich.
— Trzeba ich poszukać. Chodźcie — oświadczyła, zerkając ochoczo na rodzeństwo.
Przywykła do tego, że miewała z nich rzekomo "najgłupsze" i najbardziej pozbawione resztek zdrowego rozsądku pomysły, a ich niepewne spojrzenia tylko ją o tym uświadomiły, jednak na ten moment nie mieli nic lepszego do zrobienia. Siedzenie tu i czekanie na kogoś z dorosłych tylko bardziej ich wszystkich zestresuje.
Kiedy miała wrażenie, że zdołała przekonać ich swoimi smutnymi oczkami, czyjeś ciało uniemożliwiło im wyjście stąd. Przeciętna postura Gąsiorek wyrosła tuż przed ich grupą. Oczy kotki wydawały się być wypełnione smutkiem, ale czarna uznała to za błędne spostrzeżenie.
— Mamo? — mruknęła. — Gdzie Kopciuszek?
Karmicielce zadrżała szczęka. Na jej pysk wkradł się blady uśmiech, który zaraz to jednak zastąpił wątpliwy grymas.
— Kopciuszek — wykrztusiła, wahając się. — Kopciuszek już tu nie wróci.
Rankiem nie widziała już szylkretowego futra w obrębie. Po swoim prawym boku nie wyczuła żadnego ruchu, nie doszedł do niej leniwy dźwięk ziewnięcia i nie spojrzały na nią zaspane, zielone ślepia. Nie powitał ją uśmiechnięty pyszczek i ciepło bijące od półdługiego futra.
Przywitała ją natomiast cisza i chłód. Rozglądała się niepewnie, zarówno za Kopciuchem, jak i za mamą, która również przepadła, niczym niewielki kamyczek wepchnięty do kałuży. Zakwitła w niej nagła niepewność, niemrawo poderwała się na równe łapy, stawiając pierwsze kroki do przodu.
Jej ruch zbudził resztę ich grona. Każdy, choć na wpół jeszcze śpiący, zrobił tak samo zaskoczoną minę brakiem ich rodzicielki. A potem w piątkę wpatrywali się ze zdziwieniem w puste miejsce między nimi, gdzie powinien spać ostatni z członków ich rodziny. Nikt nie pchał się do podjęcia się rozmowy. Byli tylko bandą kociąt, dla których świat był nadal jedną, wielką niewiadomą. Ich dni były proste i schematyczne, w większości spędzali je razem, toteż gdy jednego z nich nie było w zasięgu wzroku, od razu atmosfera zrobiła się nieprzyjemna.
— Co się dzieje? — odezwała się w końcu Obuwik. — Gdzie Kopciuszek?
I padło to pytanie, które najpewniej tliło się w myślach ich wszystkich. Niepewnie kręcili głowami, marszczyli nosy i mrugali, zerkając na siebie nawzajem, jakby z nadzieją, że któreś z nich zna odpowiedź i zaraz udzieli jej reszcie, tylko po prostu trzyma ich w niepewności.
— Pewnie tam, gdzie mama — mruknęła w końcu Rozczarowanie.
— A gdzie mama? — zagadnął ze zmartwioną miną Wróbelek.
— No to akurat też jest dobre pytanie — odparła niebieska.
Północ nerwowo zastrzygła uchem, odważając się zaraz to wyściubić nos z legowiska. Mróz szczypał ją w każdy skrawek pyska, jednak wśród szarych skał nie zauważyła nikogo z bliskich.
— Trzeba ich poszukać. Chodźcie — oświadczyła, zerkając ochoczo na rodzeństwo.
Przywykła do tego, że miewała z nich rzekomo "najgłupsze" i najbardziej pozbawione resztek zdrowego rozsądku pomysły, a ich niepewne spojrzenia tylko ją o tym uświadomiły, jednak na ten moment nie mieli nic lepszego do zrobienia. Siedzenie tu i czekanie na kogoś z dorosłych tylko bardziej ich wszystkich zestresuje.
Kiedy miała wrażenie, że zdołała przekonać ich swoimi smutnymi oczkami, czyjeś ciało uniemożliwiło im wyjście stąd. Przeciętna postura Gąsiorek wyrosła tuż przed ich grupą. Oczy kotki wydawały się być wypełnione smutkiem, ale czarna uznała to za błędne spostrzeżenie.
— Mamo? — mruknęła. — Gdzie Kopciuszek?
Karmicielce zadrżała szczęka. Na jej pysk wkradł się blady uśmiech, który zaraz to jednak zastąpił wątpliwy grymas.
— Kopciuszek — wykrztusiła, wahając się. — Kopciuszek już tu nie wróci.
***
Trudno było cokolwiek wyjaśnić ich grupce. Żadne z nich tak naprawdę nie rozumiało jeszcze, czym była śmierć, czy chociażby sama choroba, która odebrała ich rodzeństwu życie. Byli przyzwyczajeni, że ktoś mógł czuć się źle, jednak medycy zawsze byli w stanie pomóc.
Tym razem żaden z uzdrowicieli nie podołał nagłej przypadłości szylkreta. Gąsiorek jedyne, co im przekazała, to to, że została zbudzona przez Kopciuszka w środku nocy, wysłuchała, że kocię się źle czuje i od razu zabrała je do medyków. Tam, choć walka o przetrwanie jej pociechy była długa, zakończyła się niepowodzeniem.
I Północ nie do końca wiedziała, co to znaczy. Gdzie tak naprawdę był Kopciuch? Został porwany? Starsi opowiadali im kiedyś o jakimś Klanie Gwiazdy, ale co miało to znaczyć? Jakieś obce koty zbiegły z chmurek, złapały ich biedne rodzeństwo za kark i wspięły się po niewidzialnej korze drzewa z powrotem do nieba? Brzmiało to absurdalnie nawet dla jej naiwnego, kocięcego umysłu z nazbyt dużą wyobraźnią.
Żłóbek zrobił się dosyć cichy, chociaż zazwyczaj był taki, gdy jej tutaj nie było. Teraz to jednak nawet ona nie miała chęci krzyczeć i biegać w te i we wte. Po prostu siedziała sztywno, zerkając na popłakujące rodzeństwo, co rusz pytające ich matkę o to, czy istnieje szansa, że siostra do nich wróci.
Północ zerknęła na najbardziej oddaloną od grupy postać. Rozczarowanie tkwiła w jakimś własnym świecie, z głową opartą o kamienną ścianę. Dymna powoli wstała i podeszła do kotki, niepewnie trącając jej bark nosem.
— Hej, Rozczarowanie... — wymruczała z zawahaniem, bo to imię nie wydawało się mieć najmilszego wydźwięku. — Wszystko w porządku? To znaczy, wiem, że nie jest, ale tak poza tym... — poprawiła się, przysiadając blisko, może i za blisko. — Pomyśl sobie, że już wkrótce będziemy na tyle duzi, że opuścimy żłóbek i przeniesiemy się do legowiska dla uczniów. I na dodatek dostaniemy po mentorze! Każdy własnego! — Starała się rzucać pozytywne teksty, choć zaraz to wyobrażała sobie szczęśliwego Kopciuszka, któremu niedane było dotrwać mianowanie. Pochmurniała, przełykając ślinę, by nie rozpłakać się przypadkiem w futro siostry. — Jak źle trafisz, to będziemy się mogły wymienić... — zapewniła, choć nie była pewna, czy tak to działa. — Zresztą słyszałam, że to tata nam wybiera tych całych mentorów. Na pewno znajdzie nam same świetne koty — dodała z lekkim uśmiechem.
<Rozczarowanie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz