Cyranka delikatnie grzebała w jej sierści, wygarniając z niej prędko nazbierany kurz i próbując przymocować na niesfornym futrze siostry kwiaty w taki sposób, by nie spadły z jej pierwszym lepszym skokiem. Wyrzucała na ziemię już zgniecione ich główki i rozerwane płatki. Z gardła kotki rozległo się donośne mruczenie, oznajmiające wszystkim wokół, jak bardzo jest zadowolona. Otworzyła przymrużone oczy, by zerknąć, jak idzie praca Cyranki. Złota z wymalowanym w oczach skupieniem zaplatała między pasma sierści blade fiołki, intensywne dzwonki i nietypowe kukułki. Wszystkie, oczywiście, fioletowej barwy. Jej ulubionej!
— Tata szukał dla mnie samych najładniejszych — Kazarka wypięła dumnie pierś, czując się z tego względu jak najprawdziwsza królowa tego świata.
— I najfioletowszych — skwitowała Cyranka, wytykając język, gdy wciskała ostatnie kwiecie w grubą sierść czekoladowej. — Proszę bardzo! I od razu wyglądasz jak porządny kot — pacnęła ją lekko po głowie, chichotając.
— A kogo my tu mamy? — zapytała Kawcze Serce, przypatrując się córkom, które zaraz zwróciły ku niej głowę. — Moje piękne księżniczki! — Jej wzrok przeniósł się także i na wciskającego się między szylkretki Krakwka. Kazarka spuściła mu szybki łomot na pysku, zauważając przy tym, że i jak ona, i jak Cyranka, wcisnął sobie w futro kwiaty i pióra. — I książę, oczywiście.
— Bardzo głupi książę — mruknęła Kazarka i runęła z wyściubionymi na wierzch kłami i wojennym okrzykiem na brata, niszcząc przy tym ciężką pracę Cyranki, która przyglądała się temu z westchnieniem.
***
Księżycowy Blask wielokrotnie wzdychała nad tym, że pomimo wieku Kazarkowa Łapa właściwie... mało co umie. Trudno było jednak przeprowadzać nawet próby nauczenia jej właściwego polowania na ryby czy pływania w chwili, gdy ich życiodajna rzeka całkiem pokryła się lodem. Często z mentorką szły nad nią, gdzie wojownicy prowadzili nadal nieowocne próby dostania się do wody i ryb. Na praktyczne marne, za każdym razem. Kazarka może i niewiele umiała, ale do tych starań ona, a w szczególności jej masywna budowa przydawały się niesamowicie. Wtedy czuła, że faktycznie może coś potrafi! Może po prostu jej powołaniem nie było łowienie zwierzyny i bronienie klanu, a systematyczne walenie kamieniami w taflę lodu, która jednak wydawała się być na to niewzruszona. A sama już po głośno dającej po sobie znać pustce w brzuchu zdawała sobie sprawę, że albo znajdą sposób na rozkruszenie lodu, albo zamieni się, jak mama, w chodzący patyk.
***
Kazarka leżała na swoim posłaniu, z pyskiem wciśniętym w mech. Miała dość tej zimy. Była śnieżna, ciemna, no i... zimna. Potwornie zimna. Przynajmniej w legowisku uczniów, gdzie tłoczyli się wszyscy szkolący się na wojownika członkowie Klanu Nocy, było całkiem ciepło, choć przy tym i duszno. Wydedukowała, że obudziła się z trzy minuty przed wparowaniem Księżycowego Blasku i wzięciem jej na następną turę zamieniania się w niszczarkę do lodu, więc zwyczajnie leżała, czekając, a przy tym starając się wykorzystać najlepiej te ostatnie chwile wolności, zanim znowu jej łapy będą drżeć, a poduszki stóp czerwienić od zimna. Mijało jednak dziwnie dużo czasu, tak dużo, że nawet Kazarka przestała już wierzyć, że to jej się on dłuży. Niechętnie podniosła łeb z miękkiej poduszki i otworzyła sklejone oczy, by zobaczyć ciemność. No tak. Świt porą nagich drzew przychodził bardzo późno. Jej uwagę przykuła jednak jasna plama w miejscu, w którym powinno znajdować się wyjście. Kotka rozejrzała się po pobratymcach, którzy jednak smacznie spali, więc niewiele myśląc postanowiła rozprostować łapy i podejść do niej. Po drodze rozciągając się, ziewając, w końcu uczennica doszła do sypiącej się do środka białej, zbitej masy. Zapukała w nią delikatnie, by upewnić się, że jest twarda.
Wydarł się z niej głośny pisk. Pędząca fala śniegu przydusiła do ziemi uczennicę, która nawet nie zdążyła wypowiedzieć jednego słowa, a już w całości znajdowała się pod białą kupą puchu. Wrzask pobudził uczniów, którzy zrywali się ze snu jeden po drugim, zdezorientowani i przestraszeni. Śnieżyca znalazła wejście do legowiska i prędko dosypywała do środka opadu i pokrywając leżącą pod stertą Kazarkę kolejnymi warstwami.
Po dłuższej chwili zlęknione głosy kotów przerodziły się w przygłuszony śmiech, kiedy najpierw spod śniegu wydobyło się jedno, potem drugie ucho Kazarki, następnie jej łeb, przednie łapy, aż nareszcie całe cielsko aż po samą końcówkę ogona. Należące do niej futro zdążyło obkleić się już białymi grudami.
— I nic ci nie jest?! — rzuciła się w jej stronę Nenufarowa Łapa, Kazarka tylko pokiwała głową na znak, że nic jej nie jest, ale i tak nie uratowała się od kolejnego zasypania – tym razem chmarą pytań, czy oby na pewno wszystko w porządku, czy nie przyprowadzić medyka, czy w tą minutę nie odmarzła jej każda część ciała po kolei i wiele, wiele więcej, czego działający na wolnych obrotach móżdżek Kazarkowej Łapy nie był w stanie zapamiętać na dłużej niż trzy uderzenia serca. Za burą kotką pociągnęła się także i lekko zmartwiona Cyranka.
— Żyję! Tak mi się wydaje, przynajmniej — zapewniała kotki ze śmiechem, otrzepując się z pyłu. — Nie powinniśmy wychodzić na treningi?
— Treningi? — zapytała Krabowa Łapa, która sprawiała wrażenie na wpół śpiącej, choć z tym pytaniem wybałuszyła gały na starszą uczennicę. — Chcesz iść na trening w środku nocy i śnieżycy? Może faktycznie przyda ci się ten medyk...
— Czyli jednak..! — mówiła już Nenufara.
— To nie jest rano? — Zapytała zdezorientowana Kazarka, przerywając koleżance.
— Z myszami pozamienialiście się już na mózgi? Chcecie postawić cały obóz na nogi? — zbeształa z sykiem uczniów Bratkowe Futro, a słysząc jej głos Kazarkowa Łapa natychmiast podskoczyła i odwróciła się, jakby właśnie została ugryziona przez węża w pięte. Uniżona pod wojowniczką wpatrywała się w nią bez słowa, czując, jak jej nienawistny wzrok wypala jej między oczami dziurę. — Rozumiem, że ty jesteś sprawczynią tego zamieszania?
— Nie — miauknęła niezbyt przekonująco, zwłaszcza w połączeniu z resztą uczniów leżących na swoich miejscach i łapach pokrytych śniegiem. Groźne spojrzenie Bratkowego Futra wolno przeniosło się na Nenufarową Łapę i Cyrankową Łapę, stojących tuż za nią. Kazarka nie była w stanie zobaczyć ich twarzy, ale wiedziała po odgłosach nerwowo przełykanej śliny, że i one lękały się wilczego wzroku starszej i zgorzkniałej wojowniczki.
— To która to? — rzuciła, mrużąc oczy. — Spokojna głowa, nie zabiję jej. Wystarczy, że ranem w ramach zadośćuczynienia uprzątnie ten cały syf w obozie — mruknęła. Kazarkowa Łapa czuła, jak mimo zimna się poci. W myślach błagała siostrę, aby ją uratowała. Nie chciała tak bardzo musieć zamiatać bałaganu, a na pewno nie pod nadzorem Bratkowego Futra... — Dalej, ja marznę — niebieska pospieszała zirytowanym tonem kotki do odpowiedzi.
<Cyrankowa Łapo?>
[1024 słowa]
[przyznano 20%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz