BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

25 listopada 2020

Od Płonącej Łapy CD Potrójnego Kroku

Opowiadanie z dużą ilością dialogów jak coś :> aaa mam nadzieję, że wszystko ładnie przekopiowałam 
chyba został pobity rekord dialogów. Miłego czytania! <3

TEN PIERDOLONY POTRÓJNY KROK!
Klnąc na cały głos biegła w krzaki, by załatwić swoje potrzeby. Przeklęty medyk! Niech go piorun trzaśnie! Co on jej znowu podał!? Przecież miał ją wyleczyć, a nie zarazić sraką! 
Klęła pod nosem, robiąc co potrzeba. Wychodząc z krzaków, słyszała głosy pozostałych kotów z klanu, obgadujących ją za plecami. Albo bardziej za dupą, kiedy próbowała ulżyć sobie po ziołach od trójłapego.
Do bólu tyłka dochodziły piekące plecy oraz łapy. Bąble nadal się pojawiały, chociaż mnie nachalne niż wcześniej. Zresztą, kazała Dymnej Łapie zabrać wszystkie pokrzywy z jej mchu. Kocur robił to, mimo swędzącego nosa od parzących roślin. Ugh, same problemy z nimi! 

Szła zdenerwowana w kierunku legowiska medyków. Liliowego futra nie dostrzegła, więc kocur zapewne skrył się w środku tej przeklętej dziury. Szukała wzrokiem jego asystentki - Fasolowej Łodygi. Wiedziała, że kotka będzie tysiąc, a nawet milion razy lepsza od tego starego pierda!
- Fasolowa...? - Zaczęła, zerkając do środka. - Łodygo?
Morskookiej nigdzie nie było. Czyżby wyszła na spacer? Może chciała uciec od Potrójnego Kroku? Ale przecież teraz Płomień została bez wyjścia! Musiała iść do tego zielonookiego starucha.
Zmarszczyła brwi, siadając w wejściu. Niedoczekanie! Poczeka sobie na Fasolę, weźmie potrzebne zioła i pójdzie wkurzać swoją mentorkę. Tak, to był plan!

Mijały uderzenia serca. Coraz dłuższe i dłuższe, dymna zaczęła tupać łapką. No gdzie można być tyle czasu?! W takim tempie ona się wykończy! 
Swoją drogą, musiała znowu iść w krzaki. Minęło może dziesięć minut od poprzedniego razu, ale przecież kto zabroni sraczce nią pomiatać, prawda? Więc rudzielec pobiegł prędko załatwić swoje potrzeby, by w razie czego nie przegapić powrotu medyczki.

Doczekała się, niedługo później. Pobiegła do córki lidera, swoją drogą jej wielkiej rodzinki. Grzecznie, niczym anioł stępujący ze Srebrnej Skórki poprosiła o zioła, a gdy je dostała, zjadła z ulgą. Były obrzydliwe co prawda, ale pomogły po jakimś czasie. Kiedy mogła znowu normalnie funkcjonować, zamierzała iść do tego gnoja.

Ku zdziwieniu wszystkiiich, medyka nie było w legowisku. Dziwne, ten szczur opuszczał kiedykolwiek swoją norę?
Płomień skrzywiła się. Gdzie mógł poleźć? Ruszyła przed siebie, przez dłuższy czas szukając tego zrzędy. Nie zauważyła nawet, kiedy dotarła w to dziwne miejsce, gdzie były wykopane doły. Rudą zastanawiało, po co one są, jednak widok jej celu skutecznie odpędził dziwne pytania.
Ruszyła poważnym krokiem przed siebie, cały czas mierząc Potrójny Krok spojrzeniem. Odwrócił się, a widząc swoją siostrzenicę, wyglądał jakby miał zapchać jej ziołami mordę i wrzucić do jednego z tych dołów.
- Słuchaj no mnie, ty stary pryku! - Wydarła paszczę, podchodząc do niego jak najbliżej. - Jak śmiałeś podać mi złe zioła?!
Potrójny Krok prychnął w odpowiedzi, otwierając pysk, jednak ruda go uprzedziła.
- NIE DARUJĘ CI TEGO, SŁYSZYSZ? STARUCHU JEDEN TY! BEZNADZIEJNY JESTEŚ! - Wrzasnęła. - Przyszłam się wyleczyć, ale ty tego nie zrobiłeś!! Fasolowa Łodyga jest milion razy lepsza od ciebie, słyszysz, staruchu?!
Oddychała po swoim krzyku, łapiąc powietrze. Patrzyła na niego ostro wkurwiona, bo to nie był pierwszy raz, kiedy Potrójny Krok wykorzystywał swoją oczywistą przewagę nad rudą. Poza tym, kurwa, kto by chciał mieć sraczkę?!
Trójka był zdenerwowany równie mocno co jego siostrzenica. Było widać, jak wysuwa pazury, łapiąc szybko młodszą za kark. Płonąca Łapa zaczęła się wyrywać, jednak liliowy zdołał zaciągnąć ją do jednego z dołu. Wrzucił ją, jednak Płomień długą łapą złapała kocura za przednie kończyny. Zdążyła pociągnąć medyka za sobą, nim na dobre zlecieli w czeluść. Dokładniej w dół dla niebezpiecznych pacjentów.
- AAA TY PIEPRZONY DZIADZIE - Wydarła się, a na powierzchni idący wojownicy aż się rozejrzeli za źródłem tego hałasu.
Zaczęli się miotać. Płomień była zgnieciona przez trójłapego, więc cały czas próbowała ugryźć go w łapę, ale...on jednej tylnej nie miał, a dostanie się do drugiej wymagało czasu.
- Nie pchaj się tak! Daj mi wyjść kupo futra! - Rzucił zdenerwowany cętkowany.
- Jestem damą! To TY masz obowiązek mi pomóc wyjść!! - Odgryzła się Płonąca Łapa.
- Damą? Ha! Chyba w snach! Nie masz za grosz w sobie damy! Śmierdzisz bachorem! A ja jako ten starszy mam pierwszeństwo, aby się stąd wydostać! - Zaczął bardziej deptać dymne futro młodej.
- Mam w sobie więcej damy niż ty dorosłego! - Burknęła, czując futro liliowego w pysku. Ugh, mieli tu tak mało miejsca!
Próbowała odepchnąć od siebie tego starucha, jednak mając takie ograniczone pole, było to ciężkie.
Po chwili poczuła kopniaka w pysk. Ten pieprzony Potrójny Krok!
-No nie wierć się tak! - Ziemia zaczęła się na nich sypać. - Yh! Obrzydlistwo! Mogłaś grzecznie tu wleźć, a nie mnie wciągać do siebie! To twoja wina!
- Ha?! Czy muszę wspominać, przez kogo tu jestem?! - Wrzasnęła.
- To odpowiednie miejsce dla kogoś takiego jak ty! Brak ci pokory i szacunku do starszych! - Znów próbował się wspiąć, stanął przez to łapą na jej grzbiecie.
- H-hej! - próbowała coś powiedzieć ale zabrakło jej tchu przez ciężar na plecach. - Złaź ze mnie! - Miotała się, aż w końcu kocur spadł na nią.
-Yh! - Liliowy poderwał się szybko na łapy, przez co ją podeptał - To ty złaź ze mnie! Przez to, że się wiercisz nie mogę wyjść!
- Nie depcz mnie tymi brudnymi łapami!! - Znów spróbowała go odepchnąć, ale miała za mało miejsca. - To nie moja wina!
- Właśnie, że twoja! No już! Posuń się! Przydaj się na coś zamiast jęczeć.
- Jak ci przeszkadzają moje jęki to mi pomóż wyjść! No już!
- Nie rozkazuj mi! Za kogo ty się uważasz co? Jesteś tylko gówniarą, która idzie ścieżką mięsa armatniego. Co cię niby pociąga w tej wojaczce? Krew, smród i brud? A taka z ciebie podobno czyścioszka! - Zaczął jej wygarniać. Oh, więc tak się bawimy?!
- Ej ej ej! Nie pozwalaj sobie! Bycie medykiem niby lepsze od życia wojownika? Myślisz, że miałam wybór? - Burknęła. - I nie jest mięsem armatnim! Będę Ci jeszcze dupe ratować a ty mi łapy ucałujesz!
- Chyba w twoich snach! Nie dotknę językiem twojej brudnej sierści! - Znów zaczął się wspinać, ale ziemia mu się osunęła spod łap i wylądował z powrotem na Płomień. - No zrób coś!
- Przestań mnie nazywać brudną to się zastanowię - odwróciła obrażona pysk. Nie dość, że ją zgniótł to jeszcze chce pomocy, pff!
- Nie dyktuj mi warunków! Zasłużyłaś na taki los! Mogłaś mi nie podpadać.
- A niby jak ci podpadłam? Moją idealnością? - Uniosła brew, chwaląc samą siebie.
-Gówniarzystością. Ej ty! Wyciągnij mnie! - Zawołał do jakiegoś wojownika, który przeszedł mając ich gdzieś. - Widziałaś? A żeby dopadło cię zwyrodnienie! - Krzyknął za nim.
- Pfff, pewnie ma cie dość i dlatego nas ominął!! - Syknęła.
- To ciebie ma dość! Jęczysz jak kocię! - Wytknął jej.
- A ty narzekasz jak stary dziad! - Odbiła piłeczkę w ich jakże inteligentnej rozmowie.
- Nie jestem stary! - Oburzył się.
Wojownicy doskonale słyszeli kłótnię dwóch kotów, ale skoro sami się siebie pozbyli, to czemu mieliby im pomagać? W końcu trochę ciszy i spokoju. 
Płomień zmarszczyła brwi ze zdenerwowania i frustracji. Nie chciała tu być! I jeszcze z tym debilem!
- Jesteś! Starszy ode mnie, staruchu! 
- Starszy, ale nie staruch! Staruchem jest Iglasta Gwiazda, a nie ja! - Wspomniał ich wspólnego przodka.
- Staruch!! Mój dziadzio to w ogóle dupa bez zębów! On powinien już się spać ze starości - wzruszyła ramionami na tę oczywistość.
- Nie mów tak! Życzenie komuś śmierci jest złe! Że też moja siostra wydała cie na świat! Ale czego się po niej spodziewałem! Też była krzykaczką. - Przewrócił oczami.
- Fu! Mnie to obrzydza fakt, że łączy nas krew! - Wypięła język - też się zastanawiam czemu mnie wydała na świat! Mnie, cudowną Płomień!
- Najwidoczniej mieli cię dość tam gdzie wcześniej byłaś. Nawet Klan Gwiazdy nie przyjąłby cię do siebie i skończyłabyś w Pustce, byle twój głos nie mącił spokoju. - Zaczął gadać te swoje mądrości, co tylko podniosło tortie ciśnienie. Jednocześnie miała niezły humor, by mu dopiec.
- Ha! Mój duch by cię nękał! I nikt nie ma mnie dosyć! To zaszczyt mieć moje towarzystwo, dlatego powinieneś mi łapy lizać. - Odparła z przekonaniem.
- Chyba nie wiesz co mówisz! Wszyscy maja cie dość! Prędzej wolałbym lizać zdechłą mysz niż twoje łapy. Nie tęskniłbym za twoim towarzystwem. - Oznajmił bez przeszkód.
- Nie wszyscy! Każdego kota w klanie cieszy moja osoba! Tylko Ty masz jakiś problem!! - Położyła po sobie uszy.
- Tak uważasz? Więc proszę! Udowodnię ci, że się mylisz! Będziemy pytać wszystkie koty, czy jesteś denerwująca! - Zaproponował.
Płomień nigdy nie myślała o sobie pod takim kątem. Przecież nie posiadała złych stron, a każdy kot wcale nie próbował jej jak najszybciej zbyć.
- A proszę cię bardzo! Tylko najpierw pomóż mi stad wyjść! Nie chce żebyś umarł leżąc na mnie!!
- Ja tu nie umrę! Posuń się - przekręcił się - Jak mam ci pomóc skoro ja muszę pierwszy wyjść?
- Umrzesz bez jedzenia! Ja mam robaki! A ja wyjde pierwsza bo jestem damą! Należy mi się! - Cały czas przepychała się z liliowym.
- Nie po to cię tu wrzucałem, abyś wyszła pierwsza, a mnie zostawiła! - Rzucił.
- Przecież bym cię nie zostawiła dziadzie głupi! W dupie ci się poprzewracało! Kto mnie będzie leczył jak nie ty?? - Zapytała, nim jej mózg przeanalizował to, co wyleciało z jej pyska.
Potrójny Krok aż zamilkł, patrząc na nią zdziwiony.
- Jak to? Kłamiesz teraz, abym ci pomógł, a później mnie zostawisz! - Miauknął, a Płomień zmierzyła go wkurzonym spojrzeniem.
- Uwierzysz, że nie?! Mam swoją dumę i takie coś jest poniżej mojego poziomu! Sama cie załatwię, dół mi nie potrzebny, pff!
- Przecież mówiłaś, że jestem ci potrzebny do leczenia, a teraz twierdzisz, że mnie załatwisz?
- No tak, ale samodzielnie! Wyleczysz mnie, będę niezniszczalna i mogę cię załatwić. - Uśmiechnęła się pewna siebie.
- Nie można być niezniszczalnym. - Zniszczył jej idealną wizję. - Nie ma na to leku. Jak ja zginę, zginiesz i ty, ale wcześniej będę cię nawiedzał z Klanu Gwiazdy i posyłał pioruny. 
- Aha więc chcesz mnie usmażyć! Jak ty zginiesz to... To ja sobie poradzę! - Język powoli zaczął jej się plątać.
- CHCESZ WIĘC MNIE ZABIĆ TAK?! Taki jest twój cel?! - Trójka wykrzyczał jej w pysk.
- NIE!! OGARNIJ DUPSKO! MÓWIŁAM, ŻE PÓŹNIEJ!
- JAK TO PÓŹNIEJ?! CZYLI JEDNAK?!
- A CO BOISZ SIĘ??
- TAK! - Zamilkł patrząc na nią z szokiem, bo się przyznał do swojego wielkiego lęku. Śmierci.
Siedziała zaskoczona, jednocześnie nie wiedząc co powiedzieć. W głowie miała pustkę, bo co by mogła odpyskować na coś takiego? Trójka milczał, odwracając głowę.
Co ma odpowiedzieć? "o, no to świetnie. Szykuj się na śmierć?", a może "dziwne"? Mimo wszystko nigdy by go nie zabiła własnołapnie, miała dziwne wrażenie, że po prostu... Nie mogłaby? Nie była morderczynią głupich, trójłapnych medyków.
Obydwoje nadal milczeli. Trwało to już dłuższą chwilę, a cicha między nimi stawała się napięta oraz niezręczna. Kto by pomyślał, że sami siebie zamkną? Wojownicy na górze cieszyli się spokojem, podczas gdy oni trwali w naprawdę niekomfortowej sytuacji.
Trójka westchnął, a Płomień myślała dłuższą chwilę. Powinna jakoś wykorzystać tą sytuację, a skoro liliowy tak jej nienawidził...to może on...
- A ten... Czy ty- - myślała jak to ująć, jednocześnie zachowując neutralny ton - ty byś chciał... No wiesz, mojej śmierci?
Spojrzał się na nią, a w jego oczach nie potrafiła rozróżnić emocji. To było za trudne! Wkurzała ją jej niewiedza na temat emocji i uczuć, poza tym sama nie potrafiła ich poprawnie wyrażać...
- Nie... nie chciałbym. Nie jestem mordercą. No i... twoja matka by mnie obdarła za to ze skóry, dziadek pewnie też...- Powiedział w końcu.
- To chyba, chyba dobrze? Widzisz, dziadziuś by mnie obronił, jeśli by mu się tyłek nie sypnął... Ale ogółem to... Dziwne takie trochę? - Zamrugała, patrząc w bok. Ta wymiana zdań była taka...niecodzienna.
-Czemu dziwne? - Zamrugał zaskoczony.
- Hmpf! A musisz dopytywać? - Odwróciła głowę - no bo, to dziwne! Zawsze wszystko mi utrudniasz, mówisz, że byś mnie obdarł ze skóry, ale zabić to nie. Dziwne
- No bo... bo... może i jesteś denerwująca, ale zabić to poważny czyn! Za niego nie trafiłbym do Klanu Gwiazdy, no i... to zbrodnia! Niewłaściwe! Ja nie chciałbym umrzeć. - Powiedział.
- Oooo, więc jednak aż tak mnie nie nie lubisz, by mnie ubić? Dobrze wiedzieć, wujku. - Wyszczerzyła się, chociaż nie było jej do śmiechu. - I się nie zakrywaj zbrodnią, pomyleńcu! Kto niby chciałby umrzeć?
- NIE OBRAŻAJ MNIE!
- MÓWIĘ PRAWDĘ A NIE OBRAŻAM! - Ruda broniła swojego zdania.
- Właśnie, że obrażasz! Nazwałaś mnie pomyleńcem! Sama jesteś pomylona! Nie myślisz! Twój mózg to zatęchłę bagno. 
- Aha więc taki jesteś?? No dalej, zsuwaj dupe bo chce już stąd wyjść! Jak najdalej od ciebie!
- A proszę bardzo! No dalej! Wyjdź jak taka mądra jesteś - odsunął się na bok. 
- Ha i co? Sama mam wyjść? A moja podpórka to gdzie uciekła? - pcha się na kocura, próbując jednocześnie się wspinać
- Ej! Przestań! - Wywrócił się i Płomień wylądowała na nim w wielkim przytulasie.
Nieświadomie, czując miękkie futro po prostu nie reagowała na fakt, że ich ciała styknęły się w takim... Momencie. Była też w dużym szoku, więc po prostu gniotła go dalej.
Patrzyli na siebie w szoku i zdezorientowaniu.
- Nie gnieć mnie! Co ja mech? - Odepchnął ją łapami.
Patrzyła, a czując jak kocur ją odpycha, zareagowała w końcu. W sumie to jest całkiem mięciutki, ale no, to Trójka! Więc Fuj!!
- Tak! Wygodny mech! Mógłbyś jeszcze faktycznie się przydać i pomoc mi wyjść!
- NIE POMOGĘ CI ZA TWOJE CHAMSTWO! - zepchnął ją z siebie i otrzepał się, krzywiąc z obrzydzenia.
- A JEŚLI SPRÓBUJĘ NIE BYĆ CHAMSKA? - Zapytała pod wpływem jakiejś dziwnej emocji.
Płomień spojrzała na niego uważnie.
- Dobra.
Myślała chwilę, jak nie być chamską...chociaż ona nie jest taka, to tylko wymysł tego dziada! Ale jak mus to mus.
- Dobra... To... Zróbmy test. Przywitaj się ze mną. - Polecił.
- Ymm, okej! Szykuj się, staruchu!
Myślała chwilę, jakie miłe słowa słyszała w obozie, by je teraz powtórzyć. Ugh, tylko co powiedzieć pierwsze?
- Em... Hej?? - Mruknęła niepewnie.
- Hej. Po co przyszłaś? - ego obojętność uderzyła w nią mocno. A to gnojek!
- Eeeee -     Wysiliła mózgownicę, próbując odróżnić te ładne słowa, po których koty się uśmiechały, od tych nieładnych. - przyszłam zobaczyć twoje... Piękne oczy!
Potrójny Krok uniósł brew.
- A to niby z jakiej okazji, co? I dzięki. To miłe. Wiem, że mam je piękne.
Płomień zmarszczyła nos. Gnojek, a do tego narcyz.
- A tak, żebyś miał lepszy dzień~ Mruknęła przyjaźnie.
Słowa ledwo jej przeszły przez gardło, ale czego się nie robi dla wyjścia z dziury?
- No... Widzę, że umiesz rozmawiać jak kot, a nie jak bachor. - Przyznał, a w Płomień zaświeciła się iskierka.
- No oczywiście, że tak. W końcu jestem najlepszym kotem w całym lesie- to znaczy, ty jesteś - poprawiła się szybko, bo zaraz by rozwaliła całą konwersację.
- Przyznałaś, że ja jestem...? Jestem najlepszy? - Zapytał zdziwiony.
- A to takie zdziwienie? - Miauknęła zaskoczona. - Nie znam innych medyków ale ty jesteś całkiem spoko.
Nie mówiła tego, bo miała być miła. Tak jej wyleciało z pyska po prostu. Wzruszyła ramionami.
Trójka zamrugał zaskoczony.
- Mówisz... poważnie? Nawet po tej sraczce i pokrzywie?
- Pokrzywie? - Zmrużyła oczy. Skojarzyła szybko fakty. - AAA TY STARY DZIADZIE JAK MOGŁEŚ!?
- No i gdzie tu twoje bycie miłą?! - Zapytał głośno.
- Ha?! Mam być miła po tej pokrzywie! Jak mogłeś, ty... Ty najlepszy medyku w lesie!! - Trzeba ją docenić za chęci. Mimo swojego wybuchu nadal próbowała go komplementować!
Trójka patrzył na nią jak na debila, samemu będąc nieźle zdziwionym. 
- Co? Czy ty jesteś świadoma tego co mówisz? Krzyczałaś na mnie, a teraz znów chwalisz!
- Co za typ! - Wywróciła oczami.- Nic ci nie pasuje! Chwale cie to źle, wyzywam, to też źle! Weźże się zdecyduj no!
- No... no bo... bo ja już nie wiem, czy jesteś  miła czy nie! - Rozejrzał się, ale widział tylko ściany z ziemi.
- No jestem! Mówię ci, że masz ładne oczy! Twoje futro też jest całkiem miękkie, dziwne aż. Wygląda na szorstkie ale jak tak na ciebie spadłam to mięciutko tak-
Zamilkła, gryząc się w język. Trójka siedział w szoku, nie rozumiejąc siostrzenicy. 
- I co nic nie mówisz? - Burknęła. - O raju, jesteś gorszy od kotek!
- Nie jestem wcale kotką! - Tupnął łapą naburmuszony. - Po prostu... Nie sądziłem, że możesz być miła.
- Ślepa nie jestem! Widzę, że masz jaja pod ogonem, poza tym śmierdzisz - przewróciła oczami na te oczywistości.
Potrójny Krok wystawił jej język.
- Ty też śmierdzisz! - Również pokazała mu swój. - Nic mi nie wisi - Wypięła język
- Wisi ci glut z nosa - Skrzywił się
- A tobie to coś co powinno być czwartą łapą. - Wytknęła mu. Hah, genialny pocisk.
- To nie wisi! Jest sztywne, ma kość! To jest zespolone ze mną! I nie śmiej się z niej! Dzięki temu jestem geniuszem i wybrańcem Klanu Gwiazdy! - Zaczął bronić swojego wyrostka, który miał być kończyną. 
Płomień parsknęła, śmiejąc się dalej.
- Tak a mój glut z nosa to błogosławieństwo! - Przedrzeźniała go.
- Nie! Twój glut z nosa to przekleństwo i objaw zbliżającego się przeziębienia. - Wyjaśnił.
- To czemu mnie nie leczysz?! Śmiesz się nazywać medykiem?? 
- Jak mam cię leczyć skoro jestem uwięziony w dole?! Zioła są na górze, więc zamiast stękać, wyciągnij mnie stąd! - Tupnął łapą.
- A co jak mi dasz znowu zioła na sraczke?? - przysunęła się, mierząc go spojrzeniem.
- Nie ufasz mi? - Uniósł wyżej głowę, aby się wywyższyć
Płomień spróbowała wyciągnąć szyję, by mu dorównać.
- A mam podstawy? Ty podstępny kocurze!
- Może i masz podstawy, ale... ja się mszcze tylko, gdy mi nadepniesz na odcisk. - Odwrócił głowę.
- To duże masz te odciski skoro ciągle dostaje po futrze! - Burknęła.
- A owszem! Bądź grzeczna to nie będę cię truł. - Miauknął.
- Jestem grzeczna! Ty tego nie widzisz po prostu. Po co ci te ładne oczy, skoro są ślepe?? - Uniosła brew.
- Nie jesteś grzeczna, bo mnie wyzywasz i robisz głupie żarty. Grzeczne kotki tak nie robią. - Trójka pewnie gdyby mógł, skrzyżowałby ramiona na piersi.
- Najwyraźniej twoje oczęta są zasnute przez pajęczynę. - Posłała mu pewne siebie spojrzenie. - Ty też nie jesteś, bo mnie trujesz - wytknęła mu. - Ja jestem odważną kotką, która nie podporządkowywuje się kocurom!
Potrójny Krok wywrócił oczami.
- Nie chodzi o podporządkowanie się, a o nie sprawianie problemów. Jak chcesz możemy zacząć to leczyć.
- Ale jak wszyscy będą grzeczni to będzie nudno. Czyli cały klan Trójek! Dno. - Wypięła język.
- Wcale, że nie dno! Nie jestem dnem! - Machnął rozeźlony ogonem.
- Może zajmij się czymś, a nie z nudów wariujesz?
- Ja w twoim wieku zbudowałem gniazdo! Miauknął. - No dobra... Byłem młodszy niż ty
Płomień zaczęła się zastanawiać, co ona osiągnęła... Hah, chyba niewiele poza wkurzaniem medyka, mentorki i innych w klanie.
- Gniazdo? Pff, ja uczę bycia silnym już dwójkę kotów! - oznajmiła po chwili - i nie wariuje! To normalne zachowanie, z tobą po prostu coś jest nie tak.
- To z tobą jest coś nie tak. Uczysz bycia silnym, a co osiągasz tym? Nic. - Wytknął jej.
- Hmpf! Szacunek a co! Poza tym jak nas zaatakują to będziemy mogli się bronić! - Miauknęła. - ty chyba nie wiesz co znaczy być silnym.
Trójka machnął zdenerwowany ogonem.
- Ja nie potrzebuje walczyć! Walka równa się śmierć! Wole być z dala od niej i leczyć głupców.
- I od tego jestem ja! Żeby ratować Twoja bojącą dupe! Wiesz, że kiedyś mogłabym zginąć ratując takiego mysiego móżdżka jak ty? Bo się bał?? - Zapytała z pretensją, w końcu kto chciałby ginąć za takiego gównianego kota?
- Ale przynajmniej ja będę żył. To się liczy. - Oznajmił, a młodą trochę zatkało. No patrzcie jaki egocentryk! A niby medyk i myśli o dobru klanu!
- Aha więc moje życie to już nie ważne?? - Warknęła z pretensją.
- Ważne, ale moje ważniejsze!
- Nie prawda! Moje też! Ja tu robię brudną robotę!
- Ha! Przyznałaś się do tego! Czyli jednak! - Miauknął z triumfem wręcz.
- ALE NIE JESTEM BRUDNA! - Szybko krzyknęła.
- To co to za ziemia na twojej sierści? - Uniósł brew.
- A co to za kamienie na twojej?? - Odbiła piłeczkę.
- To... to tylko... to TWOJA wina, bo mnie tu wepchałaś! - Burknął, zwalając całą winę na nią. Tak to nie będzie!
- To tylko moja?! A kto ten dół przygotował co?? 
- Ten dół został wykopany przed twoim narodzeniem dla niebezpiecznych pacjentów - Wyjaśnił, wcale nie mając na myśli niej.
- Ale ja nie jestem niebezpiecznym pacjentem! W łeb się puknij! - Odparła z oburzeniem.
- Ale ktoś musi uświadomić ci, że czynisz źle!
- Ha? Niby jak źle?? Komu szkodzę? - Uderzyła nerwowo ogonem o ścianę dołu.
- Mi i społeczeństwu! Wywyższasz się i uważasz za panią lasu. Wyzywasz mnie i innych. Jesteś niegrzeczna! - Wymienił jej wady, na które Płomień wciągnęła gniewnie powietrze. Przecież ona nie miała wad! Jak on śmiał!?
Milczała dłuższą chwilę, naprawdę nie wiedząc co odpyskować. To był chyba pierwszy raz, kiedy ją zatkało.
- No tak- - Spróbowała, jednak Trójka wszedł jej w słowo.
- Na szacunek trzeba sobie zapracować, a nie... - Burknął.
- Hmpf! A na mój to niby kto będzie pracować? Muszę mieć władze by mnie szanowano! - Powiedziała co wiedziała.
- Ah tak... chcesz, aby ci władza uderzyła do głowy i być jak Stwórca? Tego chcesz? Rządzić, będąc nienawidzona przez wszystkich? - W jego oczach błysnęło coś, co w niewypowiedziany sposób zaniepokoiło uczennicę Pierzastej Mordki.
- Nie mówię tego!! Poza tym o co ci z nim chodzi?? - Spróbowała wybrnąć z nieprzyjemnej sytuacji.
Słyszała historie o tym całym Stwórcy. Podobno urodziła się mniej więcej w tamtym czasie. Okrutny syn Lisiej Gwiazdy wybił prawie cały Klan Wilka, a Klan Burzy przyszedł im pomóc, zostawili tu wojowników, którzy zaczęli się panoszyć. 
Zmarszczyła brwi. Takim kotem był Hiacyntowa Cętka, mianował się zastępcą i zawsze, kiedy do niego podchodziła, wyśmiewał ją w pysk. 
- No jak to o co? Chce ci pokazać jaki los cię czeka, jak będziesz tak się rządzić. - Miauknął.
- Śmierć, jak każdego innego kota w tym lesie! - Oznajmiła, będąc nieco pod wpływem negatywnych emocji, jednak nie potrafiła ich od siebie odróżnić. Może trochę zazdrość, że Potrójny Krok na serio był szanowany w klanie, a może coś innego? Złość, bo Hiacyntowa Cętka nie zwracał na nią uwagi, a potem go zabito, nim pokazała swoją doskonałość? Czy może zawód bratem?  
- Ale śmierć w nienawiści. Naprawdę chcesz, aby Cię nie lubiono? - Zapytał, a jego wyraz pyska się zmienił. Może na taki bardziej...zmartwiony? Płomień milczała chwilę.
- Przecież już teraz nikt mnie nie lubi więc jaka różnica? - Przymknęła oczy, wzdychając.
- To może się postaraj, aby było inaczej? Nie jesteś taka zła skoro można z tobą porozmawiać, więc i jesteś w stanie się poprawić. - Nie wierzyła w to, co usłyszała.
- O o h więc teraz Ty mi mówisz mile rzeczy? - Dopytała, chcąc być pewną.
- Nie - Spojrzał gdzieś w bok. - Nie miałem tego na celu.
Jej zmieniający się obraz o medyku został roztrzaskany w pył.
- Kawał chama z ciebie ot co! Ja ci mówiłam! - Burknęła z pretensją.
- Nie mogę znaleźć w tobie zalet, prócz tego, że może jeszcze wyjdziesz na kota, a nie na zgniłe jajo. - Oznajmił, a Płomień ścięło z łap. Zgniłe jajo?!
- Liczyłam na więcej, w końcu taki z ciebie wielki medyk! Pf ten tytuł to ci chyba ślepy kot nadał.
- Co takiego?! MAM wiedze o leczeniu większą niż ty! Dzięki mnie wiele kotów dziś żyje! A to, że nie dajesz mi powodów do chwalenia ciebie nie jest odpowiednim argumentem. Udowodnij mi najpierw, że ci zależy. 
Zmrużyła oczy, obserwując go.
- Na czym? Na pochwale od ciebie? Jeszcze czego! - Miauknęła, odwracając głowę. To nie tak, że nikt jej nigdy nie chwalił, nawet mentorka...
- Nie to nie. - Znów zapadła między nimi cisza.
Płomień zmarszczyła nos. Cicho liczyła, że kocur zrozumie jej potrzeby, ale tak się nie stało. 
-...Jesteś na mnie zły? - Zapytała cicho. Z jakiegoś powodu ją to interesowało.
- Nie. Chyba już mi przeszło. - Odparł normalnym spokojnym tonem. Atmosfera wokół nich wydawała się zelżeć, uspokoić.
- A, więc byłeś. - Uniosła brew, dostrzegając swoją rację.
- W końcu te twoje żarty nie były wcale śmieszne!
- Ha no jak nie? Twoje były tak samo straszne!
- Sama zaczęłaś!
- ALE ty odpowiedziałeś!
- A co? Miałem pozwalać ci na to wszystko? Wtedy byś myślała, że wszystko ci wolno i jesteś bezkarna. Otóż nie!
- Znalazł się stróż!
- Dla ciebie Pan Stróż. Tak naprawdę mam gdzieś jak podskakujesz do innych, ale ja sobie nie pozwolę, aby gówniarz sobie pozwalał za dużo w mojej obecności.  - Oznajmił.
- Zmuś mnie! - Próbowała go prowokować.
- Do czego?
- Do przestania podskakiwania tobie i pozwalania za dużo - uśmiechnęła się chytrze. 
- Naprawdę? Wiesz że mam na głowie o wiele więcej niż ty? Zresztą chciałem zmusić, dzięki temu dołowi, ale skończyłem tu z tobą.
- I widzisz jaki twój los! Co prawda moje towarzystwo jest najlepsze i powinieneś mi dziękować za to, ale... Weźmy już stąd wyjdźmy. Mam dość twojej mordy. - Nie mogła sobie odebrać przyjemności z mówienia ostatniego zdania.
- Wzajemnie! Stań więc tutaj, a ja wejdę na ciebie i wyskoczę. - Polecił.
- Przecież jesteś większy! Nie lepiej będzie, jak ja wejdę? Złamiesz mi kręgosłup!
- Nie! Nie ufam ci, a sobie tak. Nie zamierzam spać w tym dole. I nie połamie. W końcu sama twierdzisz, że jesteś silna.
- No bo jestem, ale ty mnie tu zostawisz! - Wytknęła mu.
- Nie zostawię. Jestem zmęczony i ochota na żarty mi przeszła.
- Zostawianie kotów na śmierć w dole to nie żarty.
- Nie chciałem cię tu zostawiać na śmierć, tylko na jedną noc przecież! - Przyznał się.
-... Liczy się fakt! - Po chwili jednak przemyślała sprawę, - Dobra - ustawiła się - no wchodź! Byle szybko, nie chce cie dotykać dłużej niż musze!
Zadowolony wskoczył i się wybił z tylnej łapy. Udało mu się złapać wyjścia. Ziemia sypnęła się na głowę Płomień, kiedy się wspinał. Kotka czując na sobie ziemię, syknęła, poganiając go. Liliowy wyszedł i z ulgą opadł na ziemie.
- Wolny! - Miauknął z euforią.
- NIE ZA DUŻO TEJ WOLNOŚCI MASZ? - Krzyknęła z dołu.
Medyk zerknął w dziurę.
- Grzeczniej trochę. Już wołam durniów na pomoc damie w opałach. - Przewrócił oczami.
- W KOŃCU NAZWAŁEŚ MNIE DAMĄ! - Ucieszyła się. - Ale nie mów im, że w opałach! Po prostu problem mały!
Poszedł do wojowników i zagonił ich do roboty. Ci będą niepocieszeni, pomogli jednak dymnej wywlec się na górę. Płomień padła plackiem na trawie.
- W koooońcu~
- To podziękuj mi za ratunek. - Upomniał się.
Płonąca Łapa spojrzała na niego z trawy. Była zmęczona, w dziwnym nastroju po ich szczerych kłótniach ze sobą, toteż zaskoczyła ich dwójkę sposobem, w jaki podziękowała starszemu.
- Dziękuję~ - Miauknęła milutko, ocierając się o bok wujka.
Zaskoczony stał, nie spodziewając się takiego czegoś. Pożegnał się z nią i poszedł do siebie spać, zastanawiając się co tu się właśnie wydarzyło.
Płomień nim się położyła, wymyła dokładnie futro ze smrodu medyka. Ughhh oby nigdy więcej!

<Potrójny Kroku? <3 >

4232 słowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz