Młoda widziała, i słyszała wszystko co stało się tamtego dnia w jaskini. Niebiesko-biała groziła czarno-białej. Szept widziała całe zajście, widziała, jak Chabrowa Bryza wbija pazury w twarz Konwalii. W jej sercu pojawiła się nienawiść do zastępczyni przywódcy. Miała nadzieję, że ta nie zostanie jej mentorką, bo co z tego, że Konwalia złamała kodeks medyka, jeśli ta zasada nikomu nie zrobiła żadnej krzywdy? Natomiast zastępczyni Mokrej Gwiazdy zastraszyła kocicę i zmusiła do wyjawienia prawdy, to było gorsze. Szept patrzyła z bólem w duszy na moment, gdy łaciata zemdlała po powiedzeniu prawdy. To wszystko było takie niesprawiedliwe. Kodeks medyka i wojownika był źle zrobiony, miał luki i bezsensowne zakazy. Nie wiedziała, co miało nastąpić następnego dnia. Nie wiedziała jeszcze wtedy, że pojawi się ogień.
***Początek pożaru***
Wszystkie starsze koty były bardzo zdenerwowane, wszędzie się śpieszyły i nie zwracały uwagi na żądnego opowieści Słonecznika, co oczywiście niesamowicie irytowało brata Szeptu. Sikorkowy Śpiew strzegła swoich dzieci jak oka w głowie. Zawsze się nimi opiekowała, ale od jakiegoś czasu, który zdaniem Słonecznika wydawał się nieskończenie długi, nie odstępowała ich nawet na krok. Mieli teraz już 3 księżyce. Słonecznik był bardzo zdenerwowany, w pewnym momencie spytał:
- Mamusiu, co się dzieje? - kociak, rozglądał się po części obozu, którą obejmował jego wzrok.
Kocica spojrzała na niego zmieszana.
- Mamy malusi problem, kochanie. Ale niedługo zostanie z pewnością rozwiązany - odpowiedziała enigmatycznie i posłała mu pokrzepiający uśmiech, po czym skierowała się w stronę wyjścia z kociarni, słysząc głos Orzechowego Futra - Zostańcie tutaj na razie... Zaraz wrócę!
Słonecznik odchylił głowę w bok, chyba zastanawiał się, jakie kłopoty mógłby mieć jego klan. Był bardzo zmartwiony.
- Szept, jak m-myślisz... O co może chodzić mamie? - miauknął. Chciał ukryć swój niepokój, ale raczej kiepsko mu to wychodziło.
Pewnie się spodziewał, że siostra raczej mu nie odpowie, ale chyba potrzebował poczucia, że ktokolwiek obok niego jest. Odpowiedź Sikorki, prawdopodobnie mająca go uspokoić, paradoksalnie pogorszyła sprawę. Młoda zorientowała się jednak co się działo, w przeciwieństwie do swojego kremowego braciszka.
Niebieska koteczka pokręciła głową, sygnalizując, że nie ma pojęcia. Tak samo jak Słonecznik była zdenerwowana. Nie powiedziała mu jednak, jakie ma podejrzenia, no bo udawanie niemowy by z tym kolidowało. Słyszała opowieści od starszych kotów o „Ogniu”. Podobno gdy ten działał, unosił się z niego ciemno szary lub prawie czarny dym. Właśnie taki dym unosił się niedaleko obozu...
Nagle z zewnątrz zaczęły ich dobiegać głosy starszych kotów. Niektóre brzmiały na przestraszone, inne na wściekłe, a jeszcze inne na przygnębione i pełne troski. Potem nastąpił harmider - słychać było odgłosy krzątania się po obozie, krzyki i syki oraz, ku zdziwieniu kociąt, opanowany głos Mokrej Gwiazdy, który starał się wszystkich uspokoić. Słonecznik zaintrygowany wystawił głowę za żłobek jedynie po to, aby zobaczyć zbliżających się do nich rodziców. Orzechowe Futro wyglądał na przestraszonego, szylkretka rozglądała się dookoła jakby czegoś szukała. W końcu wbiegła do żłobka i nakazała potomstwu ustawić się między nimi.
- Słonecznik, Dziki, Szept... - zaczęła powoli, wyraźnie zbierając myśli - Chwilowo musimy się przenieść do innego miejsca, zgodnie z decyzją Mokrej Gwiazdy... Nie martwcie się tylko! To na pewno nie potrwa długo i wrócimy tu, zanim zdążycie powiedzieć ''mysz''! Ale jak na razie musimy się zbierać. Dosyć... szybko. Trzymajcie się nas i nie spuszczajcie z oka rodzeństwa, dobrze?
Trzy małe kulki pokiwały głowami, nie ważąc się zaprzeczyć. Jej brat nie wiedział co się działo.
Cóż, tak czy siak kocięta nie miały czasu do zastanawiania się nad tym zbyt długo, Sikorkowy Śpiew ruszyła szybko, kiwając przy okazji Orzechowemu Futru, pilnującymi tyłów. Ubezpieczali kocięta tak, jak tylko mogli. Szept denerwowało to, że po prostu nie powiedzieli im prawdy o ogniu który ma zamiar strawić ich obóz. Byli w końcu już blisko wieku 4 księżyców. Myśleli pewnie, że nie wpadnie na to co się dzieje, jeśli jej tego nie powiedzą wprost.
Przy wyjściu z obozu Szept zauważyła wiele innych, znajomych bądź mniej, kotów. Dużych, mniejszych, starszych, młodszych... Wszyscy byli równie zestresowani i przybici. Widziała Orlikowy Szept z Cętkowanym Kwiatem. Pląsającą i jakiegoś białego ucznia. W pewnym momencie usłyszała głos Słonecznika:
- B-boję s-się... - wymruczał prawie niesłyszalnie kremowy, podchodząc bliżej swojej siostry. Młoda instynktownie, również się do niego przybliżyła. Spojrzała na niego i posłała mu smutny, ale pokrzepiający, uśmiech. Dobrze wiedziała, że mogą zginąć od płomieni.
Przeszli już jakiś kawałek drogi. Kocurek starał nie pokazywać po sobie, jak bardzo jest zmęczony. Jednak i tak było widać, że z każdym krokiem ma coraz mniej sił.
Młoda kotka nawet nie zauważyła, że kocurek zatrzymał się na chwilę, szukając wśród tłumu swojego taty...
Spostrzegła, że nie ma obok niej Słonecznika. Wystraszyła się... a co jak jej brat wpadł w ogień?! Zaczęła się rozglądać za bratem, gdzie on był! Jak mogła nie zauważyć, że go nie ma! Mieli przecież siebie nawzajem pilnować! Na szczęście niedługo potem dostrzegła młodą szarą wojowniczkę, która odstawiła obok niej jej brata.
- Proszę, pilnuj swojego rodzeństwa.
Gdy tylko tamta kotka odbiegła, a Słonecznik wstał Szept zagarnęła go ogonem bliżej siebie. Nie chciała znów zgubić brata. Spojrzała w jego zielone oczy. Oby nic się nikomu nie stało w trakcie ucieczki z jęzorów ognia...
***
Dym drażnił puca kotów. Serce waliło jak młotem. Wszyscy uciekali w popłochu, potrącając siebie nawzajem. Szept na szczęście unikała rozgniecenia przez łapy współklanowiczów, miała nadzieję, że jej braciom też się to udawało. Biegła szybko, i nawet się nie zorientowała gdy wyprzedziła matkę i rodzeństwo. Dotarła do rzeki, ledwie udało się jej zatrzymać przed krańcem suchego lądu. Jak ona i jej bracia mieli przez to przejść? Zginą marnie o tej stronie rzeki bo Sikorka nie przeniesie ich wszystkich ale i nikogo nie zostawi! Orzechowego Futra nigdzie nie było…. co oni teraz poczną?! Na szczęście, przyszedł do nich Mokra Gwiazda, i pomógł Sikorce ich przenieść. Wziął Szept w pysk i przeprawił się w raz z nią na drugi brzeg. Odłożył ją prędko, po czym pobiegł do ucznia, który potknął się w wodzie. Pomógł mu wyjść na pewny grunt. Tymczasem ona, jej matka i dwaj bracia szli za resztą kotów z klanu burzy.
Lider klanu rozejrzał się po terenie, który teraz musiał posłużyć im za tymczasowy dom. Krzyknął do zgromadzonych kotów:
- Klanie Burzy! – po jego głosie było słychać zdarte gardło od biegu i wdychania spalenizny. - Od dziś będziemy mieszkać na tych terenach, póki nie będziemy mogli wrócić!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz