Dzieciarnia się urodziła, a on zmuszony był polować za trzech! Nornica jadła i jadła, a kociaki wydawały się chudnąć w oczach. Czy ona je w ogóle karmiła?
Przeskoczył płot, rozglądając się po otoczeniu. Był na kolejnym polowaniu. Coraz bardziej zaczynał żałować, że przygarnął swoje dzieci. Może rzeczywiście lepiej by było, gdyby skorzystał z pomysł Kukułki i wrzucił je pod potwora? Nie... W końcu miał już pewne plany, jak te małe glizdy wykorzysta. Do zemsty. Szkoda tylko, że z całej czwórki, tylko jeden był kocurem. Na razie jednak młody nie wydawał się odważny, nie to co jego siostry. Będzie musiał go porządnie przeszkolić, kiedy tylko uzna, że umie prosto stać na łapach.
Skręcił za róg i zerknął na drogę. Przez ten upał, nawierzchnia była tak bardzo rozgrzana, że przechodząc na drugą stronę, czuł się jakby chodził po ogniu. Dziwne, że te potwory, które codziennie przejeżdżały obok, jeszcze nie wyły z bólu! W końcu nigdy nie opuszczały czarnej nawierzchni.
Nareszcie udało mu się dotrzeć pod ich drzewo, gdzie w krzewach, wylegiwała się Nornica. Jego gołąb w pysku strzelił, ponieważ za bardzo zacieśnił uścisk na jego gardle, przez co teraz kark stworzenia wisiał bezwładnie.
Dlaczego tak reagował, gdy tu wracał? A dlatego, ponieważ Nornica i jego doprowadzała powoli do białej gorączki. Nie nauczyła się chyba, że narzekaniem nie wskóra jego sympatii.
Wszedł do środka rzucając okiem po dzieciarni. Cała czwórka zeszła mu z drogi, kiedy zauważyli, że skończą podeptani, jeśli tego nie zrobią. Czermień rozluźnił szczęki i wypluł ptaka pod łapy kotki, która zdegustowana śliną na piórach, aż się skrzywiła.
- Nie komentuj, bo sama zaczniesz polować - warknął.
- A z chęcią! Mam dość siedzenia z tymi bachorami! Zabrałabym Pajęczynę nawet ze sobą, byle te twoje latorośle nie były blisko niej!
- Sama się zgodziłaś na taki układ, więc teraz nie jęcz! - syknął, odwracając się do swoich dzieci.
Kłak jak zawsze patrzył się wszędzie, byle nie na niego. Zła zaczęła go wypytywać o jakieś bzdury, których nawet nie miał zamiaru wysłuchiwać. Pajęczyna myła się w kącie, a Zgnilizna. Właśnie. Gdzie ona była? Nie musiał czekać długo na odpowiedź, ponieważ już za chwilę, poczuł jej oddech na karku. Odwrócił łeb i ze zdziwieniem stwierdził, że koteczka wisiała na małej gałązce. Gdyby nie to, że była lekka, ta pewnie by się złamała, a dzieciak wylądowałby na nim.
- O co chodzi? - zwrócił się do córki.
Jeszcze za bardzo nie dorósł do ojcostwa. Nie wiedział za bardzo o czym z takim czymś rozmawiać. Może to kwestia przyzwyczajenia? Minął już księżyc, a on więcej czasu spędzał poza legowiskiem niż w nim. Oczywiście wracał na noc, ale od niedawna przeniósł się na drzewo, aby nie słyszeć jęków dzieciarni.
- Bawisz się w ptaka? - dodał z kpiną.
<Zgnilizno?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz