— Wszystko dobrze? — zapytałem troskliwie, posyłając i Skierce i Fasoli zmartwione spojrzenie. Obie kotki w odpowiedzi skinęły głowami. - Na pewno? - dostałem tę samą odpowiedź.
Lekko poruszyłem wąsami z ciekawością, a po chwili dopiero zapytałem Fasolkową Łodygę, uśmiechając się nieśmiało:
- Co tutaj robisz?
- Wyszłam pospacerować, taki piękny dzień! Trzeba korzystać z wolności, jaką nam dano. - odrzekła Kotka z radosnym wyrazem liliowego pyszczka.
- Ochh... Przyznaję ci zupełną rację, Fa. Dzisiaj rzeczywiście piękna pogoda, no i ten cudowny śnieg. - powiedziałem, przypominając sobie jeszcze słodkie lata dzieciństwa. Wtedy też był śnieg i tyle beztroskiej zabawy! Byliśmy z Fasolką kiedyś tacy mali... - Tak szybko mijają te księżyce. - mruknąłem niechcący zamyślony.
- Co? - miauknęła asystentka medyka.
- Już nieważne. - odparłem, przesuwając wzrok na Skrzącą Łapę, o której obecności na kilka uderzeń serca zapomniałem. - To co? My już będziemy wracać do treningu? –
Chciałem chwilę odpocząć i pospacerować z córką Iglastej Gwiazdy, niestety obowiązki wzywały. Trening ze Skierką nie był taki zły, a wręcz przeciwnie — całkiem go lubiłem, ale teraz... Teraz czułem, że właśnie tego potrzebuję.
- Paa... - pożegnałem się cicho z przyjaciółką.
- Do zobaczenia niedługo!
***
Skończyłem zajęcia z młodą koteczką. Umiała coraz więcej, byłem z niej... Dumny, tak to odpowiednie słowo. Mentorska duma... Szybko się uczyła, choć czasami była zbyt delikatna dla swoich ofiar. Musiała atakować z większą siłą, bo inaczej nim mrugnie okiem, pożywienie dla Klanu ucieknie jej z pazurów. Mimo to wiedziałem, że za kilkanaście księżyców stanie się wojowniczką i już nie będę jej uczyć tych wszystkich rzeczy... Obiecałem sobie, że nie będę płakać przy jej ceremonii, ale czy rzeczywiście dam radę nie złamać swojej przysięgi i nie uronić ani jednej łzy? Szczerze w to wątpiłem, jednak nie mogę być słaby.Szukałem wzrokiem morskookiej. Musiała gdzieś tutaj być. Może znów siedzi i zajmuje się ziołami.
- Hallo! - zawołałem, wchodząc do legowiska medyka. Nie miałem zamiaru oznajmiać Potrójnemu Krokowi, że wchodzę, nawet o tym nie myślałem. Dawny mentor liliowej wydawał się jakiś taki trochę dla mnie szurnięty i te jego zasady również, ale no musiałem się przyzwyczaić.
- Na Klan Gwiazdy! Czy do ciebie wreszcie dotrze, że masz mówić, że stawiasz swoją, ohydną łapę na tym medycznym oraz błogosławionym przez najświętszych przodków terenie?
- Nie. - odsyknęłem, krótko i oschle Kocurowi.
Uzdrowiciel tylko zazgrzytał zębami.
- Jest tutaj Fasolkowa Łodyga? - zapytałem się.
- Może. - odpowiedział cętkowany niemiłym tonem. Skrzywiłem się na jego słowa, jednak po chwili nie potrzebowałem odpowiedzi medyka, gdyż moim oczom ukazała się Fasolka. Uśmiechnąłem się na jej widok.
- Masz teraz czas? - wymruczałem.
<Fa? <3 Przepraszam, że musiałaś tyle czekać...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz