Poczuł jak czekoladowy kocur siada obok niego. Jako zastępca miał obowiązek uciszyć konflikt, ale przecież nie będzie przy nim na kolejnym treningu. Mógłby poprosić o pomoc w daniu nauczki Borsuczemu Warkotowi. Nie wyksztusił jednak z siebie tego z prostego powodu: nie mógł pokazać, że sobie nie radzi. Rodzice wielokrotnie mu mówili, że ma się pilnie uczyć. Tak zwane zaciśnięcie zębów.
Jesionowy Wicher spojrzał na niego z troską.
- Teraz powiesz mi dlaczego nie chcesz iść z nim na trening? - zapytał.
- Jeszcze nie wiesz dlaczego?
- Wiem.. Też go nie lubię. Ale powiedz.. Dzieję się coś złego na waszych treningach? Biję cię? Ubliża?
Położył uszy na łebku. Relacja jego i mentora należała do jednych z okropniejszych. Kacza Łapa z każdym kolejnym mijającym księżycem był coraz bardziej pewny, że się nie dogadają. Zbyt kłótliwe charaktery i zupełnie inne poglądy. Owinął ogon wokół łap, zanim wbił niebieskie ślepia w ojca.
- Często się kłócimy. Trening walki był najtrudniejszy. Nie należy do delikatnych, a ja jestem mniejszy. Prawie mnie ten krowi zad zdeptał! - wyrzucił z pretensją. - Podczas polowania strasznie się czepia. No i dziwisz się, że nie chce z nim iść? Znowu będzie mnie wszystko boleć! Głupek!
Między nim a tatą zapadła cisza. Ogon Kaczej Łapy poruszał się z irytacją. Wreszcie doczekał odpowiedzi od Jesionowego Wichru.
- Pogadam z nim.
Kaczorek zmrużył ślepka.
- Przelejesz mu? - spytał. W jego głosie dało się wyczuć zadowolenie oraz ciekawość. Fajnie byłoby widzieć Jesiona w akcji, jak wymierza karę tej wroniej strawie!
- Za dręczenie mojego synka? Zawsze. Ale lepiej nie w obozie. Mogę z wami pójść na trening.
Ochoczo pokiwał łebkiem. Borsuczy Warkot dostanie za swoje! W jego głowie zrodziła się jednak myśl, że mimo wszystko będzie musiał się pokazać z dobrej strony na treningu. Nie wiedział, czy dzisiaj polowanie, czy walka, ale jeśli to pierwsze, to zademonstruje swoje zdolności!
- Eh, będzie się puszył, że jednak idziemy na trening. - mruknął Kacza Łapa, wywracając oczami. Wstał na równe łapki i niechętnie ruszył do wyjścia. Znajdując się na zewnątrz, dojrzał czekającego na niego poirytowanego Borsuka. Syknął na mentora, gdy ten do niego podszedł.
Położył uszy na łebku. Relacja jego i mentora należała do jednych z okropniejszych. Kacza Łapa z każdym kolejnym mijającym księżycem był coraz bardziej pewny, że się nie dogadają. Zbyt kłótliwe charaktery i zupełnie inne poglądy. Owinął ogon wokół łap, zanim wbił niebieskie ślepia w ojca.
- Często się kłócimy. Trening walki był najtrudniejszy. Nie należy do delikatnych, a ja jestem mniejszy. Prawie mnie ten krowi zad zdeptał! - wyrzucił z pretensją. - Podczas polowania strasznie się czepia. No i dziwisz się, że nie chce z nim iść? Znowu będzie mnie wszystko boleć! Głupek!
Między nim a tatą zapadła cisza. Ogon Kaczej Łapy poruszał się z irytacją. Wreszcie doczekał odpowiedzi od Jesionowego Wichru.
- Pogadam z nim.
Kaczorek zmrużył ślepka.
- Przelejesz mu? - spytał. W jego głosie dało się wyczuć zadowolenie oraz ciekawość. Fajnie byłoby widzieć Jesiona w akcji, jak wymierza karę tej wroniej strawie!
- Za dręczenie mojego synka? Zawsze. Ale lepiej nie w obozie. Mogę z wami pójść na trening.
Ochoczo pokiwał łebkiem. Borsuczy Warkot dostanie za swoje! W jego głowie zrodziła się jednak myśl, że mimo wszystko będzie musiał się pokazać z dobrej strony na treningu. Nie wiedział, czy dzisiaj polowanie, czy walka, ale jeśli to pierwsze, to zademonstruje swoje zdolności!
- Eh, będzie się puszył, że jednak idziemy na trening. - mruknął Kacza Łapa, wywracając oczami. Wstał na równe łapki i niechętnie ruszył do wyjścia. Znajdując się na zewnątrz, dojrzał czekającego na niego poirytowanego Borsuka. Syknął na mentora, gdy ten do niego podszedł.
<Jesionowy Wichrze?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz