Po tym jak dał popalić Borsuczemu Warkotowi nie spodziewał się, że ten przyjdzie donieść na jego syna. Oczywiście sądził, że ten przesadzał, ale jako zastępca nie mógł zignorować wojownika, dlatego też ruszył za nim do legowiska uczniów. Tam rzeczywiście dostrzegł syna, który nadal grzał mech. Wątpił jednak, że syn robił to bez wyraźnego powodu. Może znów coś się stało? Jako, że ci dwaj zaczęli się znów kłócić, nie czekał i zadał ważne pytanie. Im szybciej pogodzi tą dwójkę, tym lepiej.
- Borsuczy Warkot doniósł mi, że odmawiasz pójścia na trening. Co jest, Kacza Łapo? - miauknął Jesionowy Wicher, posyłając synowi pytające spojrzenie.
- Nie idę z nim nigdzie! - fuknął Kacza Łapa.
- Na miejscu twojego ojca, już dawno bym cię do rzeki wrzucił. Wtedy dopiero by zabolało! - mentor spiorunował rudego spojrzeniem.
- Na miejscu twojego ojca, już dawno bym cię do rzeki wrzucił. Wtedy dopiero by zabolało! - mentor spiorunował rudego spojrzeniem.
Karzełek odwzajemnił groźny wyraz ślepi. Położył ostrzegawczo uszy, jeżąc sierść i napinając mięśnie. Syknął, bijąc ogonem po bokach. To samo zrobił starszy kocur. Atmosfera stała się gęsta.
Jesionowy Wicher słysząc te słowa również się zdenerwował. Niech lepiej Borsuczy Warkot nie wcina się w ich rodzinne relację! On sam dobrze wiedział co jest dobre dla jego dziecka! Nigdy by nie postąpił tak jak twierdził wojownik. To było bardzo niedojrzałe. Widząc, że ci dwaj niedługo skoczą sobie do gardeł, a on będzie musiał interweniować, postanowił szybko uciąć ich dalsze kłótnie, nawet jeśli sam miał ochotę pomóc Kaczej Łapie w skopaniu tyłka temu sierściuchowi.
- Dość! Borsuczy Warkocie, uspokój się! Nie zachowuj się jak kocię!
- Co? A on niby może? - syknął zły kocur.
Rządzenie jednak było znacznie trudniejsze niż przypuszczał. Musiał jakoś rozwiązać ten spór. Tylko jak? Wziął głębszy oddech i odwrócił się w stronę wojownika.
- Wyjdź i zostaw nas samych.
Kocur rzucił mu niedowierzające spojrzenie. Pewnie liczył na poparcie jego słów i przetrzepanie skóry uczniowi. Niestety... On był ojcem rudego, więc zrobi to po swojemu.
Czarno-biały prychnął i wyszedł. Od razu nieco było lżej, ale atmosfera złości nadal pozostała.
Jesionowy Wicher usiadł obok syna i spojrzał na niego z troską.
- Teraz powiesz mi dlaczego nie chcesz iść z nim na trening? - zapytał.
- Jeszcze nie wiesz dlaczego?
Zamknął oczy. Oczywiście, że mógł się spodziewać, że to mógł być powód, ale wolał się dopytać. Może dzieję się coś złego?
- Wiem... Też go nie lubię. Ale powiedz... Dzieję się coś złego na waszych treningach? Biję cię? Ubliża?
<Kacza Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz