Nocne niebo otaczało uczennice swoim mrokiem, a chłodny wiatr wprawiał w ruch źdźbła trawy, które - zlewając się przed nimi w ogromną polanę - przytłaczały nie tylko swoją wielkością, co bijącą aurą pustki i samotności. Ostre podmuchy tworzyły charakterystyczną, melancholijną melodię, która zazwyczaj przywodziła na myśl historie matki o porywach jej samotniczego życia, jednak tym razem napawała serce Iskrzącej Łapy uczuciem niepokoju.
Och, Klanie Gwiazdy, dlaczego los musiał być tak okrutny?
Odkąd pamiętała, siostra zawsze towarzyszyła jej na każdym kroku. Gdzie była Iskierka, tam zaraz pojawiała się Lew i vice versa; wspólnie tworzyły zgrany duet. Dzieliły nie tylko wspaniałą krew, ale też motywacje i marzenia. Ich przeznaczeniem było stworzenie nowego świata. Razem.
Do momentu, w którym tych planów nie zaprzepaściła Iskrząca Łapa.
Dlaczego, och, dlaczego tak często musiała coś psuć? Zięba każdego wschodu słońca wytykała jej błędy, a ona, zamiast się poprawić, potykała się coraz bardziej i bardziej, aż w końcu upadła, roztrzaskując porcelanową maskę. Wszystkie emocje, kotłujące się pod rudym futrem przez tyle księżyców, w końcu wybuchły, rozbryzgując się na łapach jej siostry.
A Lwia Łapa nienawidziła bałaganu, gdyż nawet najmniejsza oznaka nieporządku szkodziła wizji idealnej rodziny, której ciężar musieli utrzymywać wszyscy we trójkę.
Słabość Iskierki bezpowrotnie wpłynęła na relację kotek. Cisza, do tej pory nieznana, stała się codziennością, lecz odgrywanie ról wyznaczonych przez matkę nauczyło obie uczennice zachowywania pozorów. Poza nimi nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał, nikt nic nie podejrzewał.
I choć Iskierka uważała, że przez oddalenie się od rodzeństwa uratuje ich przed własną osobą, nie była w stanie obojętnie patrzeć na bliskich po śmierci, która szczególnie dotknęła Lwią Łapę.
Stokrotkowa Łapa, mimo swoich licznych wad, nie zasługiwała na tak tragiczny los i to w tak młodym wieku. Nadal mogła przysłużyć się Klanowi Burzy i sprawić, że ich droga na szczyt byłaby odrobinę łatwiejsza. Niestety, żelazne szczęki potworów zacisnęły się na jej drobnym ciałku, które spoczęło pod grubą warstwą ziemi.
Gdy Lew poprosiła o rozmowę, Iskierka nie zawahała się nawet przez moment.
Cętkowana schyliła nieco łebek, patrząc prosto w złote oczy kotki.
— Jak do tego doszło? — zapytała cichym, drżącym głosem. Czuła, jak wszystkie mięśnie w jej ciele się spinają, a futro na grzbiecie delikatnie podnosi, jednak panowała nad emocjami. Nie da się im ponieść kolejny raz.
— Nastraszyłam ją nieco lisem. W końcu należało jej się, w szczególności po tym, jak chciała nas otruć. — Usprawiedliwiała swoje winy klasyczna, zachowując przy tym niewzruszoną minę. — Nie myślałam jednak, że będzie na tyle bezmyślna, by biec na oślep i to w przeciwną stronę niż ja... i że wybiegnie na Drogę Grzmotu. Nim ja czy Gepardzi Mróz zareagowałyśmy, było już po wszystkim... Siostro, byłyśmy nierozważne, chcąc nawiązać z tymi potworami sojusz. To są bestie. Ciesz się, że nie miałaś przyjemności widzieć tego, co pozostało ze Stokrotkowej Łapy... Może nie była ruda, ale była pocieszna, nie uważasz? Traktowała nas jak boginie i była na każde nasze skinienie. Brakuje mi tego.
Każdy kot kieruje się własnymi zasadami moralności i postępuje zgodnie z innymi wartościami. Cętkowana uczennica, choć przez chwilę wstrzymała nierówny oddech, po chwili wypuściła powietrze z cichą ulgą. Lwia Łapa wcale nie zabiła Stokrotki. To wszystko było nieszczęśliwym wypadkiem… Gdyby młodsza była mądrzejsza, sama nie wpakowałaby się pod koła metalowej bestii. Nic nie wydarza się bez powodu - widocznie matka natura zlikwidowała słabego osobnika, który nie był w stanie przetrwać w otaczającym go świecie, by inni nadal mogli się rozwijać.
— Tak… Tak, to było całkiem przyjemne — odparła Iskrząca Łapa, delikatnie unosząc kąciki warg w niepewnym uśmiechu. — Chciała zostać jedną z nas, ale nigdy nie było jej to pisane. Nie miała żadnych szans — dodała nieco ciszej, sama nie będąc pewna, do czego bardziej odnosiło się jej ostatnie zdanie.
Iskierka spojrzała na swoją siostrę oczami pełnymi zmartwienia. Już wystarczająco pocieszała kotkę w dniu wypadku, poza tym, złotooka nie wydawała się rozpaczać przez odejście dawnej rówieśniczki. Obie dobrze wiedziały, że znalazły się tu z zupełnie innej przyczyny.
— Lwia Łapo, przepraszam — powiedziała skruszonym głosem. — Przez moją głupotę tyle wycierpiałaś… Swoim zachowaniem naraziłam na niebezpieczeństwo całą naszą rodzinę. Nawet nie wyobrażam sobie, jakim ciężarem musiała być dla ciebie prawda o śmierci Stokrotki. Ja… — Cętkowana przerwała, głośno przełykając ślinę. Bała się, że przez nieprzemyślane słowo znowu straci siostrę. — Zawsze byłam, jestem i będę po twojej stronie, Lwia Łapo.
— Wiem to, Iskierko — odezwała się, uśmiechając się do siostry. Zdawała sobie sprawę, że może liczyć na swoją rodzinę, tak też korzystała z tego przy każdej możliwej okazji. — Jestem pewna, że na naszej drodze napotkamy jeszcze wiele problemów, ale w końcu jesteśmy siostrami. Rodzina jest najważniejsza i to ona zawsze będzie na pierwszym miejscu. A ty, Iskrząca Łapo, jesteś moją jedyną siostrą i lepszej nie mogłam sobie wymarzyć. — Mówiąc to przytuliła się do cętkowanej, która oddała uścisk. — Wiem, że mogę na ciebie liczyć w każdej sytuacji. I wiem też, że nikomu nie powiesz o tym co się naprawdę stało tamtego dnia, prawda? To by mogło zagrozić naszym planom. To był wypadek. Nieszczęśliwy wypadek…
Uczennica Kurzej Pogoni spojrzała głęboko we wlepione w nią złote oczy i bez słowa skinęła łbem, po chwili wtulając go w jasne futro na piersi siostry.
— Oczywiście, Lwia Łapo — odparła pewnym głosem, lecz po chwili, już ściszonym tonem, dodała. — To była tylko i wyłącznie jej wina. To wszystko… — zająknęła się, czując napływające do ślepi łzy. — To nie nasza wina.
***
time skip do zabójstwa samotników
Śmierć stanowiła stały element życia wojownika. Począwszy od każdej upolowanej zwierzyny, przez nieustające zagrożenia czyhające ze wszystkich stron, do rzekomego grona umarlaków spoglądających na nich z góry. Była zarówno straszna, jak i niewyobrażalnie piękna - nic nie było istotniejsze dla życia od śmierci, jedno nie istniałoby bez drugiego.
Dlaczego więc tak trudno było wytrzymać na sobie jej ciężar?
Iskierka nawet nie znała tych samotników. Nie wiedziała, jak mają na imię, ile przeżyli księżyców, skąd pochodzą. W pewnym sensie byli na równi ze zwierzyną - podczas walki liczyła się dla niej jedynie własna wygrana, nie brała pod uwagę konsekwencji.
Szczerze mówiąc, niewiele pamiętała z tamtego dnia. Trzeźwe myśli zostały w umyśle opasane pasem strachu i desperacji, na jaw wysunął się instynkt przetrwania, który już po chwili przerodził się w pielęgnowany od młodego kompleks zwycięzcy.
Ona albo oni. Ona miała rodzinę, najlepszą, jaką mogła sobie wymarzyć, oni nie. Sytuacja była przesądzona. Cóż, przynajmniej tak myślała do czasu walki.
Gdy jej rodzeństwo zauważyło dwie maleńkie sylwetki skulone pod krzakiem, cała adrenalina buzująca w żyłach córki Zięby momentalnie opadła. Nawet nie zauważyła, kiedy niekontrolowane dreszcze zaczęły trząść jej ciałem, a pazury mocno wbiły się w przesiąkniętą krwią glebę. Gdyby nie Drozdowy Szept, najpewniej nie dotarłaby sama do obozu.
Tej nocy, kładąc się na swoim legowisku, spojrzała na leżącą obok Lew. Ruda posłała jej intensywne spojrzenie, które mogło oznaczać tylko jedno.
,,Teraz już wiesz, jak to jest”.
Cętkowana bez słów ułożyła się tuż obok rudego boku, wtulając się zadbane futro siostry i wdychając zapach kwiatów, który skutecznie maskował odór zakrzepniętej krwi na jej własnym grzbiecie.
***
time skip
Letnie powietrze wkradało się do legowiska starszyzny, w którym obecnie przesiadywała spora garstka kotów. Rumiankowy Wschód, Długie Rzęsy, Makowa Furia, Mżyste Futro, Drozdowy Szept… Wszyscy zasłużyli na odpoczynek po tylu księżycach wytrwałej służby dla Klanu Burzy, choć, ze względu na kolor futra, oczywiście nie każdy zasłużył na szacunek. Młoda wojowniczka nie przyszła tu jednak dla tych nierudych staruchów, jej wizyta obejmowała bowiem tylko najszlachetniejszego kota w tym klanie poza jej rodziną.
Iskrząca Burza uśmiechnęła się na widok kremowego futra należącego do Drozda. Gdy tylko położyła przed nim upolowanego przez siebie królika, miłe wspomnienia ze wspólnych patroli spędzonych z kocurem do niej wróciły, zalewając ją falą ciepła.
— Iskierko! Tak cieszę się, że cię widzę — Zielonooki zamruczał na powitanie, zachęcając kotkę do zajęcia miejsca przy swoim boku.
— Ja również, Drozdowy Szepcie. Jak się czujesz? — zapytała ruda, mierząc wzrokiem sylwetkę siedzącego obok byłego wojownika.
— Dobrze, dobrze. Rumiankowe Zaćmienie dba o to, bym nie cierpiał z powodu kleszczy, więc nie mam na co narzekać. No, oprócz nudy oczywiście… — westchnął kremowy, wgryzając się w futro szaraka. Po chwili dodał. — Ile ja bym dał za udanie się na polowanie! Prędzej umrę z powodu sztywnych kości niż przemęczenia.
— Jestem pewna, że kiedyś uda nam się wymknąć na wrzosowiska i nieco się rozruszasz — odpowiedziała rześko córka Zięby, lecz jej wzrok wymknął poza legowisko, skupiając się na rudej postaci rozmawiającej z Ostowym Pędem przy wejściu do obozu. Drozd szybko zauważył, że myśli kotki zawędrowały w zupełnie innym kierunku, przez co głośno chrząknął.
— Wszystko w porządku? Znowu coś zaprząta ci głowę. No już, powiedz staruszkowi, o co chodzi.
— Ja… Cóż, ja nadal mam wrażenie, że… Że między mną a moją siostrą coś jest nie tak — mruknęła wstydliwie, spuszczając wzrok na swoje łapy. Próbowała zebrać myśli, by jak najlepiej ubrać je w słowa, lecz po chwili się poddała. — Po śmierci Stokrotki myślałam, że wszystko będzie dobrze. I naprawdę tak było! Ale potem wydarzyła się ta cała sytuacja z samotnikami i ich kociakami i ja… Ja nadal nie porozmawiałam o tym z Lwią Łapą. Myślałam, że zwykłe odcięcie się od tego koszmaru pozwoli nam o tym zapomnieć, ale potem znowu doszło do tego feralnego zgromadzenia i ta cała kara… Ziębi Trel naprawdę się zawiodła. Nie pozwalała mi nawet z nimi rozmawiać i, choć chciałam, nie byłam w stanie złamać tego zakazu. Po prostu nie mogłam — westchnęła, chcąc już zakończyć swój wstydliwy monolog. — Mam jedynie nadzieję, że to wszystko jakoś minie i znowu będę mogła spędzać z nią czas, jak dawniej — dodała już ciszej, nerwowo wysuwając pazury.
— Nadzieja to coś pięknego, lecz bez aktywnych działań przynosi jedynie rozczarowanie — Drozdowy Szept odsunął na bok królika, skupiając uwagę na cętkowanej. — Kochasz Lwią Paszczę, a ona kocha ciebie, tutaj nie ma żadnych wątpliwości. Jestem pewien, że siostrzana miłość ostatecznie pokona każdą rzuconą jej przeszkodę, ale oczekiwaniem na cud nie sprawisz, że sytuacja sama się poprawi. Czasami najlepsza jest szczera rozmowa, podzielenie się lękami i pragnieniami… Jesteś wojowniczką, Iskrząca Burzo. Powinnaś zawalczyć o swoich bliskich.
Złotooka przez chwilę milczała, w myślach analizując słowa starszego kocura.
Tak jak zwykle, Drozdowy Szept miał rację. To wszystko zaczęło się od Iskierki, więc to właśnie ona powinna położyć kres tym negatywnym emocjom i niedopowiedzeniom, które tak bardzo poróżniły siostry.
Pospiesznie pożegnała się z synem Amortencji, dziękując mu za udzielenie rady, po czym ze zdeterminowaniem rozglądnęła się w poszukiwaniu najbardziej zadbanego futra w całym Klanie Burzy.
— Lewku? — niepewnie zapytała, gdy zbliżyła się do kotki. Zauważając zaskoczenie na pysku wojowniczki, kontynuowała z przyjaznym uśmiechem. — Ostatnio nie spędzałyśmy ze sobą dużo czasu… Chciałabyś razem zapolować? Mogłybyśmy udać się do naszego specjalnego miejsca i… porozmawiać. Tak dawno tego nie robiłyśmy.
<Siostro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz