*jeszcze przed zimą*
Zaranna Zjawa ruszyła przed siebie, a już po chwili jej burą sylwetkę oblała ciemność.
Weszły do środka - w tunele spowite mrokiem. Na pewno nie wszystkie były zbadane - było ich w końcu dużo. Trzeba było jednak poznać to, co poznała wcześniej reszta klanu i przekazała następnym pokoleniom. Dalej pamiętała własny trening, gdy to ona uczyła się ich rozkładów pod okiem Ostrej Kostrzewy. Ciemność tuneli jednocześnie przerażała i koiła. Było w nich tak cicho, że usłyszeć można było jedynie najcichsze, najbardziej liche dźwięki, które normalnie umknęłyby kotom. To mniejsce było idealnym do wyciszanie się i do rozmyślań. Studziło jej emocje, gdy już je znała. Zawsze jednak miała do niego szacunek – było bowiem niebezpieczne i tylko dzięki wiedzy mogła wchodzić do niego bez większych obaw.
Do nosów obu kotek wdzierał się zapach wilgotnej ziemi, a także rozkładającej się materii organicznej - martwych istot, mniejszych, czasami zdarzało się, że ciut większych, których ciała dostały się tutaj. Czy to dżdżownice, które zakończyły swój żywot na przykład zaatakowane przez kreta, czy to pojedyncze futrzaste stworzenia, które zagubiły się w tunelach lub po prostu wybrały to miejsce na swą mogiłę.
W głuchej ciszy słychać było wszystko - począwszy od oddechu, skończywszy na spływającej po ścianach wodzie.
— Będąc w tunelach, trudno jest polegać na zmyśle wzroku. Jest tu bardzo mało światła, przez co niewiele widać; czasem dostrzec można błysk skały, ale im dalej w głąb, tym powierzchnia, po której stąpasz, jest bardziej ci nieznana. To miejsce jest pełne tuneli, niektóre z nich wciąż są niezbadane. Nie znamy każdego połączenia — jej głos odbijał się echem, a przez ciszę tego miejsca również zdawał się głośniejszy, niż byłby normalnie — gdy jesteś w tunelach, nawet tych obcych, musisz zawsze pamiętać o dwóch faktach. Pierwszy - zawsze uważaj, po czym stąpasz, bo ni stąd ni z owąd zamiast podłoża pod łapą poczujesz pustkę, a potem uderzysz o ziemię znacznie niżej, jeśli w porę się nie cofniesz. Po drugie - zwracaj uwagę na zapachy, na powietrze. Im bliżej jesteś wyjścia, tym ono mniej gęste i więcej zapachów z powierzchni wyczujesz. Także gdy znajdziesz się blisko, zdarzyć ci się usłyszeć może chrobotanie nornicy czy królika, czy też nawet kocie rozmowy. Ostatnim znakiem bliskości wyjścia, niezależnie, gdzie na powierzchni się ono znajduje, jest światło. Czasem zmiana będzie ledwo widoczna - ale kluczowa, bo ona z tych wszystkich znaków stanowi najbardziej dosadny.
— Kroki burej odbijały się echem od ścian, łatwo znajdując drogę do uszu obecnych w tunelu istot.
— Rozumiem — odpowiedziała jej czarna spokojnie.
— Także gdy nie wiesz, nie jesteś pewna, gdzie jesteś, bo nie znasz tunelów, nigdy w nich nie byłaś, bo straciłaś orientację, albo gdyż postanowiłaś odkryć ich nowy zakamarek, wybierz stronę, którą chcesz iść. Nie odrywaj się od niej — miauknęła, następnie zbliżając się do lewej ściany, by ostatecznie się z nią zetknąć. — Wtedy nie stracisz przynajmniej wiedzy, jaką drogę pokonałaś od momentu, w którym wybrałaś stronę, jaką podążasz. Metodą prób i błędów może ci się udać znaleźć wyjście. Musisz być jednak wtedy... bardzo ostrożna — niespodziewanie szybkim ruchem łapy popchnęła pobliski kamień. Przez chwilę, dosłownie kilka uderzeń serca, nie było nic słychać. Dopiero po chwili do ich uszu dotarło echo uderzania odłamka o podłoże.
— Przepaści mogą być w miejscu, w którym najmniej się ich spodziewamy. Są wszędzie. Prawdopodobnie można je nazwać... najniebezpieczniejszą częścią tego miejsca. A raczej... można by było — stwierdziła, ponownie ruszając, by krótko potem zatrzymać się. — co słyszysz?
Zapadła cisza. Zaranna Zjawa przymknęła oczy, czekając na odpowiedź swej uczennicy. Towarzyszył jej przy tym szum podziemnego strumienia i urywany oddech uczennicy.
— Woda — padła odpowiedź.
Zaranna Zjawa zauważyła zmianę w Mrocznej Łapie od czasu ich pierwszego treningu. Nie tylko względem podejścia czarnej kotki do niej, ale także jej własnej cierpliwości. Oczywiście dalej była Mroczną Łapą, ale czekanie na walkę sprawiło, że chyba miała teraz więcej jej pokładów.
— Dokładnie — potwierdziła bura, siadając, co było dobrze słyszalne w ciszy tego miejsca, przerywanej tylko cichymi dźwiękami, które zdawały się nawet głośne przez brak innych, oraz ich własnymi głosami, które odbijały się od ścian — jest tu strumień. Uważaj jednak, bo droga do niego stąd to droga do śmierci. Jest bowiem w przepaści, z której spadnięcia raczej żadna z nas by nie przeżyła. Gdyby mieć szczęście, można by było skończyć jedynie z połamanymi kośćmi.
Usłyszała lekki ruch z tyłu, jakby ktoś kiwał głową.
— Dobrze — rozległ się głos czarnej nienapełniony żadną emocją.
Usłyszała, jak Mroczna Łapa robi krok w jej stronę.
Zaranna Zjawa postanowiła wykorzystać fakt, że już wcześniej słyszała spadające krople, by pokazać, nie, raczej opowiedzieć o innej rzeczy znajdującej się w tunelach jej uczennicy. Musiała się jednak najpierw upewnić. Uniosła łapę wzwyż. Nic nie wyczuła, więc wstała i przesunęła się do jednej ze ścian. Tam zaczęła dotykać łapą powierzchni, a po chwili na jej pysku pojawił się niewidoczny w ciemnościach uśmiech.
— Nad nami są nacieki. Zamieniają się one powoli w twarde stożki. Pewnego dnia mogą być śmiertelnie niebezpieczne. Trzęsienie ziemi, jakieś większe poruszenie w tunelach, a te spadną na koty pod nimi się znajdujące, wbijając w ich ciała — miauknęła te mroczne myśli, do których jednak już była przyzwyczajona, ponieważ takowe nawiedzały ją od dzieciństwa, następnie odkładając powoli łapę na ziemię, co było ledwo słyszalne przez chrobotanie podłoża — zostawmy je. Są jeszcze małe, a poza tym dosięgnięcie ich teraz, gdy są tak niewielkie, będzie trudne. A w ciemnościach z tą przepaścią i niebezpieczne — stwierdziła.
Usłyszała, jak jej uczennica przemieszcza się, dotykając łapą lewej ściany, aby powoli przemieścić się do przodu. Dobrze, zachowywała ostrożność.
Słyszała, jak młodsza stawia łapy, a pod nimi chrobocze przesuwana ziemia. Badała otoczenie, by na pewno nie zrobić sobie krzywdy. Słuchała jej najwyraźniej bardzo uważnie, z czego Zaranna była bardzo zadowolona. Dźwięki, jakie wydawała jednolita przy przemieszczaniu się zaczęły zmieniać położenie, z tego za nią, na coraz bliższe boku burej. Po chwili poczuła, jak wibrysy młodszej stykają się z jej futrem. Mroczna Łapa szybko się uczyła.
— Teraz przejdziemy dalej — zakomunikowała mentorka, następnie ruszając do przodu, starając się, by tępo było wolne, by czarna mogła wszystko przetrawić, skupić na otoczeniu i się nie bać, że jak zwolni, to mentorka ją opuści. W końcu wtedy mogłaby już nie wrócić na powierzchnię, a chyba żaden kot nie chciał tak skończyć.
Ruszyły dalej, tunel schodził powoli w coraz bardziej w dół i w dół. Tak samo najpewniej robił teren nad nimi. W wędrówce po ciemnych podziemiach towarzyszył im odgłos spadających kropli i cichnącego szumu strumienia. W pewnym momencie skręciły w lewo. Szły tak jeszcze dalej i dalej, coraz niżej i niżej. W pewnym momencie obie mogły usłyszeć jakieś poruszenie pośród ziemi, jakby coś odgarniało ją.
— To kret — miauknęła Zjawa. Od razu po jej słowach usłyszały, jak coś znów się porusza, a potem zapadła cisza. Czarny, nieomal ślepy zwierz najpewniej skrył się w swoim mniejszym, bezpieczniejszym tunelu, zaalarmowany jej głosem.
— To powierzchnia kojarzy nam się z życiem, nie podziemia. My widzimy je jako miejsce, gdzie trafiają martwi. Gleba pochłania nas i zasila naszymi ciałami, mięsem, rośliny rosnące w górze. Ale nie tylko je. Tam gdzie są truchła, są też zwierzęta je jedzące. Dżdżownice pożerają martwe liście i inne nieżywe części istot, a je jedzą krety oraz inne stworzenia, kopiące tunele pod naszymi łapami. Pod ziemią czasem można znaleźć także grzyby. To właśnie one, razem z roślinami, swymi korzeniami i grzybnią utrzymują ziemię nad nami. Bez nich ta byłaby sypka niczym piach i pogrążyłaby nas pod ziemią na zawsze.
— Rozumiem. Kontynuujmy — głos młodszej dalej był spokojny.
Ciągle wracała do tej śmierci i złego losu. Ach, czyżby zamieniała się w Stokrotkową Polanę? Zestokrotkowała się?
Nastała głucha cisza. Członkinie Klanu Wilka podążały przed siebie do przodu, ramię w ramię. W powietrzu zaczęło dać się wyczuć większą wilgoć, a kotki mogły poczuć, że ich futra lekko poruszają się przy słabych podmuchach powietrza. Był to wynik panującej obecnie pory.
— Co czujesz? — spytała Zaranna.
— Deszcz. I... coś jeszcze — na chwilę przerwała, by potem niespodziewanie powiedzieć — Borsuk — powiedziała lodowato.
Zaranna Zjawa gdy tylko te słowa wybrzmiały nastroszyła się. Faktycznie, gdy pociągnęła mocniej nozdrzami, doszedł do niej ledwo wyczuwalny zapach niebezpiecznego zwierza.
Jak mogła tego nie zauważyć? Przecież była mentorką, odpowiadała za ich bezpieczeństwo! Gdyby Mroczna Łapa nie wyczuła tego zwierzęcia… mogłyby pójść za daleko i nim by zdążyły uciec zostać zaatakowane. W takich ciemnościach Mroczna Łapa mogła się zgubić. Wtedy już by się raczej nie znalazły, a pojedynczo większych szans ze szponiastym zwierzem nie miały.
Dlaczego nie wyczuła go wcześniej? Za mało się starała? Znów czuła to napięcie wewnątrz, ale nie takie spowodowane zagrożeniem, nie. To było poczucie niedoskonałości, nie bycia wystarczającą. Ukończyła szkolenie. Została wojowniczką. Potem Kultystką. Medyczką. A dalej te uczucia wracały, mimo, że teraz sama miała kogoś pod skrzydłem. Czuła się okropnie, okropnie ze samą sobą.
— Zawracamy — miauknęła z powagą.
Usłyszała potrząśnięcie głową.
— W porządku — powiedziała córka lidera i zrobiła krok w tył.
Ruszyły w inną stronę, w głąb tunelów.
Szły w głąb tunelów, a potem skręciły w jeden z nich. Przez jakiś czas znów było cicho i głucho. Zaranna nasłuchiwała i wąchała, skupiona na celu, nie chcąc znów się pomylić, nie chcąc znów zawieść, czuć się niedoskonałym ścierwem. Nie usłyszała jednak nic poza ich krokami i oddechami, ani nie wyczuła nic poza normalnymi zapachami oraz coraz mocniejszą wonią powierzchni.
Miała nadzieję, że więcej się tak nie pomyli.
Po jakimś czasie w końcu dostrzegły wyjście z tuneli, które dawało o sobie znać lekkim polepszeniem widoczności. Z każdym krokiem robiło się coraz jaśniej, a już po chwili obie kotki wyszły, z starszą z nich na czele.
Gdy tylko znalazły się na powierzchni, której światło swoją drogą lekko oślepiło burą, ta chciała coś powiedzieć, ale wtedy...
Dostała ziemią prosto w pysk.
Z jej gardła wydał się pomruk, gdy tylko gleba trafiła w jej głowę, bura zaczęła strzepywać ją z siebie i wypluwać te fragmenty, którym udało się dostać do pyska.
Dostrzegła kątem oka kota, a do jej nozdrzy dotarł znajomych zapach szczurzego cienia. Dopiero teraz usłyszała rozgrzebywanie przez niego gleby, nagle zatrzymane przez odgłosy, jakie wydawała z siebie poszkodowana wojowniczka.
Jej uczennica wyskoczyła przed nią. Po chwili do uszy dalej strzepującej i wypluwającej ziemię Zarannej, bardziej skupionej na tym, że chyba coś jej wpadło nie tam, gdzie trzeba, usłyszała głos Mrocznej Łapy.
— Co ty sobie wyobrażasz? — zawarczała terminatorka lodowato podchodząc do Szczurzego Cienia - Szukasz kłopotów? — słyszała, jak wojownik się cofa — Obsypujesz ziemią naszą wojowniczkę! Błękitna Gwiazda nie będzie zadowolony. Złamałeś właśnie kodeks wojownika, Szczurzy Cieniu. Nie ujdzie ci do na sucho — wyszczerzyła kły groźnie.
I wtedy właśnie Zaranna Zjawa poczuła i wiedziała już, co jej wpadło do gardła.
Dżdżownica.
To była cholerna dżdżownica.
Zaczęła niekontrolowanie kaszleć, po pierwsze, bo jej organizm sam chciał się pozbyć niebezpiecznego ciała obcego, po drugie dlatego, że opanowało ją czyste przerażenie sytuacją. Z trudem nabierała powietrze, czując, że zaraz się chyba udusi, albo zejdzie na zawał, albo oba. Charczała, próbując wyrzucić z siebie robala.
— Odejdź, Szczurzy Cieniu. Dość już uczyniłeś — miauknęła zimno Mroczna Łapa i podeszła do krztuszącej się mentorki. Przylgnęła do jej boku okazując jej wsparcie.
To o dziwo nieco uspokoiło Zaranną Zjawę. Poczuła, jak młodsza lekko szturcha ją głową, i to chyba pomogło, bo nie czuła już w gardle tego… robala. Chyba go wypluła. Miała nadzieję, że go wypluła.
To było straszne uczucie, gdy twoje ciało chcąc cię chronić, zdzierało ci gardło i uniemożliwiało zabranie pożądnego tchu, więc Zaranna Zjawa poczuła ulgę, gdy w końcu udało jej się przestać kaszleć. Czuła chrypę. Ale Mroczna Łapa była obok. Mentorka spojrzała na nią pistacjowymi oczyma. — Dzi-dzięki — wycharczała, bo chyba zdarła sobie gardło.
Była wdzięczna uczennicy. Próbowała ją wesprzeć, a to bardzo się dla niej liczyło. Niegdyś bura nie pomyślałaby, że młodsza jest zdolna do takiego rodzaju współczucia, szczególnie wobec niej. Dawniej miały napięte relacje. Teraz było inaczej, choć młodsza dalej nieraz nazywała ją Zjaraną Zjawą.
— W porządku. Lepiej już wracajmy do obozu — powiedziała.
Tak też skierowały tam swoje łapy, a podczas drogi, Zaranna rozmyślała nad wszystkim, co się dzisiaj stało.
Mroczna Łapa nie tylko stała się lepsza w fachu wojownika, uzyskała więcej cierpliwości, ale też stała się bardziej empatyczna. A to trzeba było cenić w Klanie Wilka zdaniem Zarannej Zjawy. Doszła do wniosku, iż chyba wolała wojownika choć z krztą empatii, niż takiego, który by nie miał jej za grosz, ale był silny jak dziesięć kotów.
A Mroczna Łapa nie tylko miała tą empatię, ale też umiejętności.
Tak. Była już gotowa.
<Mroczna Łapo? Czas na walkę>
[2020 słów + nawigacja w tunelach]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz