Widok poskromionych przez Pstrągowy Pysk bachorów był w cholerę satysfakcjonujący. Na tyle, że Aroniowy Podmuch prawie się uśmiechnął. Skierował łeb w stronę dumnej z siebie medyczki.
— Masz ty jednak łeb na karku — skompletował kotkę ku swojemu i jej zdziwieniu.
Słodki Język uniosła brwi zaciekawiona i uśmiechnęła się.
— No proszę, czyżby sam pan Aroniowy Podmuch mnie pochwalił? — zapytała.
Aronia już chciał zaprzeczyć, gdy ujrzał wesołe iskierki w jej dwukolorowych ślipiach. Westchnął i kiwnął łbem. Niech ma trochę radości w życiu.
— Czuję, że te smarki jeszcze nam dopieką — mruknął, odwracając się na pięcie.
Medyczka dogoniła przyjaciela na swych krótkich łapkach i zrównała z nim krok. Uniosła swój płaski pysk do góry dumnie.
— To znów damy im popalić — zawołała wyjątkowo wojowniczo jak na siebie.
Aronia mimowolnie parsknął rozbawiony.
* * *
Siedział przy skulonej matce. Jej boki unosiły się ciężko, a oddech świszczał. Słodki Język nie dawała jej zbyt dużych szans. Dla Aroniowego Podmucha znaczyło to jedno. Czas się pożegnać. Aronia nie miał pojęcia jak się za to zabrać. Zarówno Dębowe Futro jak Porzeczkowa Łapa odeszli nagle. Wręcz niespodziewanie. Ich śmierć była szybka. A Ognisty Krok umierała powoli. Z każdym wydechem uciekało z niej odrobinę życia. Cichy szelest rozległ się przy wejściu do legowiska. Z cienia wyłonił się płaski pysk i dwukolorowe ślipia. Słodki Język podeszła do niego.
— Nadal śpi — poinformował ją, spuszczając wzrok na łapy.
Kotka westchnęła i położyła ogon na grzbiecie przyjaciela.
— To dobrze, sen da jej siłę — miauknęła cicho.
Aronia pokręcił łbem.
— Co jej po sile jak i tak umrze — wymamrotał z wyrzutem.
Zrozumiawszy jak to zabrzmiało, położył uszy.
— Wiem, że zrobiłaś co mogłaś — dodał cicho. — Jeszcze nie tak dawno była pełna energii... Pamiętam jak ganiała za mną po obozie jak byłem mały...
— A ja jak uchlałeś mnie w łapę — mruknęła Słodki Język z udawanym wyrzutem.
Aronia napuszył się.
— Byłem przekonany, że jesteś szpiegiem Dwunożnych — obronił się dzielnie. — Broniłem mój klan.
Nagłe kaszlnięcie przerwało ich rozmowę. Aroniowy Podmuch od razu skierował ślipia na Ognisty Krok. Starsza uniosła lekko łeb i rozejrzała się. Widząc sylwetkę syna, uśmiechnęła się.
— Oj Aronio, czyżbyś w końcu znalazł dla mnie czas? — zapytała. lichym głosem, kaszląc.
Futro na grzbiecie kocura się zjeżyło. Przecież spędzał z nią mnóstwo czasu, to nie była jego wina, że większość przesypiała. Czując kojące mruczenie medyczki, rozluźnił się trochę.
— Tak — mruknął w końcu.
Kotka zaśmiała się słabo i przeniosła spojrzenie na Słodki Język.
— Nie powinnaś marnować na mnie ziół — miauknęła do niej. — Dobrze wiemy, że mój czas już dawno powinien nadejść...
Ogon bicolora zawirował w powietrzu.
— Nie mów tak — przerwał jej. — A co ze mną? — mruknął z pretensjami.
Czyżby nie pamiętała, że tylko ona została mu z rodziny?
— Masz Słodki Język — odpowiedziała mu matka.
Obydwoje od razu odsunęli się błyskawicznie od siebie.
— Mamo! My nie... Fuj! — obraz jego i Słodkiego Języka opanował jego łeb.
Z trudem potrzymał się od zwrócenia porannej myszy.
— Ognisty Kroku to prawda, my naprawdę się nie... — zaczęła medyczka.
— Jasne... jasne, nie okłamuj umierającej — przerwała jej starsza, paskudnie kaszląc. — Chyba się zdrzemnę — oznajmiła im, kładąc łeb na łapach.
Słodki Język i Aroniowy Podmuch wystrzelili z legowiska starszej na dwór. Nawet padający deszcz ich nie zniechęcił do narady za zewnątrz. Krople spadające z młodych liści wierzby moczyły futra czarno-białych kotów.
— Skąd jej to przyszło do łba? Skąd? — pytał sam siebie Aronia, chodząc w kółko.
Medyczka wzruszyła ramionami.
— Też nie wiem — mruknęła, spoglądając w niebo. — Może byłaby spokojniejsza, gdyby wiedziała, że kogoś masz? — podpowiedziała mu.
Aroniowy Podmuch spojrzał zaskoczony na kotkę. Przecież nie mogła wiedzieć o Łabędzim Plusku.
— Nie będę jej okłamywał — skłamał.
Medyczka westchnęła, ale nim coś zdążyła powiedzieć rozległ się krzyk Truskawkowej Łapy.
— Słodki Języku! Deszczowej Gwieździe się pogarsza!
Kotka bez zastanowienia popędziła do legowiska, z którego zanosiło się paskudne kaszlenie. Aroniowy Podmuch został na deszczu, zastanawiając się co powinien powiedzieć matce. Czy ta zasługiwała na informację, że doczekała się wnucząt? Czy dzięki temu będzie mogła spokojnie odejść? Skierował niepewnie łapy w stronę legowiska rodzicielki. Czekała ich ciężka rozmowa.
Wraz z nadejściem ranka Ognisty Krok odeszła, a Deszczowa Gwiazda stracił jedno pozostałych żyć. Za pewne niedługo straci i pozostałe. W końcu kocurowi nie można było odmówić sędziwego wieku. Aroniowy Podmuch wpatrywał się w zimne ciało matki. Wiedział, że będzie musiał ją pochować, ale nie czuł się na siłach. Z trudem utrzymywał pomarańczowe ślipia bez łez.
— Aroniowy Podmuchu? — miauknęła medyczka, podchodząc do przyjaciela.
<Słodki Języku? czas na jedzenie lodów i zapijanie smutków>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz