*przed pożarem*
— A czy to ważne? — westchnął głośno Trójka, kuśtykając na zewnątrz. Czyli to prawda. Może... może da się jakoś na to zaradzić? Oczywiście, dobrego ojca mu nie wróci, ale być może Trójce w ogóle brakuje miłości w życiu? Albo chociaż przyjaciół. Gdy ten przekroczył próg ich legowiska dostrzegła, jak jego ogon wściekle bił ogonem po ziemi, a oczy gniewnie szukały małej pokraki, jaką była Płomienista Łapa. Kotka pokręciła głową, słysząc, jak kocur rzuca wiązkę przekleństw kierowanych w stronę młodej szylkretki. — Tylko nie rób nic głupiego. — zawołała za nim Fasolowa Łodyga, mając na uwadze dobro obojgu. Potrójnemu Krokowi chyba jednak się jej słowa nie spodobały, gdyż gwałtownie się zatrzymał i zmierzył ją wkurzonym spojrzeniem.
— Głupiego? Głupiego?! Sprawiedliwość nie jest głupia! Małej smarkuli nie ujdzie to na sucho. — fuczał, aż w końcu znów ruszył, by po chwili zniknąć Fasolowej Łodydze z oczu. Kotka usiadła przy progu, opierając się o ścianę wejścia do jamy medyków. Kotka przyglądała się tępo życiu kotów w obozie, analizując własne myśli. Jednak im dłużej obserwowała rodzinę i przyjaciół, tym bardziej odciągała się od przemyśleń. Widziała Iglastą Gwiazdę, odpoczywającego w cieniu swojego legowiska w objęciach Miedzianej Iskry. Cieszyła się, że jej rodzice nadal są razem i wciąż są zdrowi i żywi. Na jej pysk wpełzł nikły uśmiech, przypomniawszy sobie radosne, jednak tak ulotne chwile, gdy razem z Miedzią, Piórkiem i Kaczuszką były jeszcze w żłobku. Nie widziała wtedy świata poza żłobkiem... aż do czasu, gdy odkryła Potrójny Krok i Strzyżykową Pręgę w legowisku medyków. Kotka uśmiechnęła się smutno, przywołując coraz to więcej wspomnień. Pierwsze poznane zioło u Trójki, miłe słowa Strzyżykowej Pręgi, harce z Piórkiem, poszukiwania Pana Kasztana... właśnie, dotąd nie wiadomo, gdzie kasztanowy koleżka się zapodział. Kto wie, może kiedyś go jeszcze znajdą? Zakopanego pod czyimś legowiskiem? Potem pierwsze dni jako uczennica Potrójnego Kroku, jego nauki, nauki u Cisowych Moczarów... Fasolowa Łodyga westchnęła cicho, wstając z swojego miejsca i kierując się do środka legowiska. Dalej nie chciała brnąć w morzu wspomnień. Po pewnym momencie wszystko zaczęło się walić, a jej wystarczy rozdrapywania dawnych ran. Młoda medyczka ułożyła się na posłaniu pachnącym świeżym mchem i zamknęła morskie ślepia. Wtuliła nos w przednie łapy i odpłynęła w wyjątkowo głęboki jak na nią sen.
Gdy Fasolowa Łodyga otworzyła oczy, pod jej łapami zamiast zielonego mchu znajdowała się wysoka, sucha trawa. Krótsze, ostre źdźbła kuły ją w poduszki łap, boleśnie wpijając się w nie. Kotka niepewnie rozejrzała się naokoło, biorąc w płuca zimne hausty niepokojąco gęstego powietrza. Znalazła się na ciemniej polanie otoczonej strzelistymi drzewami, wybijającymi się ku chmurom. Morze traw delikatnie falowało na wietrze, tworząc nieduże fale, które z czasem wydawały się coraz wyższe. Słońce grzało w jej grzbiet, jednak nie było tak mocne, do jakiego przyzwyczaiła się ostatnimi czasy. Wzrok pointki wbił się w gniazdo, przy którym skrzeczał ogromny, smoliście czarny kruk. Jego chrypliwy głos w końcu dotarł do uszu kocicy, powodując dreszcz na grzbiecie młodej medyczki. Przyglądała się jednak zwierzęciu z uwagą, obserwując uważnie ruchy ptaszydła. Nagle, w mgnieniu oka na ziemi pojawiły się skrzydlate cienie, a gdy Fasola uniosła głowę, nad nią przelatywało stado kruków. Wtem, ostry wiatr złapał ją od tyłu. Podmuch był na tyle silny, by zmusić kocicę do pochylenia łba. Zobaczyła pod swoimi nogami uciętą głowę suchego kwiatu o wypełnionym nasionami środku, na którym leżały nieduże, wyblakłe, różowe płatki. Po chwili cała wizja zaczęła stawać się coraz bardziej mglista, aż w końcu rozpłynęła się w całkowitą ciemność.
Obudziła się z dziwnym uczuciem na karku. Zamrugała parę razy, ostatecznie spędzając resztki snu z powiek. Dawno nie miała poranku z wspomnieniem, jaką wizję zafundował jej mózg w nocy. Niestety, nie miała jednak czasu za wiele nad nim myśleć. W końcu, nawet z rana obowiązki medyczki ją wzywały. Pierwszym jednak, co zauważyła, to to, że w legowisku nie było Potrójnego Kroku. Zanim jednak zdołała chociażby pomyśleć, gdzie ten dziadyga polazł, powietrze rozdarł wrzask.
— FASOLA! — przerażony pisk dotarł do jej uszu, na co kocica skuliła się, rozglądając w popłochu. — UMIERAM.
Potrójny Krok wtoczył się do legowiska medyków, kulejąc gorzej niż zwykle. Walnął się na swoje legowisko i sprawną łapą przykrył pysk, wciąż wyjąc. Spanikowana kotka szybko do niego podbiegła, jednak widząc, że powierzchownie nic mu nie jest, odetchnęła z ulgą.
— FASOLA! — przerażony pisk dotarł do jej uszu, na co kocica skuliła się, rozglądając w popłochu. — UMIERAM.
Potrójny Krok wtoczył się do legowiska medyków, kulejąc gorzej niż zwykle. Walnął się na swoje legowisko i sprawną łapą przykrył pysk, wciąż wyjąc. Spanikowana kotka szybko do niego podbiegła, jednak widząc, że powierzchownie nic mu nie jest, odetchnęła z ulgą.
— NIE WIDZISZ JAKIE MAM POWAŻNE OBRAŻENIA?! — wrzasnął, widocznie usłyszawszy rekcję Fasolowej Łodygi. Kocica uniosła brew, a ten w końcu pokazał tą śmiertelną ranę, która znajdowała się na jego przedniej łapie. A był nią... wbity w poduszkę cierń. Fasola obejrzała jego skaleczenie i posłała trójłapemu zażenowane spojrzenie z wyrzutem. Serio? Kolec?
— Nie rozumiesz? Przecież mógłbym się wykrwawić? A co jeśli jest tego więcej? Co jeśli Płomień próbuje mnie zabić? Tak bardzo powoli?! — biadolił kocur, skręcając się na mchowym posłaniu. Fasola jednak próbując nie słuchać jego jojczenia, zajęła się jego łapą. Przygotowała potrzebne do oczyszczenia ranki zioła żeby nie wdało się zakażenie, po czym usunęła obcy obiekt przy akompaniamencie agonalnego darcia się 3.
— Już po wszystkim. — miauknęła w końcu Fasolowa Łodyga, kończąc przemywać skaleczenie kocura. — Aż tak było źle?
— Już po wszystkim. — miauknęła w końcu Fasolowa Łodyga, kończąc przemywać skaleczenie kocura. — Aż tak było źle?
— ...Tak. — bruknął w końcu, widocznie nieco zawstydzony, wyrywając kotce swoją łapę i oglądając jej prace.
*nadal przed pożarem*
*nadal przed pożarem*
Kotka przemierzała las, szukając miejsca, w którym ostatnio znalazła parę pożytecznych, niekoniecznie wyschniętych na wiór ziół. W cieniu iglastych drzew w końcu znalazła trochę kojącego cienia, który ochronił nieco jej grzbiet przed przegrzaniem. Świeże, wypełnione słodkim zapachem żywicy powietrze dotarło do jej nosa, drażniąc jej narząd węchu. Na jej pysku z początku pojawił się delikatny uśmiech, jednak węsząc dalej w poszukiwaniu wonnych medykamentów, kąciki jej ust zaraz opadły. Dziwna, ostra woń dotarła do niej, napełniając kocicę niepokojem. Im dalej szła, tym mocniej czuła w pysku metaliczny zapach szkarłatnej cieczy i śmierdzącą, cierpką woń, jakby zaszytą gdzieś w jej wspomnieniach. Już czuła ten zapach. Na pewno. Tylko gdzie?
Fasolowa Łodyga otworzyła szerzej oczy, uświadamiając sobie, skąd znała ten swąd. Szop. Spora grupa. Sierść na grzbiecie kotki zjeżyła się, a jej rozbiegany wzrok skakał z krzewu na krzew, gdziekolwiek mogłyby się chować szkodnik. Jednocześnie wciąż była czujna i analizowała zapach, mając nadzieję, że jednak grupa już odeszła. Po chwili jednak wypuściła powietrze z ulgą, pojmując, że zapach ma już jakiś czas i nie był najnowszy. Niepokoiła ją jednak woń krwi, która z każdym krokiem robiła cię coraz mocniejsza. Musiała sprawdzić, czy czasem nikt z jej klanu nie był ranny. Nie wybaczyłaby sobie zostawienia rodziny albo przyjaciela w potrzebie. W końcu, niepewnie zbliżając się do celu, odnalazła źródło, z którego wydobywał się zapach. Wokół leżącego bez ruchu ciała pokrytego jasną szatą zabawioną szkarłatem leżały strzępy futra, co wskazywało na zaciętą walkę. Prawdopodobnie osobnik poległy prawie bez życia postanowił się ostro bronić zamiast uciekać. Kot nie należał do Klanu Wilka i prawdopodobnie też nie był członkiem jakiegokolwiek innego klanu, chyba, że woń krwi była na tyle mocna, żeby zamaskować jego zapach. Chociaż widząc rany srebrnego kocura spisała go na starty, jako medyczka czuła się zobowiązana do sprawdzenia go dokładnie. I chociaż jego rany z daleka wyglądały na poważne i dawała kocurowi marne szanse na przeżycie, w jej sercu pojawiły się niewielkie iskierki nadziei, że samotnik jednak wciąż żył. Podeszła więc nieco pewniej do niego, a widząc, że jego bok ledwo co wznosi się i opada, wypuściła wstrzymywane od jakiegoś czasu powietrze z płuc. Czyli przeżył. Fasola w mgnieniu oka wiedziała co zrobić. Sama sobie nie poradzi, dodatkowo potrzebowała ziół, żeby go opatrzyć. Kotka puściła się cwałem przez las, prosto do obozu i w końcu do legowiska uzdrowicieli.
— Mamy problem. — rzuciła do zaskoczonego Potrójnego Kroku, dobierając się do ich zapasów. — Znalazłam prawie trupa w lesie i musimy mu pomóc. Chodź.
< 3? >
— Mamy problem. — rzuciła do zaskoczonego Potrójnego Kroku, dobierając się do ich zapasów. — Znalazłam prawie trupa w lesie i musimy mu pomóc. Chodź.
< 3? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz