Zachęcony słowami wujka kocurek rozpoczął opowiadanie o Malinowej Łapie, który w jego mniemaniu był naprawdę super kotem i to wręcz niemożliwe, by burasek mógł jakkolwiek go skrzywdzić. Przecież Malinek taki nie był! Co prawda znał go tylko jakiś czas, jednakże... Nie, po prostu nie mieściło mu się w główce, by lubienie kogoś, ale takie lubienie lubienie, mogłoby jakkolwiek przynieść mu ból i nieszczęście.
Uśmiechnął się delikatnie, spoglądając na Wilcze Serce, jego mentora. Lubił, a nawet kochał z nim rozmawiać, mimo iż widział, że kocur czuje się wybity z tropu przy takich tematach. Co troszkę zasmuciło rudzielca, bo jednak oznaczało to, że wujek nie lubił lubił taty, tylko po prostu lubił. Mimo to, nieśmiało, powoli, krok po kroczu otwierał się z każdą chwilą jeszcze bardziej przed czarnym kocurem, z radością mówiąc o swoim światopoglądzie oraz o tym, jakie koty lubi, a jakie nie.
Rozmawiali tak długo, bardzo długo, skończyli dopiero, gdy słońce zaczynało się chować za horyzontem. Postanowili więc wrócić. Szli w ciszy, ciesząc się po prostu przyjemnym dniem.
- Wujku... d-dziękuję. Za w-wszystko - miauknął Leszczynek, nim udał się do legowiska uczniów, by odpocząć.
*skip do momentu, w którym Dzierzba przybyła do kw*
Był zły, ba, nieźle rozzłoszczony. Od kiedy ta głupia pójdźka-srójdźka zawitała do klanu wilka jego wujek zupełnie dostał na łeb! Ignorował go, nawet wtedy, gdy rudy kocurek stawał przed Wilczym Sercem osobiście, ten zdawał się go nie zauważać. Zupełnie tak, jakby syn Iglastej Gwiazdy był niewidzialny.
Kocurek czuł ogromny żal do mentora, którego aktualnie obchodziła tylko ta cholerna cynamonka. I co on sobie myślał? Że tak jego trening o, pyk, sam się dokończy? Tak to niestety nie działało. Co prawda Leszczynek był zabierany na treningi wraz z bratem, Szafirkiem i jego mentorką, Miedzianą Iskrą, jednakże to nie było to samo, mimo dobroci płowej, ten czuł się jak piąte koło u wozu, gdy obserwował, jak dobre relacje ma czekoladowy kocurek i ciocia.
Był zły.
Po prostu zły.
Nawet zwierzenie się ojcu nic nie pomogło! Dlatego też jedyne, co mu pozostało, to zwierzanie się braciom, którym chyba też fakt, że pręgus jest ignorowany ani trochę się nie podobał. Ostrokrzewik otwarcie stwierdził, że jego mentor jest beznadziejny, zaś Szafirek zaproponował, by Leszczynek poprosił ojca o wyznaczenie chwilowo innego mentora. Ale kocurek tego nie chciał. Albo skończy trening u boku Wilczego Serca, albo wcale! Podziękował więc braciom za rozmowę, po czym na drżących łapach ruszył w stronę czarnego kocura, który właśnie wyłaniał się z legowiska, w którym znajdowała się ta cholerna Pójdźka. Młody prychnął coś nie do końca zrozumiałego pod nosem, po czym, gdy zastępca chciał gdzieś pójść, szybko zagrodził mu drogę.
- Z-znowu n-nie poszliśmy n-n-na t-trening - ofuknął mentora, strosząc futerko na grzbiecie - T-to nie jest m-miłe w-wujku. O-d k-kiedy p-pojawi-iła się t-ta g-gupia Pójdźka m-mnie m-masz g-gdzieś. N-nie l-lubi-isz j-już m-m-mnie? - miauknął, pokazując całym sobą, jak bardzo jest o niego zazdrosny.
< Wilcze Serce? >
O jejku, aż mi się przykro zrobiło :')
OdpowiedzUsuńBiedny Leszczynek:(( nie krzywdzcie mojej buby
OdpowiedzUsuń