*kilka dni po pozbyciu się burzaków*
Spokój w klanie wilka powrócił, z czego kocur cieszył się niesamowicie. Nareszcie mógł odetchnąć spokojnie, bez obawy, że te śmierdzące królikożerne potwory coś odwalą. Uśmiech mimowolnie pojawił się na jego pysku, kiedy obserwował klanowiczy swobodnie rozmawiających między sobą o czymś żywo. Inni leniuchowali w cieniu, ciesząc się ciszą i spokojem. Trochę z opóźnieniem dostrzegł burą kupę futra, która ostrożnie podchodziła do niego. Poruszył uszami, gdy, uświadomił sobie, że Modrzewik wpatruje się w ziemię, łapą odgarniając w piach.
— Coś się stało, Modrzewiku? — miauknął ostrożnie, przyglądając mu się z uwagą. Niezbyt często rozmawiali ze sobą,faktk, że Igle trochę było przykro z tego powodu, jednak nie chciał naciskać na wnuka. Uznał, że jeśli ten będzie chciał porozmawiać, to po prostu przyjdzie.
— J-ja... j-ja chciałem p-porozmawiać... — szepnął, kładąc po sobie uszy — D-dziadku... B-bo... S-skąd wiedziałeś, że l-lubisz akurat k-kotki...? — zapytał nieśmiało, sprawiając wrażenie przerażonego kociaka, którego opuścili rodzice. Point uśmiechnął się mimowolnie. Ah, więc o to chodziło, pokiwał głową w zadumie. Właściwie... Nigdy się nad tym nie zastanawiał... Tak po prostu było, pojawiła się Gęsie Pióro, która zamąciła mu w głowie, później pokochał Miedzianą Iskrę. Fakt, że lubi kotki był dla niego czymś oczywistym, niczym oddychanie.
— Cóż Modrzewiku, zawsze lubiłem. Od kiedy przyjaźń do twojej babci zmieniła się w miłość. Wiesz, nigdy o tym nie myślałem. Jakoś samo to do mnie przyszło. Jakiś powód takiego pytania? Wiesz dobrze, że mi możesz o wszystkim powiedzieć — mówiąc to, polizał go po głowie a następnie przyciągnął do siebie. Modrzewiowa Kora pociągnął nosem, drżąc nieznacznie. Swój pyszczek schował w krótkim futrze na klatce piersiowej lidera, Igła słyszał, jak oddycha ciężko, wolał więc dać mu czas do namysłu i nie naciskać w żaden sposób.
— B-bo... — stęknął buras, odsuwając się minimalnie i ocierając łzy — B-bo ja... J-ja chyba w-wolę kocury... A d-dokładniej... K-kocura — wymamrotał, zaciskając mocno oczy. Ah, czyli o to chodziło, cętkowany pokiwał głową w zrozumieniu, zaś na jego posiwiałym pysku zakwitł delikatny uśmiech. Mimowolnie poczuł uderzenie gorąca, gdy przypomniał sobie, co odpieprzał z Wilczym Sercem po tych cholernych jabłkach. Miał ochotę schować się w kupkę liści i stamtąd z zażenowania nie wychodzić. Bo chcąc czy nie, musiał to przyznać - było mu wtedy dobrze. Jednak nie miał pojęcia, czy to kwestia jabłek, czy czegoś... innego.
— A kto jest tym szczęściarzem? — miauknął zaciekawiony, poruszając wąsami. Modrzew wysunął pazury, wbijając je w ziemię, po czym stęknął niemrawo
— W-wróbel...
No, to trzeba było przyznać, że Igła znalazł się w nie małym szoku. Co prawda wiedział, że oba buraski są dla siebie przyjaciółmi, jednak nigdy nie sądził, że któreś z nich może podkochiwać się w tym drugim. Mimowolnie uśmiechnął się pod nosem, to było na swój sposób urocze.
— T-tylko... N-nie wiem j-jak mu t-to powiedzieć... — dodał zaraz szeptem.
— Wiesz... Najlepiej będzie, jak zabierzesz go na spacer — zaczął spokojnie — Wiesz, do jakiegoś ładnego miejsca. Możesz dać mu też kwiatka...? Wybacz Modrzewiku, nie wiem za bardzo, co daje się kocurowi... Ale wiesz, najważniejsze, żeby w tym miejscu nie było nikogo. Tak, żeby nikt czasem ci nie przeszkodził — miauknął, obserwując, jak bury kiwa zainteresowany głową — Tylko...
— Dzięki dziadku! Tak zrobię! — nim zdążył dokończyć, Modrzewiowa Kora zerwał się na równe łapy, po czym zniknął z jego pola widzenia niczym sen. Stary kocur westchnął ciężko. Miał nadzieje, że jego wnuk nie zawiedzie się.
<3
OdpowiedzUsuńOwo :3
OdpowiedzUsuń