Był już większy, ale nadal był tylko kociakiem! Więc dlaczego tata kazał mu ze sobą iść? Rzucił wystraszone spojrzenie w kierunku sióstr. Rozłąka z nimi nie była przyjemna. Przyzwyczaił się w końcu do tego, że byli zawsze razem. A teraz? Teraz musiał je zostawić, bo tak chciał tata. Bał się, bał tego co czeka go na zewnątrz. Nornica w końcu opowiadała straszne opowieści, które stroszyły mu sierść na karku. Do dzisiaj pamiętał jej okropny śmiech.
Wystawił łapkę na zewnątrz, mrużąc oczy przed światłem dnia. Od razu zaczął rozglądać się po swoim skwerze, w którym przyszło mu żyć. Gęsta trawa, jakiś płot, drzewo i duże tuby. Zapachy i dźwięki również były inne. Głośniejsze i... obce.
Tata prowadził go w stronę dziury w płocie. Kociak z łatwością pod nią przeszedł, nie to co starszy, który musiał się mocno wygiąć. Czarna droga biegła tutaj w różnych kierunkach, a na niej stały dziwne potwory. Miał tyle pytań, ale milczał. Nadal nie wiedział jaki jest cel tej ich wycieczki.
- Dokąd idziemy? - w końcu miauknął, kiedy jego łapki zaczęły go boleć.
Chodzenie po twardym gruncie było nieprzyjemne. Chciał już wrócić do domu.
- Na trening - warknął Czermień jakby to było oczywiste.
Jaki trening? Ojciec stanął, rozglądając się w prawo i lewo, a następnie wkroczył do zaułka wypełnionego wielkimi tubami. Śmierdziało tutaj obrzydliwie, tak jakby ktoś tu zdechł.
No i nie mylił się, bo gdzieś z boku dojrzał rozkładające się coś z masą karaluchów. Zebrało mu się na wymioty. W końcu Czermień stanął, rzucając mu krytyczne spojrzenie.
- Od dzisiaj jadasz mięso - powiedział nie licząc na sprzeciw.
Mięso...? Kiwnął głową, że zrozumiał, chociaż ciarki na plecach nie opuszczały go ani na moment.
- Ale aby zjeść musisz na to zapracować. - Machnął ogonem, wskazując mu na wielki mur. - Masz się na to wspiąć. Już!
Jego krzyk sprawił, że aż podskoczył. Spojrzał w górę na ceglastą ścianę. Tak naprawdę nie była wysoka. Dwunożnemu sięgałaby do ramion, ale dla trzy księżycowego kociaka było to wyzwanie!
***
Skakał i skakał, ale za każdym razem jego łapki traciły grunt i spadał na ziemię. Tata krzyczał na niego, machając z niezadowoleniem ogonem. Pewnie liczył, że już na starcie pokaże mu, że da radę przejść przez przeszkodę. Najwidoczniej się rozczarował. Kłak nie wiedział ile spędził na próbach wspięcia się. Bolało go ciałko, a brzuszek domagał się posiłku. A ze słów ojca wynikało jasno, że nie zje nic, póki tego nie przeskoczy.
Padł na ziemię, dysząc ciężko. Nie miał już sił.
- Wstawaj - warknął kocur, popychając go łapą.
- Ni..nie mogę... - pisnął.
- Jesteś kotką czy kocurem! Powiedziałem: Wstawaj!
Zmusił swoje obolałe mięśnie do kolejnej porcji wysiłku. Uniósł się na łapki, które z każdą chwilą drżały coraz mocniej.
Tata odwrócił się dając mu ogonem w pysk, przez co wylądował z powrotem na brzuchu.
- Wracamy. - ogłosił od tak, kierując się w drogę powrotną.
Kłak ponownie wstał i chwiejnym krokiem ruszył za kocurem.
Tego dnia zaczęło się jego piekło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz