Kociątko zaczynało się wybudzać; podświadomie czuło, że jest obserwowane. Taniec otworzyła swoje zielone ślepka, które od razu powędrowały na pyszczki jej rodziców, którzy patrzyli na swoje pociechy z góry, z rozmarzonym, szczęśliwym wzrokiem. Szylkretka przetarła nosek i naburmuszona odwróciła się na drugi boczek; ktoś przerwał jej spokojne śnienie.
— Co się tak skręcasz, co mała? — zapytał rozbawiony Koperkowe Wzgórze, trącając córeczkę delikatnie sporą łapą. Ta tylko nastroszyła się i przekręciła ogonkiem parę razy, przypadkiem uderzając brata, który chcąc nie chcąc, też musiał się zbudzić. Pokrzywek wydał z siebie niezadowolone skomlenie.
— Widzisz, teraz już wszyscy są w komplecie… — Srebrna Szadź polizała liliowego malca za uchem; zamruczał cichutko, przybliżając się do matczynej czułości. — Mój Pokrzywek, moja Taniec… Byście zawsze byli tacy niewinni i uroczy…
* * *
Time skip do czasów uczniowskich
Po tym jak Srokoszowa Gwiazda zakończył swoją kwiecistą przemowę, nie rozmawiała z nikim, oprócz swojej nowej mentorki, której chyba było jej bardziej szkoda niż samej siebie, od tamtego momentu. Nie chciała widzieć rozczarowania na pysku Szadzi czy Koperka, Pokrzywowa Łapa zaraz po zebraniu klanu wyszedł z Oliwkowym Szkwałem na pierwszy trening, by poznać tereny i kodeks wojownika, podobnie co Zielona i Szary, ale to może i lepiej, gdyż nie miała najmniejszej ochoty na rozmowę z przyjaciółmi. Interakcja z Półślepym Świstakiem była co najmniej niezręczna… Wojowniczka nie spodziewała się, że dostanie pod opiekę ucznia, zwłaszcza takiego, którego karą miał być sam fakt, że to ona go uczy. Nie znała podejścia Taniec, nie wiedziała, czy ta nie będzie zwyczajnie pełna goryczy, zwłaszcza że jej poprzednią patroną była Lisi Ognik; nie dość, że bardziej doświadczona, to zwyczajnie w pełni sprawna, kotka. Jednak lilijka jedyne co czuła, to gniew na Srokoszową Gwiazdę i szczere współczucie, że czekoladowa została już drugi raz kompletnie zmieszana z błotem na oczach całego klanu. Poprowadziły więc tylko krótką, bardzo dziwną i zdecydowanie sztucznie odegrana rozmowę na temat tego, jak będzie wyglądał ich trening przez najbliższy księżyc, kiedy to Gorączkowa Łapa nie mogła opuszczać obozu tylko w obecności Świstaka, ale z dodatkową obstawą innego kota. Starsza kotka wymyśliła, że na naukę łowiectwa, tropienia i znajomości terenów będą ‘doklejać się’ do innej pary, najczęściej do Oliwki i brata liliowej, a by poznać kodeks wojownika i ćwiczyć walkę, nie muszą wcale ruszać się daleko i pozostaną za wodospadem, gdyż rankiem, po wyjściu patroli i po udaniu się reszty uczniów i mentorów na treningi, jest tutaj wystarczająco dużo miejsca. Taniec nie miała nic do dodania na ten temat, więc tylko przytaknęła i odeszła. Chciała iść się powłóczyć po obozie bez celu; na nic innego nie miała nawet najmniejszej ochoty. Od razu jednak znalazł ją Przyczajona Kania; zmierzył młodszą zimnym spojrzeniem i ruchem ogona rozkazał jej podejść. Włócząc łapami, zaczęła kierować się w jego stronę.
— Czy Półślepy Świstak chce zacząć twój trening już dzisiaj? — zapytał, posyłając stojącej w oddali córce Piegowatej Mordki krótkie spojrzenie.
— Ee… Chyba nie, nie sądzę…
— Nawet o ważnych rzeczach nie umiecie porozmawiać? — skrzywił się zastępca
— Rozmawiałyśmy o formie, jaki przyjmie mój trening, jeśli nie możemy same opuszczać obozu, to chyba jest ważne — spokojnie powiedziała, patrząc mu w oczy. — Problematyczne jest to, że nie każdy chce podporządkowywać się pod trening jakiejś uczennicy, ale no cóż… Taka decyzja lidera…
— Jeśli będzie to sprawiało aż tyle problemów, nie widzę przeszkody, byście tropiły mysie ścierwa w obozie lub, w ostateczności, dołączyły do mnie i Judaszowcowej Łapy, na pewno się ucieszysz z towarzystwa innego ucznia — Zielonookiej aż sierść się zjeżyła na karku na samą myśl o nauce z tym… z tym… oprawcą szkaradnym doprowadzała ją na skraj. Kania uśmiechnął się z przekąsem na zmianę w wyrazie pyszczka liliowej, ale szybko znów wrócił do swojej typowej, zblazowanej mimiki. — Masz iść do kociarni, trzeba zając się Gąsiorek i wynieść przemoczoną ściółkę. Jeśli braknie suchych liści na kupce, a masz to sprawdzić jako pierwsze, możesz wyjść razem z Czereśniową Gałązką i przy okazji pomóc jej ze zbieraniem ziół.
Czekoladowy kocur zaraz potem odszedł. Gorączkowa Łapa musiała wziąć jeden głęboki oddech, zanim w ogóle zaczęła zmierzać w stronę żłobka; obiecała sobie, że tam nie wróci, a teraz nie dość, że będzie musiała przebywać tam więcej niż na faktycznym treningu, to jeszcze jej głównym zadaniem jest oporządzanie „Pani Wielkiej Miłości Srokoszowej Gwiazdy”. W końcu jednak musiała się za to wziąć, by nie słuchać już więcej marudzenia zastępcy.
* * *
Była wykończona; psychicznie i fizycznie. Już od samego początku myślała, że oszaleje. Już nawet nie chodziło jej o samą osobę Gąsiorek, gdyż jak na kotkę spoza klanu (chociaż innych raczej Taniec nie znała), była całkiem okej; jej największa, no i trudną do zaakceptowania, wadą, była jej ogromna miłość do lidera. Kiedy po raz dziesiąty słyszała o jego dobroci i szarmancji, myślała, że zrzuci się z wodospadu. Musiała to wszystko jednak przemilczeć, czuła wręcz palący wzrok pomarańczowych ślepi, gdy tylko pojawiała się na moment w ich zasięgu; niebieski kocur nie odrywał oczu od wrót żłobka. Przebieranie zwilgotniałej trawy i wynoszenie jej na kupkę zaraz przy wyjściu wydawało się proste i niezbyt wymagające, ale szybko zmieniło się w mordęgę. Zazwyczaj te prace porządkowe wykonywało przynajmniej kilka kotów, teraz jednak, za kare, wszystko było w jej łapach. Potem musiała wylizać kotce wszystkie niedostępne już dla niej miejsca, powyrywać kołtuny, które z łatwością robiły się na jej kręconym futerku, ale przynajmniej usłyszała słowa typu „kochanie”, „słońce” i „najsłodsza” tyle razy, ile gwiazd świeci na niebie.
Po tym wszystkim chciała tylko położyć się i odpocząć. Miała nadzieje, że sen nawiedzi ją równie szybko co zwykle, jednak to byłoby zbyt wielką łaską ze strony Klanu Gwiazdy. Leżała więc w bezruchu, otaczała ją całkowita, spokojna cisza, którą przerywały jedynie nieregularne pochrapywania i głośniejsze oddechy od czasu do czasu. Wydawało jej się, że jako jedyna wciąż czuwała. Mimo niewyobrażalnego zmęczenia tą ciężką pracą, ale i całym nakładem emocjonalnym, nie potrafiła oddać się w objęcia nocy. Nagle jednak coś przerwało jej rozmyślania.
— Taniec… Śpisz siostrzyczko? — odezwał się obok niej głos Pokrzywowej Łapy, który przysunął się do niej bliżej, wiedząc o lekkiej głuchocie szylkretki.
— O-o… Nie, nie potrafię zasnąć — zaśmiała się trochę niezręcznie, zawijając swoja kite o ogon brata. Kiedy spojrzała na jego pyszczek, był wyraźnie zmartwiony, posłała mu więc uśmiech, tak jak zawsze robiła, gdy widziała, że tego coś trapi — A ty czemu nie śpisz? Czyżby Oliwkowy Szkwał nie wymęczył cię na treningu?
— Martwiłem się o ciebie cały dzień — powiedział tylko. Uczennicy gula utknęła w gardle. Wiedziała, że rodzina bardzo przeżywa to całe jej zachowanie. Nikt z nich nie był tak wybuchowy jak ona, nie rozumieli, jak to jest, gdy nie potrafi się trzymać języka za zębami.
— Niepotrzebnie… Nie musisz się mną przejmować, wiesz? Dam sobie rade, umiem o siebie zadbać
— No właśnie chyba troszkę ci to nie wychodzi… — wlepił w nią te swoje wielkie cyjankowe oczy. Gorączkowej Łapie zrobiło się faktycznie przykro, było jej wstyd; nie dlatego, że zrobiła coś takiego Srokoszowej Gwieździe, ale dlatego, że jej rodzicom i bratu jest ciężko z jej powodu.
— To po prostu… Ja po prostu nie mogę tak siedzieć cicho, kiedy wiem, że mogę coś zmienić — wybełkotała, odwracając łebek w drugą stronę, tak, żeby kocurek nie zobaczył, że oczy jej się zaszkliły.
<Pokrzywowa Łapo?>
[1164 słowa]
[Przyznano 23%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz