***Początek pożaru***
Malec nie miał pojęcia, co się dzieje. Jego mama i inne dorosłe koty zachowywały się strasznie dziwnie - chodziły okropnie zdenerwowane, wszędzie się śpieszyły i nie zwracały uwagi na żądnego opowieści Słonecznika, co oczywiście niesamowicie go irytowało.Cóż tak ważnego mogło się wydarzyć, że wojownicy zbywali tak uroczą kulkę kremowego puchu, a Sikorkowy Śpiew strzegła swoich dzieci jak oka w głowie? Zawsze była bardzo opiekuńcza i kochana, ale od jakiegoś czasu, który kocurkowi wydawał się nieskończenie długi, nie odstępowała ich na krok.
- Mamusiu, co się dzieje? - spytał kociak, rozglądając się po części obozu, którą obejmował jego wzrok.
Kocica spojrzała na niego zmieszana.
- Mamy malusi problem, kochanie. Ale niedługo zostanie z pewnością rozwiązany - odpowiedziała enigmatycznie i posłała mu pokrzepiający uśmiech, po czym skierowała się w stronę wyjścia z kociarni, słysząc głos Orzechowego Futra - Zostańcie tutaj na razie... Zaraz wrócę!
Słonecznik odchylił głowę w bok, zastanawiając się, jakie kłopoty mógłby mieć jego potężny klan. Przecież byli niezniszczalni! A może... nie, wolał o tym nie myśleć. Żaden inny klan nie czułby się na tyle pewnie, aby zaatakować Burzę! Prawda?
- Szept, jak m-myślisz... O co może chodzić mamie? - miauknął. Chciał ukryć swój niepokój, ale raczej kiepsko mu to wychodziło.
Wiedział, że siostrzyczka raczej mu nie odpowie, ale potrzebował poczucia, że ktokolwiek obok niego jest. Odpowiedź Sikorki, prawdopodobnie mająca go uspokoić, paradoksalnie pogorszyła sprawę. Dlaczego nie powiedziała mu po prostu prawdy?...
Niebieska koteczka pokręciła głową, sygnalizując, że nie ma pojęcia. Także wyglądała na zdenerwowaną zaistniałą sytuacją.
Nagle z zewnątrz zaczęły ich dobiegać głosy starszych kotów. Niektóre brzmiały na przestraszone, inne na wściekłe, a jeszcze inne na przygnębione i pełne troski. Potem nastąpił harmider - słychać było odgłosy krzątania się po obozie, krzyki i syki oraz, ku zdziwieniu kociąt, opanowany głos, który starał się wszystkich uspokoić. Słonecznik zaintrygowany wystawił głowę za żłobek jedynie po to, aby zobaczyć zbliżających się do nich rodziców. Orzechowe Futro wyglądał na przestraszonego, szylkretka rozglądała się dookoła jakby czegoś szukała. W końcu wbiegła do żłobka i nakazała potomstwu ustawić się między nimi.
- Słonecznik, Dziki, Szept... - zaczęła powoli, wyraźnie zbierając myśli - Chwilowo musimy się przenieść do innego miejsca, zgodnie z decyzją Mokrej Gwiazdy... Nie martwcie się tylko! To na pewno nie potrwa długo i wrócimy tu, zanim zdążycie powiedzieć ''mysz''! Ale jak na razie musimy się zbierać. Dosyć... szybko. Trzymajcie się nas i nie spuszczajcie z oka rodzeństwa, dobrze?
Trzy małe kluski pokiwały głowami, nie ważąc się zaprzeczyć. Nawet nie wiedzieli, co się działo. Czy mogło to być związane z tym dziwnym gorącem i śmierdzącym, szarym oparem unoszącym się nad wrzosowiskiem niedaleko obozu?...
Cóż, nie tak czy siak kocięta nie miały czasu do zastanawiania się nad tym zbyt długo! Sikorkowy Śpiew ruszyła szybko, kiwając przy okazji Orzechowemu Futru, pilnującymi tyłów. Musieli ubezpieczać kocięta tak, jak tylko mogli. Przecież ich dzieci były jeszcze bezbronnymi szkrabami - miały zaledwie trzy księżyce!
Przy wyjściu z obozu Słonecznik zauważył wiele innych, znajomych bądź mniej, kotów. Dużych, mniejszych, starszych, młodszych... Wszyscy byli równie zestresowani i przybici. Co to wszystko miało znaczyć?
- B-boję s-się... - wymruczał prawie niesłyszalnie kremowy, podchodząc bliżej swojej siostry. Ta, najwyraźniej instynktownie, również się do niego przybliżyła. Spojrzała na niego i posłała mu smutny, ale pokrzepiający, uśmiech.
Przeszli już jakiś kawałek drogi. Kocurek starał nie pokazywać po sobie, jak bardzo jest zmęczony. Liczyli na niego! ... A przynajmniej tak się mu zdawało. Obrócił głowę i spostrzegł, że Orzechowe Futro zniknął ze swojego stałego miejsca. Gdzie on mógł się podziać?...
Kociak zatrzymał się na chwilę, szukając wśród tłumu swojego taty. Nie zauważył co prawda poszukiwanego wojownika - spostrzegł natomiast ogromne, pomarańczowo-złote... coś. Czy to było to, o czym opowiadały mu starsze koty? Czy tak właśnie wyglądał o g i e ń?
- A co ty tutaj robisz sam? - usłyszał głos, najwyraźniej należący do jakiejś młodej kotki. Rozejrzał się wokół własnej osi i spostrzegł, że istotnie, jego rodzeństwo wraz z matką zniknęło już z pola jego widzenia.
< Burzowa Noc? >
"Mamy Porę Zielonych Liści
OdpowiedzUsuńZmiana pory roku: 1 postarzanie
Pogoda: Pożar! Wrzosowiska dotknięte przez suszę, doznały samozapłonu! Ogień rozrasta się, paląc całą roślinność i uciekającą w popłochu zwierzynę! Smród sadzy i popiołu unosi się, aż do najdalszych zakątków terenów. Jest gorąco, bardzo gorąco."