Szła cierpliwie na równi z mentorką, która szybkim krokiem przemierzała ulice miasta. Dzięki treningom z Bastet Geza nabrała sprawności i teraz kolejne kroki pokonywała szybko i zwinnie, czasem żałując, że nie mogła poruszać się na dachach, gdy wędrowała z Agoną. Sztuka Matki zaczęła ekscytować ją do tego stopnia, że po dachach szwendała się praktycznie zawsze, gdy tylko miała wolny czas. Ostatnia rozmowa z Matką wciąż tkwiła w jej umyśle i zapełniała dużą dziurę, która była tam od całych księżyców. Czyżby jednak Bastet ją kochała? A może Geza była dla niej tylko cenną kartą przetargową, która mogłaby być przydatna? Nie znała odpowiedzi na to pytanie. Wciąż czuła się nieswojo po ostatnim wieczorze na dachach, ale jednocześnie, jakby odzyskała pewną cząstkę siebie, której nie miała od urodzin - być może rodzice naprawdę widzieli w niej wartość, być może naprawdę mogła przysłużyć się ich sprawie. Kiedyś nieustannie rozmyślała nad losem rodzeństwa - dziś, praktycznie się o nich nie martwiła.
Ach. Braterska rywalizacja, w której każdy z nich miał na celu przejęcie majątku. Matka zawsze miała rację - również i wtedy, gdy mówiła, że w mieście wszyscy są chciwi, a chciwość to cecha, która była wszechobecna jak Potwory poruszające się po ulicach miasta.
"Nie pozwól, by twoje posiadłości cię posiadły", powtarzała sobie w myślach to, co usłyszała kiedyś od Bastet. Im więcej księżyców mijało, tym Geza bardziej czuła, że popada w ten sam wir chciwości i żądzy posiadania, w jakim byli wszyscy najmożniejsi panowie miasta. To było zwykłe łakomstwo, które mogło poprowadzić cię ku wygranej lub doprowadzić do rychłego upadku. Matka kazała jej posiadać jak najwięcej, ale unikać tego, by to zakręciło jej w głowie. Miała nauczyć się tego, że czegokolwiek w życiu by nie dotknęła, wszystko to straci. Miała wrażenie, że ojciec często o tym zapominał.
Z rozmyślań wyrwał ją głos białej kotki, której szyję zdobiła przewiewna czarna chusta.
— Dotarłyśmy.
Geza przefiltrowała spojrzeniem obraz, który ukazał się przed jej oczami. To był miejski park, nieduży, ale pełny traw, drzew, drewnianych ławek, roślinności i ptaków, które latały od krzaka do krzaka, jakby uporczywie czegoś szukały. Nie było tutaj Wyprostowanych - deszczowa i ponura pogoda musiała ich pewnie odstraszyć. Cieszyła się z tego faktu, ponieważ niekiedy przychodzili ze swoimi psami, a tych wolała nie spotkać na swojej drodze.
— Twoje zadanie jest proste - upolować ptaka. Przesiadują tu całymi gromadami kawki, więc nie powinno to stanowić dla ciebie problemu.
Betelgeza przekręciła głowę skonsternowana.
— Nie miałyśmy dziś przypadkiem uczyć się walki?
— To, że ptak ma skrzydła nie znaczy jeszcze, że umie latać — miauknęła kotka, ale nie wyjaśniła, co dokładnie miała na myśli. — Masz złapać jednego z nich żywego.
Zdziwiła się takim specyficznym poleceniem. Już sam fakt, że miała polować w chwili, gdy mentorka zapowiedziała jej lekcję walki był zadziwiający, a co dopiero życzenie, by zachowała życie łupu. Nie pokazała po sobie swojego zaskoczenia, a ruszyła do przodu. Nie musiała nawet tropić ptaków, ponieważ przesiadujące w parku kawki były doskonale widoczne. Wystarczyło tylko złapać jedną z nich w najbardziej dogodnym momencie, a umiejętności łowieckie miała już wyćwiczone, więc to nie powinno być dla niej wyzwaniem. Szła za najbardziej intensywnym zapachem, który poprowadził ją do najbliższej kawki. Uniosła prawą łapę i wbiła wzrok w ptaka, jakby próbując przewidzieć ruch podyktowany przez jego refleks. Wystrzeliła do przodu jak z procy i w normalnych okolicznościach przegryzłaby tchawicę ptaszyska, jednak tym razem złapała go za skrzydło. Przez pierwszą chwilę ciężko było utrzymać ptaka w pysku, gdyż ten wyrywał się, miotał i trzepotał energicznie wolnym skrzydłem. Nie udało mu się jednak wyrwać.
Agona wysunęła brodę, otaczając ją tym swoim ciepłym, władczym uśmiechem.
— Wspaniale. Teraz pozbądź się jego skrzydeł.
Kotka uniosła głowę zaskoczona.
— Wyrwij mu skrzydła. — powtórzyła mentorka głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Przez pierwszą chwilę uczennica zdawała się skonfundowana, ale w następnej - położyła swoją łapę na tułowiu ptaka i oderwała jego skrzydło. Metaliczny swąd krwi drażnił jej nos.
— I drugie.
Przewróciła ptaka na bok i oderwała drugie ze skrzydeł. Ciemna, szkarłatna krew polała się ciurkiem, plamiąc jej ciało i trawę gęstymi grudkami. Kotka zadrżała, gdy puściła poranione, wykrwawiające się zwierzę, które darło się w panice i skrzeczało tak mocno, że po chwili zdarło sobie gardło i struny głosowe. Przeraziło ją to, że intensywny zapach krwi i posmak, który czuła na języku nasycił i wyostrzył jej zmysły.
Jej ciału się to podobało, ale umysł błagał, by przestała.
Ptak wyglądał żałośnie, ze skrzydłami rozczłonkowanymi od tułowia splamionego potężną fałdą tryskającej stale posoki. W ten sposób wyglądał bardziej jak żałosna kula piór i mięsa, niż zwierzę, którym jeszcze przed chwilą było.
To było straszne.
Równie straszne, jak sam widok ptaka, który skakał nieudolnie na małych nóżkach, próbując uciec.
— Dlaczego każesz mi to robić? — miauknęła drżącym głosem, patrząc na marną ptaszynę. Agona podeszła do niej niewzruszona, kierując spojrzenie na ptaka.
— Teraz urwij mu głowę — zażądała. — Wykręć ją.
Gdy przez dłuższy czas stała w bezruchu, wbijając spojrzenie w zmasakrowanego ptaka, Agona popchnęła ją, zmuszając do tego, by skrzywdziła go po raz kolejny.
Gdy złapała ptaszynę za szyję, nie miała ona już nawet siły, by wrzeszczeć. Musiała stracić dotąd mnóstwo krwi. Betelgeza zamknęła oczy, by nie patrzeć na potworność, jaką zamierzała zrobić i ukręciła zwierzęciu łeb.
Gdy poczuła, jak coś chrzęści pod naporem jej kłów, miała ochotę zwymiotować. Czuła się potwornie z myślą, że zamiast zabić zwierzę od razu, męczyła je, zadając niepotrzebny ból.
— Po co to wszystko? — zapytała. — Nie rozumiem. Nie można było zabić ją od razu i oszczędzić jej cierpienia?
Agona wpatrywała się w truchło zadowolonym spojrzeniem. Zaraz machnęła ogonem i obróciła się w stronę ulicy, z której tu przyszły.
— Wkrótce się przekonasz. A teraz chodź. Jest ktoś, kogo chcę, abyś poznała.
* * *
Nie wiedziała, o kim mówiła mentorka, dopóki, po dość długiej wędrówce ulicami miasta, nie ukazała im się młoda kotka. Na oko wyglądała, jakby mogła być w wieku Betelgezy. Większość jej ciała pokrywała biel, a jedynie na ogonie, szyi i czole zdobiły ją bure łaty. Miała żółte oczy, podobnie jak sama Agona. Na pierwszy rzut oka nieznajoma wydawała się dość sympatyczna.
— To jest Greta, jedna z moich córek — przedstawiła ją Agona. — Greto, to Betelgeza, o czym, zakładam, już wiesz.
Greta skrzyżowała łapy, kłaniając się nisko.
— To zaszczyt widzieć córkę Jafara na własne oczy. Mam nauczyć cię medycyny.
Betelgeza otworzyła szerzej oczy. Coś jej tu nie grało. Rzecz jasna, nauczenie się wiedzy medycznej miała w planach już dawno, ale czy Agona nie wspominała ostatnim razem, że dzisiejszy dzień miał być poświęcony treningowi walki? Czyżby zmieniła zdanie? Czemu więc jej nie poinformowała?
— Zostawię was ze sobą, a gdy słońce sięgnie zenitu, wrócę po ciebie, Betelgezo.
* * *
— To jest kocimiętka — poinformowała Greta, wskazując na zioło o włochatych listkach, już jakiś czas po tym, jak udały się do opuszczonego podwórza. Kiedyś mieszkali tu Wyprostowani, dziś miejsce to powoli przejmowała natura, stąd też było tu sporo roślin, które w pobliskim opuszczonym domu buro-biała kotka składowała. Już od dobrych kilku godzin siedziały tutaj, powtarzając cały ten kanon ziół i medykamentów. — Często rośnie w pobliżu domów Wyprostowanych i dobrze działa na psychikę. Twój ojciec musi coś o tym wiedzieć.
I bura zachichotała, a Betelgeza nie mogła powstrzymać lekkiego uśmiechu.
— Leczy też różne rodzaje kaszlu, zwłaszcza Zielony Kaszel. Wystarczy ją spożyć w odpowiednim czasie, zanim choroba zacznie szybko postępować. Nie wyleczy jedynie Czarnego Kaszlu, ale może załagodzić jego objawy. Prawdopodobnie nie zapobiegnie jednak śmierci.
Zapamiętała nazwę i wygląd zioła, starając się spamiętać również jego zastosowanie. Wiedziała, że ojciec używał go do swoich psychoaktywnych mieszanek ziołowych, z których zasłynął w obrębie całego miasta.
— A to? — Betelgeza wskazała łapą roślinę o fioletowych kwiatach. — Co to za zioło?
Greta przysunęła do siebie charakterystyczny, podłużny kwiat, którego przyjemna dla oka barwa cieszyła zmysły.
— To czyściec. Używamy go, by wzmocnić się przed podróżą. Dodaje siły i wzmacnia ciało. Również można go znaleźć u Wyprostowanych.
Następnie przysunęła do siebie kłębek ciasno splecionych, białych nici pajęczyn oraz zwitkę rozłożystych, sztywnych liści jakiejś rośliny.
— To pajęczyny i liście nagietka. Używamy ich do tamowania krwawienia i opatrywania ran. Po odkażeniu miejsca rany, co można zrobić na wiele sposobów, na przykład używając maści z konkretnych ziół czy wyciskając z nich soki, nakładamy na nią liście nagietka i szczelnie owijamy pajęczyną, tak, by okład utrzymywał się, był stabilny i przede wszystkim spełniał swoją funkcję - nie przepuszczał krwi.
Na moment Greta zamilkła, dając Betelgezie więcej czasu na to, by przyjrzała się medykamentom i zapamiętała ich wygląd oraz sposób użycia. Następnie przeszła do kolejnego zioła, które zdobiły barwne i przyciągające uwagę kolorowe kwiaty o przyjemnym zapachu.
— Oto naparstnica. W jej kwiatach znajdują się małe, czarne ziarenka, które w niewielkich ilościach mają lecznicze właściwości. Łagodzą i leczą choroby serca, ale w zbyt dużej ilości mogą doprowadzić do poważnych schorzeń. Musiałam się dużo namęczyć, by je zdobyć. Nie da się ich znaleźć tak łatwo wśród Wyprostowanych. Rosną w lasach, a, cóż, nie lubię zapuszczać się za granice Betonowego Świata.
— Jak je zdobyłaś? — spytała zainteresowana Geza.
— Och, to proste. Po prostu przehandlowałam je za trochę jedzenia.
— Byłaś kiedyś poza Betonowym Światem? — zaciekawiła się. — Jak tam jest?
— Dziwnie — stwierdziła kotka. — Podłoże nie jest twarde, a niebo i gwiazdy dobrze widoczne. No i praktycznie nie ma tam Wyprostowanych, psów, Potworów i innych nieprzyjemności. Ale to nie moje klimaty, a poza tym pałęta się tam mnóstwo lisów, borsuków, jadowitych węży i drapieżnych ptaków, które tylko czekają na łatwy posiłek.
— Mi nie jest śpieszno ruszać poza Betonowy Świat. Nie mam czego szukać w lasach — prychnęła. — Zresztą wątpię, abym kiedykolwiek mogła sobie pozwolić na jego opuszczenie. Mam tu zbyt dużo cennych rzeczy. Ty masz pewnie więcej czasu.
— I to o ile więcej! — zachwyciła się młoda kotka. — Matka należy do gangu, ale ja w życiu bym do żadnego nie dołączyła. Musiałabym stawiać się na każde polecenie i nie miałabym nawet czasu na zioła, a ja je wprost uwielbiam! Tutaj mało kto je docenia. Dla każdego najważniejsza jest walka i gangsterka. No cóż, przynajmniej nie zaglądają do mnie żadni nieproszeni goście.
— Mieszkasz sama? — zdziwiła się Betelgeza, a Greta pokiwała krótko głową.
— Mama nie ma dużo czasu, żeby się mną zajmować. Przychodzi co jakiś czas i daje mi jedzenie, które otrzymuje za swoje zasługi w gangu twojego ojca. Gdyby nie ona, pewnie pomarłabym tu z głodu! A tak mam co jeść i nie muszę nawet wychylać nosa spod swojego ogrodu. Nie chciałabym musieć jeszcze dodatkowo polować... Tak mam więcej czasu na to, by pracować nad ziołami. Robię z nich mieszanki! Może nie takie, jak twój ojciec... ale bardziej lecznicze. Chociaż podejrzewam, że niektóre mogłyby wywołać odwrotny efekt.
Na Wyprostowanych i Potwory, kotka wydawała się faktycznie zainteresowana tematem ziół. Ciekawe, jak długo już się nimi zajmowała i od kogo pozyskała tę wiedzę.
— No, a poza tym — kontynuowała Greta. — Nie przepadam za biciem kotów i tak dalej. Po prostu nie uważam, że przemoc jest potrzebna. Wolę nie być wmieszana we wszystkie te sprawy. Ty też nie wyglądasz mi na taką, co lubi zabijać. Prawda? Ty nie jesteś taka. Na pewno nie postradałaś zmysłów jak oni wszyscy.
Betelgeza speszyła się, ale nie powiedziała nic, nie chcąc potwierdzać lub zaprzeczać słowom rówieśniczki. Jeśli Greta uważała ją za taką wspaniałomyślną i dobrotliwą, może lepiej było, jeśli nie znała prawdy.
— Hm... myślę, że mogłabyś przepytać mnie z ziół, które już omawiałyśmy — podsunęła, chcąc zmienić temat.
— Och, właśnie, zapomniałabym o naszej lekcji! Widzisz, jaka ze mnie gaduła — zaśmiała się krótko i następnie podsunęła Betelgezie jedno z ziół. — Podaj jego nazwę i do czego jest stosowane.
— Aksamitka — odparła przyszła gangsterka po chwili zastanowienia. — Wydaje mi się, że... do łagodzenia bólu?
— Hm, nie do końca — miauknęła Greta. — To znaczy - prawie. Łagodzi ból stawów, to prawda, ale jest używana głównie jako zioło przeciw infekcjom i zapobiega szybkiemu traceniu krwi.
Córka Jafara skinęła głową i zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, skądś dobiegł ich głos Agony. Betelgeza spojrzała szybko na słońce i dostrzegając jego zenit, ruszyła się z miejsca.
— Dziękuję — miauknęła i odwróciła się, ale zanim zniknęła za podniszczonym ogrodzeniem, obróciła się przez ramię. — Jesteś świetną nauczycielką.
Greta musiała się zawstydzić, bo odwróciła wzrok. Betelgeza oczywiście tego nie pokazywała, ale trochę było jej kotki żal - miała wrażenie, że Agona nie mogła być dla niej wyrozumiała. Znała mentorkę i wiedziała, że ta posługiwała się wartościami, które niekoniecznie mogły się podobać komuś tak pacyfistycznemu, jak jej córka.
Dołączyła do mentorki i razem z białą kotką pokonała dość długi dystans, nim została odprowadzona do swojego domu, gdzie czekała już na nią stara Wyprostowana ojca, gotowa zrobić jej ciepłą kąpiel, co niekoniecznie napawało Betelgezę optymizmem.
[2033 słów]
[trening woj. + med.]
41%
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz