Z zaskoczeniem obserwował jak morskie oczy jego przyjaciółki stają się szkliste.
Mówiła coraz szybciej, coraz mniej się wahając, jakby coś w niej pękło.
- Nie chcę przed nimi przysięgać wierności, nie chcę o-oddać się ich za-zasadom... nie chce za nimi podążać…
Odruchowo przytulił ją do siebie, delikatnie gładząc ogonem po grzbiecie.
- Myślę, że to normalne, że się boisz - miauknął, próbując brzmieć uspokajająco. - Tylko taki Potrójny Dziadby się nie przejmował.
Kotka przyjęła jego żart głośniejszym chlipnięciem, które chyba miało oznaczać ulgę.
Milczał. Przymknął ślepia, próbując zebrać myśli. Nie zwierzał się nikomu, ale…
- Wiesz, ostatnio trochę myślałem o przodkach. - Jego głos brzmiał jak zwykle pogodnie, ale końcówka jego ogona drgała, zdradzając napięcie. - Wszystko, co się stało… - Nie musiał przywoływać przyszłości. Każdy Wilczak doskonale wiedział, co kocur ma na myśli. Zamilkł więc po prostu na chwilę, a jego myśli poszybowały w stronę najczarniejszych wschodów słońca ich klanu. Wschodów, które w jego umyśle zmieniały się w szare pasmo ciągłego lęku i bólu. - To zdawało się nie mieć sensu. Tyle razy wołałem ojca, prosiłem, żeby nam pomógł. Żeby… żeby zabił Stwórcę. Albo sprowadził kogoś, kto go przepędzi. Żeby pomógł wujkowi Igle. Mamie. Skowronek. Kawce. Maluszkowi. Tobie. Albo chociaż… Albo chociaż zabrał mnie do siebie - ostatnie zdanie wyszeptał ledwo dosłyszalnie. Odetchnął głębiej i spojrzał kotce w oczy. - Nie odpowiedział. Próbowałem zrozumieć dlaczego. Dlaczego? Czy nie byłem wystarczająco dobrym synem? Nie zasługiwałem na pomoc? Może to była kara? Próbowałem sobie przypomnieć co takiego zrobiłem, co takiego zrobiliśmy wszyscy… Nie chciałem wierzyć, nie mogłem…
Wziął głęboki wdech i powoli wypuścił powietrze. Uśmiechnął się.
- Długo szukałem. Winy, przyczyny dla której mógłby mnie zostawić, jakiegoś wspomnienia pokazującego, że mógł mnie nie kochać. Że byłby w stanie odwrócić się od nas wszystkich. I nie znalazłem. Wtedy… Przypomniałem sobie… Wtedy, kiedy wychodził z legowiska. Spojrzał na nas, ostatni raz. W jego oczach było coś, czego nigdy nie zapomnę. Ja… - Pokręcił energicznie łbem. - Nie wierzę, że mógłby nas zostawić.
Spojrzał jej w oczy.
- Każdy, kto trafia do Klanu Gwiazdy miał kiedyś rodzinę. Może on też patrzył na nich tak ostatni raz… Nie wierzę, że mógłby o tym zapomnieć. Myślę… myślę, że on po prostu nie mógł nam pomóc. Może… może zrobiłby tym więcej zła niż się stało? Może nie potrafił? Może ktoś mu zabronił? Bo gdyby mógł… Pewnie dałby się zagryźć jeszcze raz, żebyśmy tylko byli bezpieczni. - Uśmiechnął się kącikiem pyska. - Ale najbardziej... Może… może po prostu chciał, żebym nauczył się radzić sobie bez niego? Żebym próbował wybić ci głupi pomysł pomocy wujkowi Igle i w końcu ratował go z tobą, żeby później kazał mi biec do obozu Burzaków. Może Klan Gwiazdy nie chce, żebyś za nim szła, a raczej… nauczyła się biegać na własnych łapach?
Odpowiedziało mu słabe miauknięcie:
- A Strzyżykowa Pręga?
Spuścił łeb.
- Nie wiem. Nie rozumiem tego. Może to wcale nie była kara od Klanu Gwiazdy?
Liliowa momentalnie zaprzeczyła.
- Nie rozumiem. Wiem tylko, że mój tata nie przyłożyłby do tego łapy. - Odetchnął głębiej, formułując myśl, która od jakiegoś czasu nie dawała mu spokoju - Może Przodkowie wcale nie są nieomylni? - mówił szybko, jakby bojąc się, że kotka mu przerwie. - Wszyscy byli przecież tylko kotami, może wciąż mogą popełniać błędy, nie zgadzać się ze sobą i później żałować? Może… oni też kiedyś zostaną rozliczeni?
<Fasolko? :hehe_cma:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz