Wieści, które przyszło im podsłuchać nie były, ani trochę dobre. Goshenit zniknęła. Mogła zostać porwana, albo gorzej.
Niepewnie spoglądał na Jeżyk, dostrzegając jak mimika pyska matki się całkowicie zmieniła. Usiadł tuż obok Cynii, stykając się barkiem z kotką i wymienił z nią porozumiewawcze spojrzenie.
— Znajdziemy ją. — Wypowiedział te słowa z drobnym uśmiechem na pysku, chciał pocieszyć zmartwioną kotke.
Był kocurem, a przede wszystkim był bratem i synem. Kotki mogły na niego liczyć, a Jerzyk poprzysiągł wywrócić Betonowy Świat do góry nogami, aby odnaleźć swoją zaginioną siostrzyczkę.
***
Od rozmowy z nieznajomym kotem minęło trochę czasu, lecz na samo wspomnienie jego słów Jerzyk denerwował się. Nie chciał mu przyznać racji dotyczącej tego, że kotka z własnej woli zostawiła rodzinę i pozostałych członków Kamiennej Sekty. A właśnie, skoro o nich mowa. Pogodzili się, że arlekinka odeszła. Nie raz widział jak matka szeptała w nocy modlitwę, aby zmarłe dusze miały w opiece zaginioną kotkę.
Jeżyk musiała zdawać sobie sprawę z obecności syna od początku, bo gdy wszedł do szopy nie wyglądała na zaskoczoną.
— Nie chciałem przerywać…
— Już skończyłam. — miauknęła przenosząc spojrzenie na zapasy ziół. Zmieniła temat. — Jutro udasz się razem ze mną uzupełnić zapasy przed porą nagich.
— Muszę?
— Tak, musisz. Jeśli chcesz ukończyć trening musisz zdobyć podstawową wiedzę medyczną. Nie wzbraniaj się przed nią. — westchnęła spoglądając na syna karcąco
Znowu ten sam temat. Znowu matka starała się go zmusić do nauki ziół, za którymi ani trochę nie przepadał. Ostatnim razem całe szczęście skończyło się tylko na dostarczeniu nasion maku pacjentowi w postaci syna pieszczoszki, jednak wiedział, że tym razem matka mu nie popuści. Musiał liznąć chociażby podstawy, aby szylkretka mogła być z niego dumna. Chciał żeby była.
— Zgoda. Niech będzie. — burknął niepocieszony wizją nauki nazw ziół. Wystarczyło mu do szczęścia, że wiedział co to jest i jak wygląda kocimiętka. — Ale tylko same podstawy podstaw. Jeszcze tego by brakowało, aby koty z okolicy myślały, że wspaniały Jerzyk upadł na głowę i zamiast słodkiego zapachu kwiatów nagle postanowiłem się nacierać przykładowo liśćmi bzu.
***
Wraz z innymi kotami z Kamiennej Sekty wybrał się na wielkie uzupełnianie zapasów. Na ich szczęście, w przeciwieństwie do kotów z klanów zioła mieli na wyciągnięcie łapy. W dziwnych szklanych domach niektórzy ludzie mieli rośliny w dziwnych, brązowych twardych przedmiotach. Ktoś to ustrojstwo nazwał doniczką, jeśli się nie mylił.
Nim udało mu się pochwycić zioło, po które matka go wysłała, oczywiście musiał zajrzeć i do Kasztelanu. I żeby było tego mało, dzięki ryzyku i wzięciu udziału w zakładzie udało mu się zdobyć mały, żółty kwiat o owalnych liściach. Jastrzębiec leśny, czy jakoś tak. Ponoć działał podobnie jak kocimiętka, ale był od niej słabszy.
— Marna to nagroda, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma… — Spoglądał na roślinę, którą udało mu się wygrać, a tuż obok niej leżała roślina, na której zależało bardzo jego matce
Chwyciwszy obie rośliny w pysk pomknął z powrotem, prosto do gniazda Cynamonki, czy też tak właściwie szopy, w której przyszedł na świat.
***
Dłużyła mu się nauka medycyny, oj dłużyła. Nawet jeśli miał liznąć tylko te podstawy. Bo inaczej nie dostąpi zaszczytu mianowania na pełnoprawnego członka Kamiennej Sekty. Planował to zrobić wcześniej, o wiele wcześniej. W końcu był wspaniałym Jerzykiem, potomkiem Bylicy. Lecz Skowronek nie chciała się zgodzić na ceremonię, dopóki nie wymieni z pamięci czterdzieści roślin i nie powie na co one są, jak wyglądają i gdzie je można spotkać. Aż go głowa od tego rozbolała, a czujny wzrok Skowronek sprawił, że mu się wszystkiego odechciało.
— No to ten… eee… o już mam. Jastrząb leśny!
— Jastrzębiec leśny… — poprawiła go Kamienna Szamanka
— Tak. Jastrzębiec…. Ma małe owalne liście, a kwiat w kolorze żółci. Może też być ciemniejszy, pomarańczowy, jak twoje oczy cioteczko.
— Dobrze. Jaki jest sposób użycia jastrzębca?
— Zjedzenie, dzięki czemu poprawia humor. No i jeszcze leczy kaszel. — dodał pośpiesznie widząc spojrzenie szylkretki. — Jest jeszcze… Mak. Czerwony kwiat. Jego ziarna pomagają w zasypianiu i łagodzeniu szoku oraz bólu… Najczęściej można go spotkać na łąkach, obrzeżach miasta — miauknął dumnie wypinając pierś — W okolicy Złotych Kłosów można go najczęściej spotkać.
Ciotka skinęła łebkiem, a po jej wyrazie pyska wszystko wskazywało na to, że wraca jej wiara w dziecko siostrzenicy.
— A powiedz mi… w jaki sposób przenosimy wodę?
— Pfff… — parsknął słysząc, jakiś banalne pytanie mu kotka zadała. Jeszcze trzydzieści siedem pytań, a właściwie trzydzieści sześć, licząc jego wiedzę na temat kocimiętki i będzie mógł być mianowany w Kamiennej Sekcie. — Mech oczywiście służy do przenoszenia płynów. Można jeszcze spróbować z liściem, ale łatwiej z niego wylać wodę i źle się go trzyma… Tak, ostateczna odpowiedź to mech.
Odpowiadał na pytania kotki, starając się błyszczenie jak najjaśniejsza gwiazda, jaka chodziła po Betonowym Świecie. Jeśli miasto byłoby bardziej podobne do klanów, z których pochodził jego ojciec na pewno zostałby ochrzczony Jerzykową Gwiazdą. Tak, tak musiało być.
— Dobrze Jerzyku. Dzisiejsze odpowiedzi oceniam na dobry.
— Dobry? A nie bardzo dobry?
— Dobry. Musisz jeszcze doszlifować swoje umiejętności. Pamiętaj, że w Kamiennej Sekcie nie tylko liczy się teoria, ale i praktyka.
— Tylko, że u nas nikt nie choruje… — fuknął szurając ogonem po podłożu — Mam latać po całym mieście i szukać jakiegoś chorego kota, któremu będę mógł pomóc? Ciociu! Ech!
***
Wraz z matką pomógł w przyjściu na świat aż szóstce małych szczurów, które miały w przyszłości zasilić jeden z gangów w mieście. Gdy Jeżyk pomogła świeżo upieczonej matce wymyć swoje kocięta, kocur przez cały czas przyglądał się im zdegustowany.
— Jak też tak wyglądałem? Jak jakiś robal? — spytał z obrzydzeniem, miał nadzieję, że nie. Jeszcze tego by brakowało, aby ktoś mu wypomniał, że kiedyś też był taką małą glizdą. — Ochyda.
— Jerzyku! Zachowuj się… Przepraszam za niego. — westchnęła matka, przysuwając pod bok kremowej kotki ślepego kociaka
Bury podał karmicielce zioła, i tyle. Jego robota na tę chwilę była skończona. Nie miał ochoty rozmawiać o kociakach, nie to co jego matka. Starsza udzieliła porad na co przez pierwsze księżyce młoda matka powinna zwracać szczególną uwagę oraz zasugerowała przeniesie się z ulicy do jakiegoś opustoszałego budynku. Porą nagich drzew była bliżej niż można było się spodziewać. A zimne noce ani trochę nie były dobre dla nowo narodzonych kociąt.
— Może Fasola pozwoliłaby zamieszkać im u siebie… — podjął w pewnym momencie, niby od niechcenia — Tylko pewnie by oczekiwała zapłaty. Podwójnej…
— To dobra pomysł. Porozmawiasz z nią?
Przytaknął. Niemal natychmiast udał się do wspomnianego kota, prosząc o azyl dla kotki i jej kociąt.
— [...] Fizia, jedna dorosła kotka i szóstka koci…
— Ile?! — wykrzyknęła starsza kocica — Czy ty siebie słyszysz?! Szóstka to nie dwójka, wiesz ile z nimi problemów będzie. Nie mam zamiaru słuchać przez księżyc ich zawodzenia co noc. A za kolejny księżyc będzie ich wszędzie pełno, jak robactwo się rozprzestrzeni po moim schronieniu… zniszczą moje skarby… Ta przysługa będzie dużo kosztować, zdajesz sobie z tego sprawę.
— Tak. Kamienna Sekta pomoże.
— Dobrze. Przyprowadźcie ją i jej szóstkę… kociąt
***
Przyglądał się jak pieszczoszka przeżuwa liście rośliny o białych kwiatach. Podbiał pospolity. Chyba tak to się nazywało.
— No to ja już będę się zbierał… — miauknął chcąc się jak najszybciej ulotnić z widoku
— Poczekaj. Chciałabym z tobą porozmawiać Jerzyku. — miauknęła miło, tak samo się uśmiechnęła do syna Jeżyk, a mimo to po karku kocura przeszedł dreszcz
— A ja się właśnie spieszę… mama jeszcze prosiła, abym zaniósł coś Kremówce i Duszkowi… potem możemy porozmawiać. Obiecuję!
Czmychnął, gdzie pieprz rośnie chowając się w szopie. Nie widziało mu się rozmawiać z matką swojej partnerki sam na sam. Nie gdy nie było w obecności Miedzi, bądź jego matki. Odkąd cynamonowa szylkretka przekazała mu słowa Cynamonki, wolał nie podpadać starszej.
***
Kremówka i Duszek doszli do siebie, po zastosowaniu szybkiej kuracji. A Jerzyk jak przystało na posłańca, przynosił im zioła doglądający czy, aby na pewno z nimi wszystko w porządku. Lekarstwa mamy pomogły. Nie musieli udawać się do tej dziwnej kobiety, która dziwnie pachniała. Dziwił się, że starsza pieszczoszka jako jedyna przyjaźnie się o niej wypowiadała, wspominając jak czule, niczym druga matka, dwunożna obchodziła się z jej kociakami na badaniach.
— Dobrze, że ze mną tak czule się dwunożni nie obchodzą, bo wyglądał bym jak Lilia… — rzucił śmiejąc się z siostry swojej partnerki, która na ten komentarz lekko go szturchnęła łapą — Jesteś pewna, że nie zostaniesz ciocią? Wygląda jakby spodziewała się kociąt. I to chyba dwunastki. Jest przeogromna, jak beczka!
— Lilia i kocięta? — zamyśliła się po czym pokręciła głową — Nie. Na pewno nie. Ona zawsze była taka okrągła, od małego. To przez brak ruchu i obżarstwo.
— Ale żeby aż tak… rany — mruknął pocierając łapką pysk — Jeszcze trochę i będzie konkurować ze mną. A to ja miałem być największy i najwspanialszy. Będę musiał z nią stoczyć pojedynek i przegonić ją z dzielnicy, chyba, że znajdziemy na to jakieś inne rozwiązanie.
***
Zdał celująco test Skowronek. To znaczyło, że był już mały kawalątek od zostania mianowanym. Puszył się dumny każdemu mówiąc, że udało mu się nauczyć medycyny, tak jakby zgłębił jej wszystkie tajniki.
— Spójrz Cynia… mimo przykrości jakie nas spotkały, to jednak koniec końców wszystko się jakoś ułożyło… zaraz będziemy mianowani, ja mam partnerkę… Ach życie jest piękne! — miauknął do siostry przeciągając się na dachu szopy
— Co w tobie Miedź widzi to ja nie wiem… — pacnęła łapą brata, po czym się roześmiała — Ani ładny, ani brzydki, tylko taki pospolity
— Czyli najlepszy — ziewnął. — To pewnie moje uszy jej się spodobały. One od małego robiły furorę. Pędzelki antenki… pewnie ci smutno, że ich nie masz i dlatego mi dogryzasz
— Oj, jeszcze czego. Przynajmniej nie wyglądam jak pajac!
Wyleczeni: Cynamonka, Duszek, Kremówka
[trening med 1539]
Koniec sesji, siostra NPC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz