Po raz pierwszy wyszedł z ciasnej przestrzeni żłobka. Nareszcie. Sam ze sobą... Prawie. Zmusił się do wyjścia z Bursztynem, bo miał po czubek uszu widoku Błysk, Muszelki i tym bardziej Czermienia... Yh, trafiła mu się istnie okropna społeczność do życia.
- Jak ja się cieszę, zobacz sam! Futro mi drży, a ogon sam tańczy - Dawca życia poruszył kilka razy końcówką ciała, udając zaskoczonego, że w ogóle do tego doszło. - Ojciec z synem. Uwielbiam to. Tyle czekałem, aż się pojawicie. Z Błysk codziennie gdzieś chodzę, już powoli zdobywa orientację w terenie. A ty i Czermień? Smutno mi, że ciągle odmawiacie wspólnego spędzenia czasu - gadał i gadał bez przerwy Bursztyn.
- Mhm, wielka szkoda, zgadzam się - powiedział z przymusu rudy. Dorosły kocur dostosował tempo marszu do drobnych kroczków potomka. Stanął bez żadnego uprzedzenia i rozszerzył oczy. Maluch ze zdziwieniem zatrzymał się i spojrzał pytająco na Bursztyna.
- No nie! Zapomniałem, że mam iść na patrol! Eh... Mama pewnie znowu walczy z twoim bratem... Co tu zrobić... - główkował kocur. - Wiem! Zaopiekuje się tobą ktoś inny! Jestem genialny - Wziął Szkarłat za kark i udał się z nim w nieznanym kierunku. Jego potomek rozglądał się naokoło, obserwując członków Klanu Lisa, prawdziwego domu, spokojnej przystani. Próbował zapamiętać wszystkie nowe zapachy, trafiające non stop do różowego nosa.
Postawił go przez czarną kotką... Ile spotka jeszcze w życiu kotów o tym samym kolorze sierści, którą posiada Czermień?!
- To Szyszka. Szyszko, kochana ty moja, to Szkarłat, mlodszy syn. Spokojnie, nie szaleje jak Czermień. Nie powinnaś mieć z nim problemów. Pobaw się z nim i odstaw na wieczorne karmienie. - Bursztyn puścił oczko do nowej osoby i udał się na patrol.
- Jaki ty jesteś maleńki! I chudziutki! Jaka słodka łatka na oczku - mówiła energicznie Szyszka, obserwując każdy centymetr kwadratowy ciała Szkarłatu.
Rudy westchnął. Czy ona też okaże się czarną przedstawicielką kotów o dziwnym charakterze?
- Dlaczego nic nie mowisz? Czermień już dawno by się odezwał, a ty milczysz - Wojowniczka biegała wokoło młodszego, by zachęcić kocię do zabawy. Rudy stał i patrzył przed siebie, by nie dać się zirytować. Oddychał, raz po raz, skupiając się na wdechu i wydechu. Szyszka zwróciła uwagę na milczącego, nieruchomego kocurka. - Dziwny jesteś. Może się zepsułeś, wychodząc ze żłobka? - Potrąciła łapką ogon malca. Polizała jego łepek przyjaźnie, oczekując na jakąkolwiek reakcję.
- Nie. Po prostu bieganie wokoło mnie i mówienie setki komplementów, jaki to jestem uroczy, uważam za trochę bezsensowne. Czy masz może jakiś lepszy pomysł na spędzenie wolnego czasu? - zapytał się, siadając na ziemi. - We dwójkę? - dodał na siłę
<Szyszko?>
- Jak ja się cieszę, zobacz sam! Futro mi drży, a ogon sam tańczy - Dawca życia poruszył kilka razy końcówką ciała, udając zaskoczonego, że w ogóle do tego doszło. - Ojciec z synem. Uwielbiam to. Tyle czekałem, aż się pojawicie. Z Błysk codziennie gdzieś chodzę, już powoli zdobywa orientację w terenie. A ty i Czermień? Smutno mi, że ciągle odmawiacie wspólnego spędzenia czasu - gadał i gadał bez przerwy Bursztyn.
- Mhm, wielka szkoda, zgadzam się - powiedział z przymusu rudy. Dorosły kocur dostosował tempo marszu do drobnych kroczków potomka. Stanął bez żadnego uprzedzenia i rozszerzył oczy. Maluch ze zdziwieniem zatrzymał się i spojrzał pytająco na Bursztyna.
- No nie! Zapomniałem, że mam iść na patrol! Eh... Mama pewnie znowu walczy z twoim bratem... Co tu zrobić... - główkował kocur. - Wiem! Zaopiekuje się tobą ktoś inny! Jestem genialny - Wziął Szkarłat za kark i udał się z nim w nieznanym kierunku. Jego potomek rozglądał się naokoło, obserwując członków Klanu Lisa, prawdziwego domu, spokojnej przystani. Próbował zapamiętać wszystkie nowe zapachy, trafiające non stop do różowego nosa.
Postawił go przez czarną kotką... Ile spotka jeszcze w życiu kotów o tym samym kolorze sierści, którą posiada Czermień?!
- To Szyszka. Szyszko, kochana ty moja, to Szkarłat, mlodszy syn. Spokojnie, nie szaleje jak Czermień. Nie powinnaś mieć z nim problemów. Pobaw się z nim i odstaw na wieczorne karmienie. - Bursztyn puścił oczko do nowej osoby i udał się na patrol.
- Jaki ty jesteś maleńki! I chudziutki! Jaka słodka łatka na oczku - mówiła energicznie Szyszka, obserwując każdy centymetr kwadratowy ciała Szkarłatu.
Rudy westchnął. Czy ona też okaże się czarną przedstawicielką kotów o dziwnym charakterze?
- Dlaczego nic nie mowisz? Czermień już dawno by się odezwał, a ty milczysz - Wojowniczka biegała wokoło młodszego, by zachęcić kocię do zabawy. Rudy stał i patrzył przed siebie, by nie dać się zirytować. Oddychał, raz po raz, skupiając się na wdechu i wydechu. Szyszka zwróciła uwagę na milczącego, nieruchomego kocurka. - Dziwny jesteś. Może się zepsułeś, wychodząc ze żłobka? - Potrąciła łapką ogon malca. Polizała jego łepek przyjaźnie, oczekując na jakąkolwiek reakcję.
- Nie. Po prostu bieganie wokoło mnie i mówienie setki komplementów, jaki to jestem uroczy, uważam za trochę bezsensowne. Czy masz może jakiś lepszy pomysł na spędzenie wolnego czasu? - zapytał się, siadając na ziemi. - We dwójkę? - dodał na siłę
<Szyszko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz