- Witaj Brzoskwinko. Co cię sprowadza?- usłyszała miauknięcie Szyszki. Uśmiechnęła się szeroko. Wciąż dziwne było dla niej przebywanie liderki w żłobku, zauważenie tej czarnej sierści w środku jabłonki, w której się wychowywała, a za nią mnóstwo innych kociaków. Zdecydowanie, Owocowy Las rósł w siłę. Nowi wojownicy, uczniowie. Wszystko było inne. Teraz wszyscy nie bali się napaści ze strony Klanu Nocy, choć ona do tej pory żywiła dla nich tylko nienawiść. Żyło się tu spokojnie, śpiąc na drzewach niczym wiewiórki. To było najdziwniejsze. Podeszła powoli i postawiła pęk ziół. Ich smród wciąż został w jej pysku, ale całe szczęście przywykła do takich aromatów. Nawet gorszych.
- Wschód mówi, że powinnaś zjeść te zioła, byś mogła mieć więcej mleka dla kociaków. W końcu jest ich piątka.- zamruczał a podsuwając ogórecznik koło Szyszki. Kotka bez zastanowienia zabrała liście i zjadła. Gdyby Brzoskwinka mogła, to by rozwarła szczęki w zdziwieniu. Po prostu wow. Sama nie wiedziała czy tak od razu by to zjadła jakby musiała, ale wiedziała, że to się nigdy nie stanie. Raczej nie wyobrażała sobie miziania się z jakimś brudnym kocurem. Zdecydowanie nie. Jej wzrok spoczął na zaciekawionych maluchach. Daglezja, Orzełek, Bielik, Płomykówka i Głóg. Wszystkie były przesłodkie. Rozczulona oderwała wzrok od tych małych skarbów po czym spojrzała na ich mamę. Zdecydowanie sobie radziła. Chociaż wyglądała na zmęczoną, to była w siódmym niebie.
- Żadne z nich nie skarżyło się na nic? Nie wiem, coś je boli?- spytała znacząco, kładąc nacisk na ostatnie słowo. Gdy czarna potrząsnęła głową przecząco, odwróciła głowę i zlustrowała dokładnie kociaki. Żadne z nich nie wyglądało na chore. Były właśnie okazami zdrowia, więc uśmiechnęła się do Szyszki.
- Mogę się z nimi pobawić? Ja...- zaczęła, ale po chwili zniknęła w plątaninie futer. Maluchy rzuciły się na nią młócąc łapkami. Lekko odciągnęła ciemnego kociaka, ale z drugiej strony rzuciła się na nią reszta. Sama wcześniej nie zdawała sobie sprawy z tego, że dzieci Szyszki mogłyby ją tak pokonać. Najwyraźniej jednak było to możliwe, bo traciła powoli powietrze. Szybko oddychała, lecz kociaki przygniotły ją w całości i ogonek jednego z nich musnął po jej nosie. Kichnęła cicho.
- Ratunku...- wydyszała. Miała szczęście, że maluchy dosłyszały i zeszły z niej. Powoli wstała się otrząsnąć. Zaśmiała się pod nosem. Sama pamiętała jak czasem inne koty przychodziły do żłobka, to oni z rodzeństwem rzucali się na nich, ale nigdy nie stanęła po tej drugiej stronie. A poza tym, trudno jej było uwierzyć, że to jej rodzina.
- Następnym razem zapytajcie się, zanim na kogoś skoczycie.- powiedziała Szyszka, ale po jej minie, Brzoskwinka zauważyła, że ona także wyglądała na rozbawioną. Bardzo rozbawioną.
- Jakim cudem wytrzymujesz z tymi rozbójnikami?- zapytała zaskoczona. Ona by nie dała sobie rady. Była ciekawa, co odpowie kotka.
<Szyszko? Przepraszam za gniot ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz