Opuścił żłobek, pogrążony w myślach. Miał nadzieję, że Jaskółce z Krecik naprawdę uda się wpaść na dobre rozwiązania.
***
— Ostatnio cały czas coś mi się dzieje — zaśmiał się nerwowo, obserwując, jak Witka przechadza się po swoim legowisku. — Jak nie złapię żadnej choroby, to nagle mi się coś w źle ciele przestawia.
— Trudno się dziwić — mruknęła beznamiętnie vanka, teraz zanurzając głowę w składziku z ziołami. — Księżyce płyną…
Lider uniósł brwi.
— Chcesz mi przez to powiedzieć, że jestem stary? — parsknął nieco zaskoczony.
Calico zazwyczaj nie była zbyt rozmowna. A jeśli już, to zazwyczaj nie zaczynała zupełnie nowego tematu, niezbyt wygodnego dla rozmówcy. Czasem trochę przypominała mu Komara, w momentach gdy była bardziej szorstka, czy zirytowana. Chociaż powiedzenie czegoś takiego zdecydowanie nie byłoby w Owocowym Lesie interpretowane pozytywnie, on nie mógł określić tego jako jednoznacznie negatywne skojarzenie. Miał do tego jakiś dziwny sentyment. Częściowo gorzki, ale wciąż sentyment.
— Powinieneś bardziej brać to pod uwagę — Wzięła do pyska liście bzu i wróciła swojego do pacjenta, zaraz je przed nim upuszczając. — Wykonujesz jakieś ćwiczenia?
— Nie…? — odparł nieco zbity z tropu, czekając, aż szylkretka przeżuje medykament na papkę. — A powinienem? Myślisz, że serio już jest ze mną aż tak źle?
Teraz poczuł się nieswojo. Faktycznie jego sprawność ulegała pogorszeniu, a bóle mięśni bez bezpośredniej przyczyny zaczęły także go dotyczyć, jednak miał obecnie podejmować działania od razu kojarzone z tym…? Z aktywnością dla kogoś nie w pełni swoich sił? Bycie obiektem większej troski jedynie ze względu na wiek, zdecydowanie nie wydawało mu się atrakcyjne, zawsze przecież był świetnie wytrenowanym wojownikiem…
— Nic takiego nie powiedziałam. Ostatnio po prostu zaobserwowałam tę zależność razem ze Świergot. — Medyczka z precyzją rozprowadzała okład po jego łapie. — Choćby samo rozciąganie się pomaga w zachowaniu lepszej formy.
Agrest wymamrotał niezadowolone „dobra, dobra” w odpowiedzi, następnie przyglądając się w ciszy, jak kotka kończy swoją pracę. Że też wzięło ją na pogadanki akurat w takim temacie. Mogłaby go przynajmniej oszczędzić, wiedząc, iż jego zastępczyni także wylądowała tutaj z jeszcze gorszą przypadłością.
Kątem oka widząc, jak na jego miejsce wchodzi Gęgawa, udał się w głąb legowiska, aby odwiedzić leżącą tu od kilku wschód słońca Daglezjową Igłę. Jej stan kiedy tutaj trafiła zdecydowanie nie był do zbagatelizowania.
— Jak się czujesz? — zapytał, widząc, że jest obudzona.
— Och, teraz już znacznie lepiej. — Uśmiechnęła się z tym znajomym błyskiem w morskich oczach, jakiego nagle zabrakło, gdy się rozchorowała.
Czekoladowy odwzajemnił się tym samym, wyraźnie widząc, że ruda już niemal powróciła do pełni zdrowia.
***
Zamruczał głośno, kiedy córeczka wtuliła się w jego futro. Niezmiernie cieszył się z faktu, że aktualnie już znacznie lepiej reagowała na inne koty, a przede wszystkim własnego tatę oczywiście. Zastanawiał się, czy szkolenie z Sówką mogło na to wpłynąć, czy może zwyczajnie wraz z wiekiem szylkretce udało się bardziej zsocjalizować. Niezależnie od przyczyny chyba powinien podziękować czekoladowej, gdyż progres naprawdę był widoczny. A to oznaczało, że nawet jeśli kotka nie wymyślała młodszej zadań w tym kierunku, to przynajmniej zdecydowanie nie hamowała jej rozwoju. Agrest miał powód do dumy.
— Tato, nie idzie mi w treningu, a w moim wieku Sówka już została mianowana. A ja jeszcze nie jestem gotowa. Proszę, nie pozwól mi zostać stróżem… — wychlipała Migotka, dziwnym trafem nawiązując do jego myśli.
Cóż, kotka mogła i świetnie się rozwijać w sferze psychospołecznej, ale nabywanie umiejętności potrzebnych do funkcjonowania w ich wspólnocie również było kluczowe. Może rzeczywiście powinna rozważyć zmianę ścieżki szkolenia, jeśli ta sprawiała jej trudność?
— Wiesz, rola stróża wcale nie jest niczym złym. — delikatnie zwrócił jej uwagę, kładąc łapę na kremowym ramieniu. — Drugi tata nim był przecież, twoja siostra także świetnie sobie radzi na tej pozycji. Natomiast to, jak niektórzy niesłusznie spoglądają na tę rangę, nie ma znaczenia. Ważne jest, abyś robiła to, w czym czujesz się dobrze.
— Ale to nie o to mi chodzi! — Po łaciatych policzkach spłynęły łzy. — Ja najbardziej chcę być zwiadowcą, nie kimś innym! Ja naprawdę lubię te treningi, ja po prostu… uczę się trochę wolniej.
Och. W tym wypadku sęk tkwił w czymś zupełnie innym.
— Hej, hej, spokojnie — ostrożnie objął kotkę ogonem, chcąc ostudzić jej emocje — źle cię zrozumiałem, przepraszam. Jak najbardziej mogę ci dać więcej czasu — zapewnił.
W życiu nie pozwoliłby przecież na to, żeby jego córka skończyła w profesji, w której nie jest szczęśliwa. Żadnemu ze swoich dzieci by nie pozwolił. Nawet jeśli ich szkolenie miałoby potrwać jeszcze ze sto księżyców!
Nie mógł jednak powiedzieć o tym Migotce, by przypadkiem nie odbierać potrzebnej jej motywacji. Sam zresztą nie chciał, żeby kotka nosiła tę rangę o wiele dłużej. Łagodniejsze traktowanie na pewno nie pociągnęłoby za sobą przychylnych spojrzeń…
— Naprawdę? — Tortie pociągnęła nosem, powoli podnosząc uszka do góry.
— Oczywiście — uśmiechnął się ciepło — ale pamiętaj, by odpowiednio wykorzystać ten czas, dobrze? Właściwie, czy jest coś, co w szczególności sprawia ci trudność? Może dodatkowy mentor okazałby się dla ciebie pomocny? — zastanawiał się. Był gotów zastosować wszelkie możliwe środki, by tylko jego pociecha mogła objąć taką rolę, jaką sobie wymarzyła. — Powiedz mi, co mogę dla ciebie zrobić.
<Migotko?>
Wyleczeni: Agrest, Daglezjowa Igła, Gęgawa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz