Jak zwykle wstała wcześnie, rozpoczynając szybką, mało szczegółową poranną toaletę. Kiedy skończyła, rozprostowała łapy, przeciągnęła się i ruszyła do legowiska uczniów po Zimorodkową Łapę. Pewnie jak zwykle, wtedy kiedy wstawała nawet równo ze świtem, będzie musiała go obudzić. Ot, taka poranna rutyna.
Dalsza część przedpołudnia przebiegła w miarę pomyślnie, bo nawet trening wyszedł stosunkowo pomyślnie! Mogła też pochwalić Zimorodka raz czy dwa razy, dzięki czemu wprawiona była w dobry nastrój pewnie już na resztę tego dnia. Wrócili do obozu, udając się na upragniony odpoczynek. Tańcząca zjadła coś niewielkiego w międzyczasie, a później przez dłuższy czas siedziała sama gdzieś przed legowiskiem wojowników, pielęgnując sierść i wygrzewając się w znikomych i praktycznie nic nie dających promieniach słońca. Monotonię przerwało nagłe zjawienie się Szczawiowego Liścia.
– Chcesz się przejść? No wiesz, rozprostujesz łapy – dotarło do jej uszu.
Zaciekawiona, przechyliła lekko głowę i wstała do pozycji stojącej.
– I masz kwiatka.
Uniosła jedną brew.
– Co ty odstawiasz, młody? – zaśmiała się krótko i ironicznie.
Zaraz jednak stwierdziła, że inaczej do tego podejdzie. Musiała przyznać, że jakaś ciekawość jednak kazała jej sprawdzić, co się stanie, jeśli nie odmówi.
– To znaczy, tak, mogę iść. I dzięki za kwiatka.
Starała się tego kwiatka wymacać łapą, przy okazji bujając głową na boki, jakby się za nim rozglądała.
Cholera, dać ślepakowi kwiatka się zachciało.
Warknęła sfrustrowana.
– Dobra, później po niego wrócę – machnęła ogonem – to gdzie idziemy?
– Za mną.
Vanka posłusznie podążyła za kocurem. Wyszli z obozu, przez większość czasu trwali w niezręcznej ciszy, bo żadne z nich nie bardzo wiedziało, co właściwie ma powiedzieć. Tańcząca nie wiedziała, jak się odnieść do kocura, dotychczas bardziej kolegę, który teraz zapraszał ją jasno na randkę. Przecież to był dla niej dzieciak!
– Jesteśmy!
Oh, skoro są, to kocica usiądzie na dupie. Jak pomyślała tak też zrobiła, owinęła też ogon wokół łap. Zamyśliła się.
– No więęc… – zaczął coś mówić Szczawik.
Odpowiadała mu monosylabami, starając się sprawiać chociaż wrażenie, że słucha. Zauważyła, że rozmowa w ten sposób nie daje jej żadnej… Przyjemności? Po prostu rozmawiała, zupełnie nie biorąc pod uwagę faktu, że Szczaw ją podrywa. Tylko dlaczego?
– Ej, Szczaw – przerwała mu nagle, w połowie jakiegoś zdania.
Liliowy zamknął pyszczek i wydał z siebie pytające "hm?".
Nie wierzyła, że właśnie teraz chciała to powiedzieć.
– Ja… Ja to chyba jednak wolę kotki.
<Szczawik?>
GAY!!! Poza tym, skoro dla Tańczącej szczawik to dzieciak, to dla Barwinka jest przedszkolem xD
OdpowiedzUsuń