*bardzo dawno temu*
Trójka kotów z Kamiennej Sekty zawitała w jego bogate progi. Dojrzał, że jednym z nich była jego luba Krokus. Wątpił jednak, aby przyszła na amory, nie z taką obstawą, a więc musiało chodzić o jakieś kwestie polityczne. Oczywiście już na nich czekał, bowiem służący mu kot, który pilnował jego włości, powiadomił go o pojawieniu się poselstwa. Siedział więc wygodnie na swojej skale, wpatrując się w przybyłych oceniającym spojrzeniem. Prezentowali się nienagannie. Czyli jednak rozumieli jego wytyczne na temat higieny spotkań, znakomicie. Zwykle samotnicy, zwłaszcza ci, którzy osiedlili się całkiem niedawno, wparowywali śmierdzący na jego nieskazitelnie zielony trawnik. Dobrze, że w tym przypadku to się nie wydarzyło, bo od razu chęć na rozmowy by mu minęła. Ale za to jaki ładny zapach roztaczali. Musieli natrzeć się lawendą i rozmarynem oraz innymi wonnymi ziołami.
Ich szefowa stanęła przed nim, nie spuszczając spojrzenia z jego osoby, chociaż mógłby przysiąc, że zaciekawił ją ogród, a zwłaszcza wodospad z pływającymi w nim rybami.
— Dzień dobry, Jafarze — przywitała się, dodając lekkie, taktowne skinienie głowy. — Cynamonka poinformowała nas o chęci zawarcia sojuszu i tym samym polepszenia jeszcze naszych relacji, więc przybyłam.
— Cieszę się, że odpowiedzieliście na zaproszenie. Wasza przyjaciółka mi służy, a wy mieszkacie na jej terenie, dlatego też pragnąłem was lepiej poznać, aby upewnić się czy nie stanowicie dla mnie zagrożenia — wyjaśnił, rzucając Krokus uśmieszek, bowiem w końcu się znali, a kocica była jego jedną z wielu kochanek. Może i dziś wieczorem przyjdzie im się spotkać? Nie pogardziłby, zwłaszcza że teraz kotka wyglądała przepięknie. Kocica zauważyła to i odpowiedziała mu tym samym, mrużąc oczy z zadowolenia. Oho... Czyli była chętna. Znakomicie.
— Bynajmniej nie mamy zamiaru mieć z tobą złych stosunków. Zapewniam, że nie pragniemy zwady z twoim gangiem. Z tego co mi wiadomo, to ty sam wyszedłeś z propozycją właściwego sojuszu dla naszych grup — kontynuowała czekoladowa szylkretka.
— Tak. Dobrze dogaduje się z Krokus i chętnie widziałbym w was przyjaciół, zwłaszcza że będziemy dzielić odtąd ten sam skrawek ogrodu, który należy do Cynamonki.
W zasadzie nie rozumiał, dlaczego Kamienna Sekta tam się osiedliła. Wiedział jednak, że pilnowali tego rewiru niczym niejeden gang. Takie zachowanie było oczywiście cenione, w końcu trzeba było przeganiać intruzów, którzy szkodzili interesom, ale też budziło ciekawość, zwłaszcza że ten skrawek terenu należał do pieszczoszki, a teraz i do niego.
— W takim razie, ustalmy warunki sojuszu. — Kocica usiadła przed Jafarem, a to samo zrobiła pozostała dwójka.
— Sojusz będzie polegał na tym, że w razie problemów możecie liczyć na moje wsparcie. Liczę za to, że i wy mi swoje udzielicie, gdy będę go potrzebował. Moje koty nie będą przez was przeganiane, będą mogły przechodzić przez wasze tereny, aby udać się przez nie na skróty w miejsca, które wymagają dłuższej drogi. To samo i ja umożliwię wam. Chciałbym też, abyście informowali mnie o dziwnych zdarzeniach lub też kotach, które kręcą się w pobliżu, a które życzą mi źle — przekazał im swoje warunki. Uznawał je za całkiem korzystne dla tak niewielkiej grupki. Warto było w końcu mieć u niego chody. Każdy wiedział, że był szczodry. Oczywiście jeśli nikt nie drwił za jego plecami. Dla takich gagatków to miał jedno - staw, w którym chętnie by ich utopił.
Skowronek zgodziła się bez problemu, ale zaraz dojrzał jak spojrzała na kremowego kocura obok, po czym na powrót przeniosła spojrzenie na Jafara. Umiał rozpoznawać sygnały, które wskazywały, że ta trójka o czymś wiedziała. I nie mylił się, bowiem samotniczka przemówiła ponownie:
— A więc chętnie podzielę się w ramach naszego sojuszu pewną informacją.
— Jaką? — zapytał zaciekawiony.
— Odwiedziliśmy Kasztelan, by czegoś się dowiedzieć. Spotkaliśmy kocura, chcieliśmy od niego pewne informacje. Wymieniliśmy się. Daliśmy mu to, czego chciał, a ten zaczął o tobie nawijać zamiast o tym, co nam było faktycznie potrzebne. Bardzo niepochlebnie się o tobie wyrażał. Szybko się od niego zmyliśmy, bo mówił nawet, że twój gang jest słaby, co jest co najmniej bzdurą. Nas samych też obrażał, więc tylko zmarnowaliśmy czas. Jego informacje były warte co najwyżej garstki piachu z kuwety. Przedstawił się jako Moher, ale nie sądzę, by to było jego prawdziwe miano. Czarny, z ciemnymi oczyma. Sądzimy że nie tylko przy nas mógł tak na ciebie otwarcie nadawać, zdawał się stałym bywalcem. Pewnie nie raz już nadszarpnął twoje dobre imię — streściła swoje przeżycia, po czym dodała. — A ty wiesz może, czy o nas coś krąży pośród kotów? Wolałabym być obeznana w sytuacji jeśli chodzi o naszą reputację.
Zacisnął zęby, bo a jakże kojarzył opisanego przez kocicę kota. I nie podobało mu się nic z tego co usłyszał. Przeklęty drań! Chwała był głupi, że pozwalał mu żyć! Dalej nie wierzył, że syn Entelodona uznawał go za swojego kochanka. To było obrzydliwe! On tą lisią gnidę nie tknąłby nawet łapą!
— Moher, srocher — warknął pod nosem. — Wiem kto to. Najpewniej spotkaliście Melasę. Irytująca jednostka, niestety nic nie mogę mu zrobić, bo chroni tyłek u Chwały. — Poruszył niespokojnie ogonem. Musiał przekazać Jago, że znów kręcił się po Kasztelanie. Ten typ powinien mieć kategoryczny zakaz naruszania jego włości! Denerwował go tylko tymi plotkami, które rozpowiadał na prawo i lewo jak jakaś katarynka. — Słyszałem, że nie słyniecie z gościny. Odstraszacie każdego samotnika i że wasza Bylica poszukiwała niegdyś swoich wnuczek porwanych przez Dwunożnych. Ścigaliście też jakiegoś kalekę przez pół miasta... — przekazał to co wiedział, bowiem tak, o Kamiennej Sekcie było niegdyś głośno.
— Tak, niejaki Wypłosz. Niestety, mamy podobnym problem z nim co ty z Melasą. Szarpie nasze dobre imię i chroni swój wyliniały zad u innego syna Entelodona, niejakiego Dumy. Ten kot... dość mocno nam w przeszłości zalazł za skórę. A co do wnuczek, jedna z nich się niedawno odnalazła, na całe szczęście. Niestety druga wsiąkła jak woda w mech. Jeszcze jedno, słyszałam o gangach, które żyją w mieście. My żyjemy na obrzeżach, jednakże na pewno nasze pojawienie się mogło skupić uwagę na tych dawniej niezajętych ziemiach. Jak groźne są gangi, które mogłyby się pokusić o nowe tereny? Wolelibyśmy... być przygotowani, na wszelki wypadek.
Parsknął, słysząc to zdanie. Duma przygarnął tego wyliniałego kalekę? Ha! Oby nie, bo zagrozi mu kąpielą przeciwko pchłom! Czy on wiedział, że mógł go czymś zarazić?! W końcu Duma... to był Duma. Kochanek, jeden z lepszych, których posiadał.
— U Dumy? Nonsens... Wtedy włóczyłby się po ulicach, a nie pieszczochował. — Posłał Krokus uśmieszek. — Cóż. Wy nie musicie o nic się martwić. Jest was dużo, a liczba to siła. Póki was hycel nie wyłapie, macie na dzielnicy szacunek i nikt nie pokusi się o zadarcie z wami w obawie przed zemstą.
Skowronek wyglądała na zadowolona z jego słów, lecz pewna kwestia ją zaskoczyła.
— Został pieszczochem? To aż dziwne. On panicznie bał się dwunożnych. Wiesz może, gdzie mieszka? — Dojrzał, że Krokus wyraźnie się ożywiła, a jej wąsy zadrgały, jakby miała ochotę już dopaść burego.
— Złamał łapę i jego ukochana zaciągnęła go do Obcinacza, gdzie doszedł do siebie. Było to jednak już dawno temu. Nie mam o nich nowszych informacji. Nie opuszczają domu Wyprostowanych — podzielił się z nimi informacjami. — Na razie nie mogę zdradzić wam informacji o ich miejscu zamieszkania. To, że Duma się z nim brata mnie zaskoczyło i muszę zweryfikować tą informację. Bo jeżeli wciąż jest pod jego ochroną, to niestety, moje łapy są związane. Obiecałem nie mieszać się w sprawy synów Entelodona.
No niestety nie dało się dogodzić nawet najwierniejszej i najpiękniejszej ukochanej, gdy sprawa dotyczyła już kwestii politycznych. Tak działał niestety ten świat.
— Cóż, dobra i wiedza, że jest unieruchomiony. A w przypadku jakichkolwiek problemów z na przykład działaniami Melasy i jemu podobnych, możesz liczyć na naszą pomoc, drogi sojuszniku — miauknęła szylkretka.
— Dobrze. Czy jest coś jeszcze co chcecie omówić?
— Na razie sądzę, iż nie mamy nic więcej do omówienia. Cieszę się, że udało nam się nawiązać współpracę.
Skinął głową.
— W takim razie żegnajcie. Oby żyło wam się bezkonfliktowo na tych ziemiach — pożegnał się z nimi, obserwując jak ci powoli znikają poza jego włościami.
***
Był wieczór, a starsza kocica żwawym krokiem przemieszczała się w jego kierunku. Widział, że towarzyszył jej jeszcze jakiś kocur. Najwidoczniej obstawa. W końcu... Kto o tej porze wychodził na pogaduszki? Na dodatek z tym naszyjnikiem, który nosiła, a którego pochodzenie nie było mu dalej znane. Błyszczał jednak kusząco w świetle latarni. Każda chciwa sroka byłaby gotowa go capnąć, lecz dzisiaj nie zauważył podejrzanego ptactwa.
— Co was do mnie sprowadza, Kamienna Sekto? — zapytał, ponieważ była to niecodzienna pora na odwiedziny.
— Dzień dobry, Jafarze — przywitała się Skowronek. Siwiejące włoski na jej pysku zadrgały wraz z ruchem jej wąsów. — Mamy problem. Najstarsza członkini Kamiennej Sekty, Błotniste Ziele, która była jednym z kotów nie raz pomagających w podejmowaniu decyzji w pewnych obszarach, zginęła pod kołami samochodów. Sądzimy, iż mógł to nie być wypadek, a celowe działanie kogoś innego. I mamy już podejrzanych, niestety.
Jego uszy drgnęły zainteresowane.
— Powiesz coś więcej? Skąd masz pewność, że nie doszło do wypadku? Koty, zwłaszcza dość stare, nie patrzą gdzie idą i zwykle tak kończą, przez swoją nieuwagę. Ale twierdzisz, że masz podejrzanych... Byli jacyś świadkowie?
— Zginęła tuż obok domu Cynamonki. Błotniste Ziele potrafiła być niezdarna, to fakt oczywisty. Jednak nie była głupia i przechodziła tę trasę nie raz. Codziennie odwiedzała przebywające w ogrodzie koty. Nie wiemy, czy byli świadkowie, nikt z pytanych kotów nic nie widział. Co jest najbardziej podejrzane, to fakt, iż tego samego dnia zniknęło dwoje członków Sekty - Szczekuszka i Skaza. Szczekuszka zwłaszcza nie przepadała za Błotnistym Zielem i z resztą każdym, kto nie był członkiem jej rodu. Jako córka Krokus uważała się za wyżej postawioną, mogła chcieć jej śmierci. A Skaza jest do niej bardzo przywiązane. Tak też ich zniknięcie nie stawia ich w dobrym świetle.
Kotka rozgadała się, nie ma co. A na dodatek nie przeszła do rzeczy. Czy naprawdę musiał domyślać się czego od niego potrzebowała?
— To rzeczywiście wygląda bardzo podejrzanie. I co w związku z tym?
— Chciałabym ich znaleźć i doprowadzić przed moje oblicze. Jednakże sądzę, że będziemy potrzebować w tym pomocy. Nie mamy tak rozległych kontaktów w mieście jak ty, ani tylu oczu. Chcielibyśmy, byś pomógł nam w ramach naszego sojuszu, bo to poważna sprawa.
— Rozumiem... Mogę użyczyć wam kogoś kto puści wieść dalej. Zguby powinny się znaleźć szybko. Mam dużo sojuszników w okolicy, więc to nie będzie problemem. Musicie mi tylko powiedzieć jak wyglądają. Jeśli będę miał wieści, przyśle wam kota, który wskaże lokalizacje waszych zaginionych. Pasuje wam to? — zapytał.
— Tak, ale sądzę, że przydałoby się choć kilka kotów, które pomogłyby w aktywnych poszukiwaniach, jeśli można. Szczekuszka starzeje się, jest już wręcz podstarzała można powiedzieć. To córka Krokus. Srebrna z czarnymi pręgami na nogach, ogonie i głowie. Krótkie futro. Ma pomarańczowe, rzężące się oczy. Niezbyt wysoka, drobna, jej futro jest dość matowe. Charakterystyczne jest to, że jej oczy nieomal żarzą się a jej uszy są wywinięte, jak u jej matki. To ona raczej rządzi w ich dynamice, jest dumna, ale potrafi też się spłoszyć. Bardzo czujna. Ma wyszkolenie wojownicze, nie idealne, ale na pewno na tyle dobre, by kogoś pokonać lub nawet zabić. Zna się na ziołach. Skaza jest od niej starsze, nieco tylko ode mnie młodsze. Pachnie jak kotka. Jest dość wysokie, ma blizny na nosie i spodzie łap. Ma też bliznę na szyi po obroży, która jest przykryta przez jej nową, z dzwonkiem, choć już nie jest pieszczochem. Jest w dużej mierze biała, z burymi plamami na głowie, łapach, biodrze oraz w okolicy ogona, który również jest tego koloru. Ma żółte oczy i ostatnio zaczęło chudnąć, więc szczególnie teraz, im później znalezione, tym będzie bardziej smukłe. Jej futro jest półdługie, więc może nieco to maskować. Ma też problemy z węchem. Posiada lepsze wyszkolenie niż Szczekuszka, więc mimo bardziej spokojnej i potulnej natury może być niebezpieczniejsze, szczególnie, jeśli ktoś zaatakuje Szczekuszkę.
— Rozumiem... Czyli trudne przypadki... — westchnął ciężko i rzucił okiem na Jago, która nagle się zjawiła u jego boku. Doskonale wiedziała, kiedy potrzebował jej usług. — Skoro potrzebujesz czynnego poszukiwania, a nie jedynie obserwacji, mogę zaoferować trzy koty ze swojego gangu. Przy okazji zrobią coś dla mnie na terenach, które będą przeszukiwać. Teraz bardziej wam moja propozycja odpowiada?
— Tak. Jestem wdzięczna za pomoc — podziękowała. — Szczekuszka i Skaza znają nas dobrze, będzie im łatwiej nam się wywinąć, bo to my ich uczyliśmy wszystkiego. Dlatego inne koty tak bardzo się przydadzą.
— Dobrze... Jago wam kogoś wyznaczy. — Wskazał na pointkę, która siedziała u jego boku, słuchając żali Kamiennej Sekty.
Skowronek skinęła głową, następnie podchodząc do pieszczoszki, która zajęła się formalnościami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz