Pochylił się w stronę zastępczyń, chcąc sarkastycznie skomentować całą sytuację, kiedy wojowniczka uprzedziła go w zabraniu głosu.
— Chciałabym jeszcze poprosić o jedną rzecz, zanim pójdę — zwróciła się do trójki, na co każdy się wyprostował.
Lider nawiązał z nią kontakt wzrokowy.
— Zamieniam się w słuch.
— Chciałabym przyjąć oznaczenia na uchu. Chcę podkreślić przed wszystkimi moją przynależność do Owocowego Lasu.
Och. Tego akurat się nie spodziewał. Rytuał, podczas którego wykonywało się nacięcia, był ściśle związany z wiarą we Wszechmatkę, dlatego nie podejrzewał Daglezji o chęć uczestniczenia w nim. Z drugiej strony, Jaskółka zachęcała każdego do przyjęcia oznaczeń w imię pielęgnowania poczucia wspólnoty, nawet bez odbywania obrzędu, więc pewnie taką formę tego zwyczaju ruda miała na myśli.
— Jesteś pewna? — zapytał, drgając ogonem.
Zawsze trochę dziwnie czuł się z faktem, że to u nich zaistniało. Wydawało mu się to trochę niepokojącym sposobem na zaznaczenie swojej przynależności, zbyt… niedelikatnym sposobem. Szamanka jednak widziała w tym wiele sensu, więc chyba zwyczajnie musiało minąć jeszcze troszkę czasu, zanim i on się do tego przekona. Sam zresztą przeszedł ten obrządek i wówczas każdy jego element wydawał mu się celowy oraz przepełniony mądrą energią Wszechmatki. Lidera kuła jedynie myśl, że inni również mogą mieć ten zwyczaj wykonany na sobie.
— Po prostu nie chcę, żebyś myślała, iż tego od ciebie wymagamy — zaraz sprostował. — Jesteś jedną z nas i każdy, kto jest spełna rozumu, dobrze o tym wie.
Daglezjowa Igła uśmiechnęła się zagadkowo.
— Zdaję sobie z tego sprawę. — Poprawiła swoje futro na piersi. — Jestem jednak pewna tego, o co proszę. Nie śmiałabym się do was zwracać w przeciwnym razie. Pragnę jedynie, aby od teraz każdy wyraźnie widział, gdzie należy moje serce.
Ważka na te słowa wydała z siebie nagły dźwięk wzruszenia, przez co Fretka prawie podskoczyła w miejscu. Spojrzała na szylkretkę nieprzychylnie, podczas gdy wzrok Agresta złagodniał.
— Dobrze, w takim razie znajdź Jaskółkę i ona wraz ze Świergot chętnie się tym zajmą — powiedział z nutą zadowolenia w głosie. Mimo że sam miał mieszane uczucia co do oznaczeń uszu, usłyszenie wytłumaczenia pointki napawało go dumą. Cieszył się, że kotka zdołała tak docenić ich społeczność. — Twoja lojalność zasługuje na uznanie.
Pysk Daglezjowej Igły przybrał podniosły, usatysfakcjonowany wyraz.
— Dziękuję. — Schyliła głowę, po czym zeskoczyła z gałęzi, na której się znajdowali.
***
Leżał skulony w swoim legowisku, przykrywając głowę łapami. Przez niemal dwa księżyce nieustannie szukali Gracji. I nadal bezskutecznie, bez choćby ani jednej poszlaki. Przepadła jak kamień w wodę.
Tata wiedział, że jego córka nie zniknęłaby bez powodu. Na pewno musiało się coś stać. Coś… coś bardzo złego. Ta świadomość codziennie spędzała mu sen z powiek, to ona chyba była najgorsza z tego wszystkiego. Im dłużej o tym myślał, tym tylko bardziej miał ochotę powyrywać z siebie każdą kępę futra.
— Agreście?
Wzdrygnął się, słysząc znajomy głos. Fizycznie jednak nie był w stanie udzielić jakiejkolwiek odpowiedzi. Nie teraz, kiedy wreszcie doszło do niego, że jego córka musiała już dawno nie żyć. Najzwyczajniej w świecie umrzeć. Samotnie, z dala od swojej rodziny. Tak po prostu. Bez żadnego wsparcia, bez żadnej nadziei. Zmarła, bo nie udało mu się jej wystarczająco dopilnować. Zmarła, bo mimo tylu otrzymanych rad był okropnym ojcem i nie zdołał jej ochronić.
I nigdy sobie tego nie zapomni.
*Przed zgromadzeniem*
Miał wrażenie, jakby przez ostatnie wschody słońca przenosił dosłowne głazy na swoich barkach. Już od dawna nie miał przy sobie Kuklika, aby otrzymywać od niego wsparcie – dokładnie tak samo wyglądała sytuacja z Krecik i Jaskółką. Pozbawiony swoich mam i partnera, nie posiadał nikogo więcej, komu mógłby się ot tak wyżalić. Dzieciom z kolei nie zamierzał zrzucać takiego ciężaru na plecy – chciał, żeby jak najdłużej było im dane cieszyć się beztroskim etapem życia. Na spotkania wyznawców Wszechmatki, jakie niegdyś bardzo mu pomagały, już prawie nie przychodził. Nieobecność Jaskółki była zbyt wyraźna. Zresztą, ostatnimi czasy pozostawał na tyle zajęty, iż nawet kiedy w końcu złapał wolną chwilę, by tam się udać – zupełnie o tym zapominał.
Oprócz całej sprawy z Gracją, na dobitkę z Fretką działo się coraz gorzej. Bezradna Witka jedyne co mogła robić, to codziennie podawać jej zioła przeciwbólowe. Jednak nawet i wtedy musiała zachowywać umiar, gdyż w przeciwnym razie liliowa albo spałaby przez całe dnie wbrew swojej woli, albo dostawałaby ostrych halucynacji. Próbowali namówić zastępczynię do rezygnacji, lecz ta obecnie była bardziej uparta niż kiedykolwiek. Każdy z nich czuł, że kotka długo tak nie pociągnie. Z tej racji ostatecznie wspólnie przystali na to, by końcówkę życia Fretki pozwolić jej przeżywać według własnego uznania.
To wszystko jednak sprowadzało przywódcę do jednej konkluzji – musiał porozmawiać z Daglezjową Igłą. Musiał się upewnić, że choćby nie wiadomo co, Owocowy Las stał na solidnym gruncie.
— Fretka choruje, ja się starzeję… — wzdychając zaczął temat, po poprzedzającej rozmowie o niczym. — I w związku z tym, chciałbym od ciebie wiedzieć jedną rzecz, Daglezjo. Czy jesteś gotowa na wszystko, co się w najbliższym czasie wydarzy? — Spojrzał w jej oczy ze śmiertelnie poważnym wyrazem pyska. — Czy potrzebujesz jeszcze coś ode mnie wiedzieć? Czy masz do mnie jakieś pytania? Przemyśl to proszę, bo niedługo… — przełknął ślinę — możesz już nie mieć okazji.
<Królowo daj mi znak>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz