„Zatepcyna?” – pomyślał, siadając naprzeciwko, oczarowany był nowym towarzystwem.
— Ja jestem Puma — przedstawił się, nie zważając na poprzednie słowa Daglezji, która oznajmiła, iż wie, jak ma na imię. — Tez milo pozmac.
Chciał obrzucić ją różnymi pytaniami, ale czy było to dobrym pomysłem? Nie chciał zawracać głowy zastępczyni, która przyszła go poznać, jakimiś głupotami, błahostkami. Czekoladowy jednak nie myślał długo.
— Lubis sneg? — zapytał piskliwie.
Czy było to najlepsze pytanie, które mógł zadać? Chyba niezbyt. Puma jednak był nim zaciekawiony, bo mama nie dawała mu go dotknąć.
— Chodzi ci o śnieg? — Kocurek pokiwał głową wstydliwie, przenosząc swój urokliwy wzrok na kalinową ścianę żłobka. Miał problemy z wymową, nawet najprostszych wyrazów. — Nie, nie lubię. Pora nagich drzew zawsze przynosi ze sobą niedosyt. Nie ma pulchnych zwierzyn, są kościste, chude i praktycznie niejadalne, przez niedożywienie. A ty? — zapytała.
Puma nie zrozumiał połowy tego, co powiedziała. Jego zakres słów był nieliczny, ale nie okazywał tego, nie chciał nikogo do siebie zrazić.
— Ja ne wem. Mama ne daje mi dotnoc — wymruczał i spojrzał na mamusię, która przysłuchiwała się rozmowie. Potem spojrzał na Chmurkę, która chowała się za Kosodrzewiną. — Pokaze. Mama! — Zaczął biec w stronę wyjścia ze żłobka. — Zalaz dotne sneg!
— Puma, mówiłam. Nie wolno! — krzyknęła, ale było za późno, Puma nie tylko dotknął mroźnego puchu. On wpadł do niego.
Znów się przewrócił! I to przy takiej osobistości! Daglezjowa Igła, która przed chwilą podniosła głowę i spojrzała zielonym spojrzeniem na kocurka, który właśnie odskoczył od puchu, uciekając w stronę mamy.
— Zino, zino, zino! — zapiszczał, przeszyty mrozem i znowu zaliczył upadek, przewracając się na rudą kotkę.
Ojć… Wpadł na zastępczynię Owocowego Lasu. Czy czeka go jakaś kara? Nie chciał, to był wypadek! Podniósł się szybko, kładąc uszy po sobie. Jego brązowe oczy były ogromne, chociaż brązu nie było. Zastąpiła go czarna otchłań.
— Pszelasam! — zapiszczał znowu.
Spojrzał na Kosodrzewinę, która patrzyła na niego bez żadnego wyrazu. Potem na siostrę, która też otworzyła szeroko oczy i wpatrywała się raz w niego raz w Daglezję. Na końcu spojrzał właśnie na nią. W jej morskich oczach była widoczna złość. Na jej sierści był widoczny ślad po upadku Pumy, śnieg pokrywał bardzo małą cześć jej rudego futra w okolicy łap. Bicolor bał się. Tak bardzo się bał!
Puma, zaniepokojony sytuacją, szybko podbiegł do Daglezji, chcąc wyjaśnić, że to był tylko wypadek. Widząc jej morskie oczy pełne złości, zrozumiał, że może mieć kłopoty. Chociaż przewrócenie się na nią było niezamierzone, czuł się winny i zdeterminowany naprawić sytuację. Patrzył na nią wielkimi, brązowymi oczami, próbując przekazać swoje przepraszam.
<Daglezjo? Czy wybaczysz Pumci?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz